Taka piramida tylko w ramach 7 Cudów Świata w Parku Miniatur w Ostrawie
No i się zaczęło. Niemiło, pochmurno, wietrznie i
deszczowo. I jakby tego było mało już temperatury nie te. O lecie szybko trzeba
zapomnieć a jeszcze w piątkowy wieczór było tak pięknie.
Ta brzydka pogoda przywitała mnie tym razem w
Czechach, w których ostatnim rzutem na taśmę postanowiłem odreagować trudy
ostatnich tygodni, naładować się na przykre pogodowe sytuacje i chandryczono-melancholijny
czas. Wysyp płyt, który trwa od 7 września już to
zapowiadał od prawie miesiąca ale … cóż.
Ta muzyka to od lat trzyma mnie w pionie, nie
pozwala upaść i reanimuje w momentach gdy bliskie osoby zawodzą. Te najbliższe,
nie ma ich zbyt wiele a że pada na kobiety…cóż począć, taki mój los.
Każdy szuka tej drugiej połowy, każdy pragnie szczęścia
i bycia szczęśliwym. Mamy to zapisane w swoim bycie, genach (???), czasem z tym
walczymy, buntujemy się a może robimy dobrą minę do złej gry i niepowodzeń ale
w gruncie rzeczy… tacy jesteśmy. Szkoda, że te najprzyjemniejsze, najmilsze
chwile, nie można dzielić we dwoje ale…niech to będzie stratą dla tej…nieobecnej
– jakoś zawsze można znaleźć w tym wszystkim plus J
Tereska Drozda niedawno napisała piękny artykuł o naszych
sąsiadach Czechach, co daje jej przebywanie u nich, trafiając w punkt a może i
powtarzając moje od lat publikowane i
głoszone subiektywne wyobrażenie o tym, że po prostu ich powietrze, kultura,
muzyka, piwo i smaczne potrawy dają kopa, potrafią przefiltrować zablokowane płuca i zatoki od naszego smrodu
i zgnilizny. Ujmuję to metaforycznie acz dosadnie, nie wyobrażając sobie jednocześnie
wyprowadzki z naszego kraju raju. Takie konserwatywne zepsucie we mnie drzemie,
że Polak to w swoim kraju siedzieć powinien. Dobrze mieć zatem wspomniany
wentyl bezpieczeństwa. I to w sumie nie
tak znowu daleko. Strasznie się cieszę,
że tyle razy udało mi się tam wyjechać w
tym roku, tym samym roku na który już w ubiegłym nastawiałem się na liczne podróże, zwiedzania
i odkrywania. Czego przed laty nie udawało mi się realizować, od dwóch lat
nadrabiam w sposób systematyczny, uparcie i konsekwentnie.
Ostrava jest wciąż przeze mnie odkrywana jak dumna
kobieta, która jest, czeka i daje wiele ale i tak zostawia cos na potem, w
zanadrzu. Tym razem zapuściłem się za most…i to niejeden. Chodziłem parkami i
obserwowałem jak jesień stawia swoje znaki rozpoznawcze. Orzechy sypały się z
laskowych drzew na osiedlach, kasztany i żołędzie zasypywały chodniki a liści,
z każdą godziną było coraz więcej. Czyli podobnie jak w Polsce a jednak ciszej,
spokojniej, ulice w weekend zawsze są puste a gdy wejdziemy nawet do
osiedlowego baru czy restauracji (ulicę Stodolni omijam od zawsze szerokim
łukiem) - nagle okazuje się, że tam
życie toczy się na najwyższych obrotach. Ludzie wyprawiają tam rodzinne
spotkania, koleżeńskie posiadówy, urodziny w małym gronie czy nawet większym.
Na Placu Masaryka w Radegastovni już w samo południe brakuje stolików bo
porezerwowane i trzeba się nieźle nagimnastykować z przemiłymi kelnerkami by
dały posiedzieć godzinkę. A jak nie chcesz gwaru i zbyt dużego ruchu, można
udać się do Krużanka, do Restauracji Euroopa czy pizzerii Opatija. W tej ostatniej piwo Ostrawar z miejskiego
Pivovaru jest wręcz wspaniałe. Wciąż nie mogę wyjść z podziwu, że tam wszędzie
jest blisko. A tramwaje i trolejbusy jeżdżą wtedy gdy ich potrzebujemy J
Muzeum Zabawek- powinni obejrzeć wszyscy, mali i
duzi, Park Miniatur- ze sporą ilością polskich akcentów także… Bo zaraz zamkną
aż do wiosny. Trzeba się spieszyć. Smutne
odkrycie- legendarny klub Banik Ostrava i jego Stadion – w drodze do miejskiego ZOO (to taka podpowiedź dla tych co
na mapie będą szukać) już nie ma swojej historycznej lokalizacji, wszystko
stało się terenem budowy. Teraz trzeba przejść na Vitkovice. Tu akurat dla turystów i
przyjezdnych żaden problem, festiwale Colour of
Ostrawa i inne imprezy organizowane na terenie postindustrialnym Huty i
Kopali Vitkovice, otworzyły tę okolicę już dawno. Tak tak, ja wiem, że meczy
nie rozgrywano tam już od sezonu piłkarskiego 2015/16 ale będąc jeszcze zimą –
było widać wysłużone trybuny. Chyba nie mam tam zrobionego żadnego zdjęcia,
szkoda. Bo teraz już nie ma tam nic.
