Wielki powrót Marca Almonda






Wielka radość spotkała mnie wraz z premierą nowej płyty mistrza Marca Almonda!!!
Artysta kiedyś znany z projektu Soft Cell od 1984 roku podróżował swoimi muzycznymi ścieżkami.
Natknąłem się na jego muzyczne dokonania pierwszy raz w 1990 roku gdy zakochałem się (dosłownie) w przepięknej płycie "Enchanted".  To z tego albumu pochodziły takie nagrania jak "Madame De laLuna", demoniczny "A Lover Spurned" czy  "Waifs and Stays".
Najważniejszym jednak dziełem w moim odczuciu okazała się pozycja wydana rok później "Tenement Symphony". Ileż to dni i nocy spędzałem na zasłuchiwaniu się w niej...duża w tym zresztą zasługa Tomka Beksińskiego, który podobnie jak ja, wielbił tego nietuzinkowego wokalistę, kompozytora i tekściarza - nie tylko za głos lecz za specyficzne widzenie rzeczywistości.
 "Jacky", "The Days of Pearly Spencer" czy "My Hand Over My Heart"przebiły się zresztą na wielu listach przebojów. "The Days of Pearly Spencer" nawet do doskonałej czwartej pozycji na Wyspach Brytyjskich.
Ten najnowszy album Almonda jest jego dwunastą płytą w solowej dyskografii!!! 
Marc wcześniej sugerował, że jego album Varieté z 2010 roku może być ostatnią płytą z własnym, premierowym materiałem. A jednak, dzięki sławnemu brytyjskiemu producentowi i autorowi piosenek Chrisowi Braidenowi (Lana Del Ray, David Guetta, Beyoncé, Britney Spears), wielkiemu fanowi twórczości Marca, zmienił zdanie.

Niektóre z piosenek są bardziej osobiste, melancholijne, refleksyjne i działające na wyobraźnię – mówi na temat swojego nowego albumu The Velvet Trail Almond. Jak utwór tytułowy, mówiący o wspomnieniach, nostalgii, dzieciństwie i śmierci. Podobnie jest w przypadku ulubionej piosenki Chrisa „The Pain Of Never”. Chris chciał stworzyć ostateczną płytę Marca Almonda, elektryczną, soczystą, emocjonalną, mroczną i seksowną...
Album został przygotowany w nietypowej formie, bez wyraźnego podziału na kolejne piosenki. Chris widział ten album jako jedną podróż. Płytę której będzie się słuchało od początku do końca, wypełnioną połączonymi ze sobą utworami, z muzycznymi interludiami. To jest sprzeciw wobec czasów cyfrowego ściągania muzyki, gdzie pobierane są pojedyncze utwory albo słuchania albumów w innej niż była intencją artysty kolejności. Ja zawsze postrzegałem swoje płyty jako całość, która zabiera słuchacza w podróż.
"The Velvet Trail" jest płytą, której miało nie być. Narodziła się podczas spontanicznego, organicznego, inspirującego procesu. Nie została tylko skomponowana i nagrana, ale wręcz wyczuta i stworzona. Dla tych wszystkich, którzy kochają twórczość Marca Almonda, tych którzy po prostu kochają prawdziwą muzykę i emocje w niej zawarte, jest to pozycja nie do pominięcia.  
Na krążku prócz przecudnych (jak zawsze też burleskowych) dźwięków, gość - Beth Ditto w nagraniu "When The Comet Comes".

Absolutnie polecam

Komentarze

Nowsza Starsza