The Mission to brytyjska formacja grająca rocka gotyckiego założona przez wokalistę Wayne'a Husseya i basistę Craiga Adamsa, znanych wcześniej z zespołu The Sisters of Mercy. Pierwszy longplay The Mission zatytułowany "God's Own Medicine" ukazał się w listopadzie 1986 roku.
Tak podają liczne źródła. Ja dodałbym, że sięgając do Nowej Fali bardzo szeroko oddziałują na wiele współczesnych i wciąż pojawiających się kapel.
Jedynym członkiem obecnym we wszystkich wcieleniach zespołu The Mission jest wspomniany Hussey. Do dzisiaj formacja sprzedała na świecie blisko pięć milionów płyt. A jakie są ich związki z The Sisters Of Mercy?
Po wydaniu przez The Sisters of Mercy w 1985 roku debiutanckiego albumu
"First and Last and Always" relacje w zespole przestały się układać. Nie
było zgody, co do kierunku artystycznego kapeli, pojawiły się także
tarcia personalne. Na pewnym etapie zrobiło się na tyle nieprzyjemnie,
iż Wayne Hussey i Craig Adams postanowili po prostu liderowi Andrew
Eldritchowi za dalszą współpracę podziękować i zacząć karierę na własny
rachunek. Panowie wystartowali pod nawiązującym do poprzedniej formacji
szyldem The Sisterhood (dołączyli do nich szybko kolejni muzycy -
perkusista Mick Brown oraz gitarzysta Simon Hinkler). Nie było to jednak
jedyne nawiązanie do wydawać by się mogło zamkniętego etapu - na
pierwszych koncertach panowie prezentowali utwory powstałe jeszcze w
czasach, kiedy grali w The Sisters of Mercy (głównie te, które z różnych
powodów zostały odrzucone przez Eldritcha). Oczywiście frontmanowi
Sisters nie spodobało się to, że koledzy zaczęli kariery niezależnie od
niego, postanowił więc zrobić im psikusa. Zanim Hussey i Adams na dobre
rozkręcili The Sisterhood, Andrew zrealizował longplay i wydał go pod tą
samą nazwą. Duetowi nie pozostało więc nic innego, jak rozejrzeć się za
nową. - Mniej więcej dwa miesiące po tym jak wystartowaliśmy, graliśmy
już jako The Mission - opowiadał Wayne dziennikarzowi
Graveconcernsezine.com. - Zawsze zdawaliśmy sobie sprawę, że będziemy
musieli zmienić nazwę na jakąś bardziej odrębną, i dzięki Bogu i
Eldritchowi zrobiliśmy to. Moim zdaniem to bardzo dobra nazwa dla
rockowej kapeli.
Założyciele formacji nie mają jednej wersji, co tak naprawdę posłużyło za inspiracje. Hussey utrzymuje, iż wpadł na ten pomysł, gdyż jego rodzice (byli Mormonami) zawsze chcieli, aby został misjonarzem. Brown utrzymuje, że została ona zaczerpnięta z marki jego ulubionych głośników. Jeszcze inne źródło wskazuje, iż pochodziła ona od tytułu planowanego drugiego albumu The Sister Of Mercy, "Left on Mission and Revenge".
W 1986 roku muzykom udało się podpisać opiewający na siedem płyt kontrakt z wytwórnią Phonogram Records (zanim jednak do tego doszło, grupa własnym sumptem wydała dwa single, "Serpents Kiss", "Garden of Delight"). Następnie artyści rozpoczęli nagrania pierwszego krążka. Prace zajęły im sześć tygodni (w studiu wspomagał ich producent Tim Palmer) - gotowe dzieło otrzymało tytuł "God's Own Medicine" i wypełniła je mieszanka elementów gotyckich z tradycyjnie pojmowanym rockiem. Jak zapewniał frontman kilka lat później, celem zespołu nigdy nie było tworzenie wiekopomnych dzieł, które odmienią oblicze muzyki - chodziło po prostu o dobrą zabawę. - Nigdy nie myślę i nigdy nie myślałem o nas jako jednej z tych innowacyjnych grup, która nagrywa płyty przyszłości - tłumaczył w rozmowie z "Record Mirror". - Nagrywamy przede wszystkim dla siebie. Nie staramy się być nowym Led Zeppelin, chcemy robić po prostu to, co nas w uszczęśliwia. Pierwszy na rynku pojawił się zwiastujący longplay singel "Stay With Me", który powędrował na 30. miejsce brytyjskich zestawień, następnie jeszcze przed końcem 1986 roku do sklepów trafił longplay. Podobnie jak mała płytka, "God's Own Medicine" spisało się dobrze na rynku - sięgnęła po niego wystarczająca liczba słuchaczy, by dzieło pokryło się złotem. Aby dopomóc promocji, grupa ruszyła w trasę koncertową po Wielkiej Brytanii, na której otwierała występy The Cult, następnie przyszedł czas na Stany Zjednoczone i resztę świata. Na początku 1987 roku w sprzedaży pojawił się longplay "The First Chapter". Nie był to jednak premierowy materiał, a kompilacja utworów z pierwszych singli, a także przeróbek piosenek innych wykonawców, m.in. Neila Younga czy Patti Smith.