Oczywiście płytowe łowy poczyniłem, co niebawem
będzie można usłyszeć w moich audycjach ale z jednej płyty jestem wyjątkowo
zadowolony, z pierwszego i to w winylowym formacie, albumu Karela Kryla „Bratricku,
zavirej vratka” (Braciszku, zamknij furtkę)” z 1969 roku.
Braciszku, zamykaj furtkę
Braciszku nie szlochaj
to nie są strachy
Przecież jesteś już duży
To tylko żołnierze
Przyjechali w kanciastych
żelaznych przyczepach
Z łzą w oku
patrzymy na siebie
Bądź ze mną braciszku
boję się o ciebie
na krętych drogach
Braciszku w bucikach
Za oknem zrobiło się ciemno i pada
To nie będzie krótka noc
Wilk nabrał ochoty na baranka
Braciszku! Zamknąłeś furtkę?
Braciszku nie szlochaj
nie marnuj łez
Powstrzymuj przekleństwa
i oszczędzaj siły
Nie możesz mieć do mnie pretensji
jeżeli nie dojdziemy
Naucz się piosenki
Nie jest tak trudna
Wesprzyj się na mnie
Droga jest dziurawa
Będziemy się na niej potykać
Wrócić nam już nie wolno
Za oknem zrobiło się ciemno i pada
Ta noc nie będzie krótka
Wilk nabrał ochoty na baranka
Braciszku! Zamykaj furtkę!
Zamykaj furtkę!
Braciszku nie szlochaj
to nie są strachy
Przecież jesteś już duży
To tylko żołnierze
Przyjechali w kanciastych
żelaznych przyczepach
Z łzą w oku
patrzymy na siebie
Bądź ze mną braciszku
boję się o ciebie
na krętych drogach
Braciszku w bucikach
Za oknem zrobiło się ciemno i pada
To nie będzie krótka noc
Wilk nabrał ochoty na baranka
Braciszku! Zamknąłeś furtkę?
Braciszku nie szlochaj
nie marnuj łez
Powstrzymuj przekleństwa
i oszczędzaj siły
Nie możesz mieć do mnie pretensji
jeżeli nie dojdziemy
Naucz się piosenki
Nie jest tak trudna
Wesprzyj się na mnie
Droga jest dziurawa
Będziemy się na niej potykać
Wrócić nam już nie wolno
Za oknem zrobiło się ciemno i pada
Ta noc nie będzie krótka
Wilk nabrał ochoty na baranka
Braciszku! Zamykaj furtkę!
Zamykaj furtkę!
Tak to zdaje się
leci, jeśli niczego nie pomyliłem…
Jesień, słota, zimno,
wietrznie…dziś koleżanka donosiła, że w Warszawie nawet gradem sypnęło. No się
porobiło. 11 stopni w dzień było, żarty się skończyły. Trzeba się dobrze
odżywiać, diety cud odstawić na balkon, pić gorące herbatki, wieczorem się
rozgrzewać, jak nie w łóżku, to przy kominku albo choć w dłoni z lampką dobrego
wina. Trzeba to przetrwać i nie dać się chorobom. I jakoś spróbować się uśmiechnąć
– jak nie ma do kogo ani do żadnego zwierzaka- najlepiej kota, to by zamruczał
w nagrodę – to choć do samego siebie z rana przed lustrem. Może wtedy ten dzień
milszy będzie a my dla samych siebie?
W czerwcu dostałem
piękną bluzę od Wojtka Wojdy z Farben Lehre, o dziwo wtedy w Kędzierzynie Koźlu
nawet się przydała bo i padało i chłodno jak ciort było. A potem wisiała sobie
na krześle. Aż do dzisiaj. I się bardzo przydała.
A na ulicach coraz
więcej zakatarzonych, kaszlących i powłóczących nogami. To oznacza, że sezon
chorób też się niestety zaczął. I mnie pierwszy ból gardła dopadł. Właśnie w
Czechach. Ale ja to już mam za sobą…
Do miłego posłuchania
Piękne wznowienie pierwszego LP Karela Kryla...wreszcie trafiłem na otwarty sklep Bontonland w Ostrawie. Nie musiałem wędrować (choć i tak poszedłem) do największego tam Centrum Handlowego Nova Karolina, wszystko więc kręci się wokół Placu Masaryka.
i tradycji stało się zadość. A na wystawie plakaty reklamujące najnowsze dzieła Hany Zagorovej, Tomasa Klusa (był na szczycie sprzedaży płyt w Czechach ale...ustąpił miejsca Eminemowi i płycie "Kamikaze". Co do listy przebojów na 3 Olympic z "Trilobit"- jeszcze nie słuchałem ale zrobię to niebawem
Prześlij komentarz