Ja to już napisałem, powiedziałem ale w tym wypadku muszę się powtórzyć.
Gdyby nie muzyka to kto wie co by ze mną było. Może jeszcze przed kilku laty nie zdawałem sobie z tego sprawy, teraz nie mam ku temu żadnych wątpliwości.
Ta dzisiejsza mroczno brytyjska aura, ta mgła, opady deszczu, jakieś chyba ciśnieniowe zawirowania, które przynajmniej w moim wieku, najpewniej zakończyły by mój dzień - nawet w jego środku - w łóżeczku pod ciepłą kołderką (o cholera, koc i ciepłą kołdrę na zimę muszę kupić), rano panujący półmrok, podobnie dzieje się obecnie po 16.00 - nie napawają optymizmem.
Najlepsze co można zrobić to spuentować dzień w fotelu (gdybym miał dodatkowo przy kominku), z kieliszkiem wina w jednej ręce a na kolanach zamiast mruczącego kota, stertą płyt i kolejne z nich wędrują do odtwarzacza, co w efekcie pozwala jak zastrzyk adrenaliny, pobudzić mnie do działania i życia jakiegokolwiek. Czyli muzyka najlepsza jest na wszystko. Zgadzacie się ze mną?
Ale co mi z tego pozostało? Wreszcie wygodny fotel i sterta płyt. Ale rosnąca z dnia na dzień a dziś nawet z godziny na godzinę. Chyba nigdy wcześniej nie było to bardziej frustrujące, bo moja doba i tak za krótka jest o 24 godziny, a co dopiero teraz? Człowiek głodny nowości, premierowych dźwięków słucha i słucha, końca nie widać, czasem tylko rozpakuje płytę. Od razu przepraszam tych, którzy mnie pytają (artystów też) - no i jak... a ja wciąż nie odpowiadam. Odpowiem, mam nadzieję.
Absolutne apogeum jesiennego wysypu premier właśnie przeżywamy Moi Drodzy i mimo wszystko, dobrze mi z tym. Rajcuje się jak dzieciak gdy rano kurier przywiózł wytęskniony i wyczekiwany szczególny album od chłopaków z Riverside. Gdy poprawił płytami Sonata Arctica ale również debiutem od Martiny M (którą w ubiegłym roku przedstawiałem na swojej składance "Muzyka Czterech Stron Świata vol.2"), i comeback wydawniczy Iwonki Loranc - już lekko nogi się ugięły pode mną.
A na deser przybyła mega ważna premiera- również z dziś od Lady Gagi - choć wcale nie taka przebojowa jak już niektórzy zawyrokowali zupełnie niesłusznie - nawet najlepszym albumem w dyskografii artystki. Może gdyby rozpatrywać go pod kątem dojrzałości, różnorodności... hmm, może i faktycznie. Producent Mark Ronson zrobił swoje, Florence Welch w jednym z nagrań dorzuciła swoje trzy grosze ale żeby od razu ... czas pokaże.
A Agencja Fonograficzna Polskiego Radia rozpieszcza nas rarytasami. I dlatego dostałem dziś akustyczny Perfect, jubileuszowy i koncertowy zarazem Varius Manx, Krzysię Górniak (też była na mojej składance), Sasha Strunin (mmm, te noogi, ten głos) a do tego Marek Napiórkowski i Grażyna Szapołowska, która jest zdecydowanie jak wino.
A nie mogę zapomnieć, że dzięki uprzejmości Universalu na chyba tydzień przed premierą mogę cieszyć się koncertem Dorotki Miśkiewicz, na którym co prawda nie byłem (hmmm, co ja robiłem tego szesnastego...) ale teraz mogę i posłuchać i obejrzeć wersję DVD.
Pięknie prawda? Dla każdego coś dobrego.
Jutro (czyli z soboty na niedzielę) w "Nocy z Jedynką" w Programie 1 Polskiego Radia, choć już audycję miałem gotową, na pewno wiele z tych muzycznych cudeniek postaram się zmieścić.
Ta audycja to tak pomiędzy, choć na nią podobnie jak Państwo, czekam równo miesiąc. Pomiędzy zestawem obowiązków muzycznych a koncertem legendarnej formacji - nie wstydźmy się tego określenia - The Mission. W warszawskiej Progresji zresztą - o czym pisałem w oddzielnym poście już pojutrze. To będzie z jednej strony jubileusz a z drugiej premiera koncertowa najnowszego - dziesiątego w ich karierze wydawnictwa. Album absolutnie powalający. Nowa fala, trochę post punku a przede wszystkim mroczny gotyk. Miiiiód na serce, gorąco polecam.
Jakby tego było mało - kolejne muzyczne perełki albo jeszcze nie rozpakowane albo jadą do mnie z krain dalekich. Czyli czekają na swój i Państwa czas.
Wystarczy spojrzeć na najnowsze zestawienie sprzedaży płyt za Oceanem, zsumowane przez tygodnik Billboard.
Na samym szczycie od razu premiera od Green Day. Album "Revolution Radio" co ciekawe- mam tylko w wersji winylowej- w radiu nie zagram ale sam- katuje się od ponad tygodnia. Dobra pozycja.
Tuż za nimi pojawiła się wręcz doskonała i wracająca do czystego jazzu Norah Jones- choć czy ona rdzenny jazz kiedykolwiek śpiewała...?
Wśród premier na 3 i nowy One Republlic (na płycie ciekawostka muzycznoprzyrodnicza- duet z Peterem Gabrielem !!!), Alter Bridge na 8, na 34 i 35 dwie bardzo interesujące damy- najpierw- czyli wyżej Melissa Etheridge a tuż za nią Colbie Caillat ze swoim "Malibu Sessions".
Na 63 ostatni z Bee Geesów, czyli Barry Gibb, który choć bez wielkich producentów i muzyków, stworzył kolejny prześliczny album. Na pewno usłyszycie go w radiowej Jedynce w nocy z soboty na niedzielę.
Obok Pawła Rosaka, drugiego z Napiórkowskich (choć to nie rodzina) - Krzysztofa, Roisin Murphy, i tak dalej i tak dalej.
Coś jeszcze?
Na dziś chyba starczy...
A Wy po jakie płyty sięgniecie z tego zestawu? A może po zupełnie inne...?
Do miłego posłuchania
Prześlij komentarz