Na longplay z prawdziwego zdarzenia fani formacji musieli czekać do 1988 roku, kiedy ukazał się zestaw zatytułowany "Children". Tym razem w roli producenta pojawił się znany z Led Zeppelin, John Paul Jones. - Zawsze byłem wielkim fanem Led Zeppelin, więc możliwość współpracy z Johnem była dla mnie spełnieniem marzeń - opowiadał Wayne. - Już na naszym pierwszym albumie pojawiły się nawiązania do Zeppelinów, szczególnie w partiach gitar. Piosenki, które trafiły na "Children" powstały jednak zanim połączyliśmy siły z Johnem, więc nie miał on bezpośredniego wpływu na sam materiał. Na krążku znalazła się kompozycja "Tower of Strength", która do dzisiaj jest największym i najbardziej rozpoznawalnym utworem z repertuaru Brytyjczyków. - Gdybym miał wybrać jeden kawałek, który najlepiej oddaje to, czym tak naprawdę jest The Mission, byłoby to na pewno "Tower of Strength" - opowiadał po latach Wayne na łamach "Yorkshire Evening Post". - To nie jest najlepsza piosenka, jaką kiedykolwiek napisałem, ale z pewnością najbardziej esencjonalna. W międzyczasie kapela ciągle koncertowała - odbyła trasy po Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Portugalii, zagrała także na kilku znaczących europejskich festiwalach, z Reading na czele. W kwietniu 1989 roku kapela wzięła udział w koncercie na rzecz uczczenia pamięci ofiar tragedii na stadionie Hillsborough (z powodu napierającego na balustrady tłumu zginęło wtedy 96 osób - wszyscy byli kibicami Liverpool FC, ulubionej drużyny Wayne'a). - Ten koncert był dla mnie bardzo ważnym wydarzeniem - wspominał frontman dziennikarzowi serwisu Steinberg.net. - W trakcie występu doszło do awarii - zostaliśmy odcięci od prądu i zapanowała całkowita ciemność. Nie minęło jednak 30 sekund, a publiczność zaczęła śpiewać nam "You'll Never Walk Alone" (kompozycja z 1945 roku Richarda Rodgersa i Oscara Hammersteina II, którą kibice Liverpoolu uczynili swoim hymnem). Jedyne co widzieliśmy ze sceny to tysiące zapalniczek. Nie było wtedy chyba osoby, która nie uroniłaby łzy. Na początku 1990 roku odbyła się premiera trzeciego studyjnego krążka The Mission, "Carved in Sand", będącego kolejnym sukcesem w dorobku grupy (7. miejsce w Wielkiej Brytanii). Sesje do "Carved in Sand" okazały się na tyle płodne, iż z pozostałego materiału uzbierał się kolejny album, "Grains of Sand" (ukazał pod koniec 1990 roku).
Po wydaniu w 1992 roku albumu "Masque" grupa rozstała się z Phonogram - muzycy nie byli do zadowoleni ze współpracy, na dodatek pojawiły się zatargi natury prawnej. Warto dodać, iż w przededniu sesji z zespołem rozstał się Hinkler, co zapoczątkowało powolny rozkład zespołu (następny w kolejce był Adams, który pożegnał się na chwilę po premierze). W zamyśle, "Masque" miało być solowym longplayem Wayne'a, niemniej po tym jak do komponowania przyłączyli się inni ówcześni muzycy zespołu, lider postanowił wydać materiał pod szyldem The Mission. W kolejnych latach band zrealizował następne dwa albumy: "Neverland" (1995) oraz "Blue" (1996). Obydwa wydawnictwa spotkały się jednak ze znacznie chłodniejszym przyjęciem od poprzednich. Spadek popularności był jednak tylko jednym z wielu problemów z jakim borykała się wówczas grupa. Artystom coraz trudniej było się ze sobą dogadać. Po zakończeniu trasy promującej "Blue" podjęto więc decyzję o zakończeniu działalności.
