Zmarła irlandzka piosenkarka Sinead O'Connor - podał Reuters, powołując się na "The Irish Times".Artystka i piosenkarka miała 56 lat.
Artystka odeszła w nocy 25 lipca. Legendarna piosenkarka od lat miała problemy natury psychicznej, a 18 miesięcy temu pochowała syna po samobójczej śmierci.
Irlandzka piosenkarka wydała dziesięć albumów studyjnych: „The Lion and the Cobra” (1987), „I Do Not Want What I Haven't Got” (1990), „Am I Not Your Girl?” (1992), Universal Mother”(1994), „Faith and Courage” (2000), „Sean-Nós Nua” (2002), „Throw Down Your Amrs” (2005), „Theology” (2007), „How About I Be Me (and You Be You)?” (2012) i „I'm Not Bossy, I'm the Boss” (2014).
Wydała także album koncertowy „Live at the Sugar Club” (2008), a kompilacje O'Connor składają się z pięciu zestawów - „So Far ... The Best Of” (1997), „Sinéad O'Connor: Best Of” (2000), „She Who Dwells in the Secret Place of the Most High Shall Abide Under the Shadow of the Almighty” ( Ta, która mieszka w sekretnym miejscu Najwyższego, będzie przebywać w cieniu Wszechmocnego) (2003), „Collaborations” (2005) i „Essential” (2005). Ponadto O'Connor wydała także cztery albumy wideo i ogółem trzydzieści cztery single.
Jej największy hit to cover piosenki Prince'a, napisany przez niego w 1984 roku, „Nothing Compares 2U”-w wykonaniu Sinead, zapewnił jej numer jeden m.in. na UK Charts oraz Billboard Hot 100
Został wydany jako drugi singiel z jej drugiego albumu na początku 1990 roku i stał się światowym hitem. O'Connor była współproducentem singla z Nellee Hooper, a jej teledysk wyreżyserowany przez Johna Maybury'ego był często emitowany w MTV. W grudniu 1990 roku Billboard nazwał „Nothing Compares 2 U” „numerem 1 światowego singla” 1990 roku na swoich pierwszych nagrodach Billboard Music Awards.
Prince wydał własną wersję utworu „Nothing Compares 2 U” z gościnnym wokalem Rosie Gaines w 1993 roku. Ta wersja utworu na żywo znalazła się na jego kompilacji „The Hits / The B-Sides” . Jego oryginalne nagranie studyjne piosenki z 1984 roku zostało ostatecznie wydane w 2018 roku jako singiel, a później na pośmiertnej kompilacji „Originals” z 2019 roku .
O Sinead O'Connor, nieco inaczej
Gdy trzeciego października 1992 roku Sinéad O’Connor była pojawiła się w programie „Saturday Night Live”, nikt nie podejrzewał, że będzie to jeden z największych skandali dekady. Każdy znał jej nazwisko, bo przebój „Nothing Compares 2U” od dwóch lat święcił triumfy. W 17 krajach w tym samym czasie okupował pierwsze miejsca list przebojów. Według scenariusza piosenkarka miała zaśpiewać jeden ze swoich utworów. Ale Sinéad najpierw wykonała a cappella utwór Boba Marleya „War” ze słowami zmienionymi tak, by nikt nie miał wątpliwości, że śpiewa o ofiarach molestowania w Kościele katolickim, a następnie, ze słowami na ustach: „Walczcie z prawdziwym wrogiem”, przedarła na pół zdjęcie papieża Jana Pawła II.
Niemal 20 lat później wróciła wspomnieniami do tego dnia. I podkreśliła, że niczego nie żałuje, mimo że za wszystko zapłaciła bardzo wysoką cenę. Jak dziś wygląda jej życie? Wydaje się, że po koszmarze, który przeszła, wreszcie zaznała względnego spokoju...