Po rozwiązaniu The Mission Hussey przeprowadził się z żoną i córką do Kalifornii i raczej sporadycznie zajmował się muzyką (tworzył m.in. remiksy dla stacjonującej w Los Angeles wytwórni Cleopatra). Z czasem zaczęły do niego napływać jednak oferty okazjonalnych koncertów pod starym szyldem. Wayne dał się namówić na nie w 1999 roku - odbył wtedy krótką trasę po Stanach Zjednoczonych, później po Wielkiej Brytanii. Występy okazały się jednak na tyle dużym sukcesem, iż frontman postanowił wskrzesić zespół na stałe. Pierwsze były koncerty na europejskich festiwalach (na jednym z nich, niemieckim M'era Luna, The Misson wystąpiło obok The Sisters Of Mercy). Następnie w 2000 roku artysta postanowił udać się z zespołem do studia. Efektem prac był wydany w 2001 roku album "Aura". - To była bardzo fajna sprawa powrócić do studia po 5,6-letniej przerwie - wspominał lider. - Najważniejsze było w tym przypadku to, iż zebraliśmy wtedy chyba najlepsze recenzje w całej naszej karierze. Większość fanów także pokochało ten krążek.
W kolejnych latach zespół kontynuował działalność, niemniej opierała się ona wyłącznie na graniu koncertów (panowie dotarli z nimi m.in. do Brazylii, Argentyny, Chile i Peru). Za tworzenie dziewiątego w dorobku longplaya kapela zabrała się dopiero w 2006 roku (dzieło otrzymało tytuł "God is a Bullet" a jego premiera odbyła się w kwietniu 2007 roku). W pracach wspomogło zespół kilku zaprzyjaźnionych artystów, m.in. Julianne Regan znana z formacji All About Eve, a także Simon Hinkler, pierwszy gitarzysta The Mission. Po zakończeniu trasy "God is a Bullet" Wayne ponownie postanowił zawiesić działalność zespołu - tym razem po to, aby zacząć karierę pod własnym nazwiskiem. W 2009 roku przygotował pierwszy w karierze solowy krążek, pod tytułem "Bare". Na program płyty złożyły się nowe wersje piosenek The Mission, a także covery, m.in. The Cure, U2 czy The Beach Boys.
Podobnie jak za pierwszym razem, urlop od macierzystej formacji nie trwał zbyt długo. W 2011 roku Hussey ponownie zajął się zespołem. Nie był to jednak pełny powrót - chodziło o zagranie serii koncertów dla uczczenia 25-lecia działalności (pierwszy odbył się w Brixton O2 Academy w Londynie). - Po występach w 2008 roku nie myślałem, że jeszcze kiedykolwiek będę chciał się zająć tym tematem - wyjaśniał dziennikarzowi Thequietus.com. - Jednak niemalże po tym jak ogłosiłem koniec, zaczęli pojawiać się u mnie ludzie z pytaniami, czy nie miałbym ochoty na jakieś specjalne koncerty, z okazji zbliżającego się ćwierćwiecza kapeli. Presja była więc od samego początku. Na tym etapie w ogóle mnie to jednak nie interesowało. Ale pewnego dnia moja żona powiedziała: "Musisz to zrobić, bo będziesz tego żałował do końca życia!". Występy były wyjątkowe nie tylko jednak z powodu jubileuszu. Na scenie towarzyszyli Wayne'owi także muzycy, którzy od lat nie grali w zespole, m.in. Simon Hinkler i Craig Adams.
Ostatnie dwie płyty The Mission to wydana przed trzema laty "The Brightest Light" i ta najnowsza "Another Fall From Grace" z 30 września bieżącego roku.
To ich dziesiąta studyjna pozycja. Jak mówi sam Wayne Hussey – „To nasz najmroczniejszy
album od lat. Jego powstawaniu towarzyszył prawdziwy ból egzystencjalny.
Traktuję ten album jak brakujące ogniwo pomiędzy „First & Last
& Always” The Sisters of Mercy oraz „God’s own Medicine” The
Mission”.
Na wokalu usłyszeć możemy gościnnie Gary’ego Numana, Martina L. Gore (Depeche
Mode), Villego Valo (HIM), Julianne Regan (All About Eve).
Współproducentem krążka jest Tim Palmer, żywa legenda branży muzycznej, z
którym The Mission nagrali swój debiut oraz niezapomniany „Carved In
Sand” z 1990.
Uwaga w najbliższą niedzielę 23 października o 21.00 w warszawskim Klubie Progresja pojawi się omawiana legenda.
Zapowie ją muzycznie- The Awakening, który na scenie w klubie powinien pojawić się równo godzinę wcześniej.
Nie wiem jak Wy ale ja, będę obowiązkowo ...
Prześlij komentarz