Gdy w 1992 uczyniła ten dla wielu skandaliczny gest, na widowni zapadła grobowa cisza. Nie było braw. Nie było gwizdów. Nic. Cisza. Gwizdy były za to kilkanaście dni później podczas jubileuszowego koncertu Boba Dylana. Rozległy się natychmiast, gdy na scenę wyszła Sinéad. Znów zaśpiewała „War”. Zeszła ze sceny wsparta na ramieniu piosenkarza country Krisa Kristoffersona, który szeptał jej do ucha, by nie dała się złamać. Płakała. „Zniszczyli ją za ten gest. Zaszczuli. Jedna z najwybitniejszych współczesnych wokalistek. Chciałabym, żeby odzyskała spokój”, napisała dziennikarka radiowa Agata Całkowska. Udało jej się to osiągnąć, ale w ostatnich latach los wystawił Sinead na trudną próbę. W styczniu 2022 roku dotarła do nas tragiczna wiadomość, że syn artystki, 17-letni Shane, odebrał sobie życie. Potem zniknęła z mediów...
Sinéad O'Connor po incydencie z 1992 roku wycofała się na jakiś czas z życia publicznego. Zrezygnowała z koncertów. A gdy wróciła… nic już nie było tak, jak przedtem. W wywiadzie dla „Wysokich Obcasów”, którego udzieliła w 2020 roku, powiedziała, że ani odrobinę nie była zdziwiona taką reakcją na to, co się wydarzyło. „Każdy, kogo znałam, był w szoku”. A jej chodziło tylko o zwrócenie uwagi na to, że według niej Watykan i Jan Paweł II tuszują sprawy pedofilów z Irlandii.
„Mało kto wtedy wierzył, że księża molestują dzieci, a polski papież zamiata to wszystko pod dywan. Nie mieściło się nam w głowie, że coś takiego było w ogóle możliwe. Wiedziałam, że zaszokuję ludzi”. W wywiadzie, którego jakiś czas temu udzieliła w „New York Times”, wyznała: „Nie żałuję tego, co zrobiłam. To było cudowne. Ale jednocześnie było to traumatyczne doświadczenie. Wszyscy zaczęli mnie traktować jak stukniętą sukę”.
Wydawało się, że wychowana w katolickiej irlandzkiej rodzinie nigdy nie odwróci się od Kościoła. We „Wspomnieniach” O’Connor pisała: „Ojciec mojej matki jest dostawcą pieczywa. Dom jego i babci przypomina większość domów starych ludzi. Cała ściana nad kominkiem obwieszona jest wyblakłymi portretami papieży wraz z Ojcem Pio i Matką Bożą, i Chrystusem. W połowie wąskich schodów wisi kinkiet w kształcie Najświętszego Serca Jezusa. Jest naprawdę przerażający”. Razem z matką pojechały nawet na pielgrzymkę do Lourdes. Sinéad pisała, że gdy pewnego dnia matka się nad nią znęcała, ukazał jej się Jezus. Innym razem wspierał ją obecnością Duch Święty.
Po latach odeszła jednak od Kościoła i w kwietniu 1999 roku została wyświęcona przez nieuznawanego biskupa Michaela Coksa. W 2013 roku na jej prośbę papież Benedykt XVI nałożył na nią ekskomunikę. Co takiego wydarzyło się w życiu Sinéad, że nie tylko odeszła od Kościoła, lecz także w przedmowie do swojej książki napisała: „Nie pamiętam nic ponad to, co przekazałam mojemu wydawcy. I niż to, co osobiste, oraz to, co pragnę zapomnieć. Zresztą to wszystko, czego nie jestem w stanie przywołać, zapełniłoby dziesięć tysięcy bibliotek, więc pewnie na jedno wychodzi, czy to pamiętam, czy nie. Nie jestem w stanie tego wszystkiego przywołać głównie dlatego, że dopiero od sześciu miesięcy jestem w swoim życiu tak naprawdę obecna. A kiedy piszę te słowa, mam pięćdziesiąt cztery lata. Jest wiele powodów, dla których tak się stało. Możecie znaleźć je w tej książce. A przynajmniej ich większość. Byłam naprawdę obecna do czasu ukazania się mojej pierwszej płyty. Później udałam się w jakieś miejsce wewnątrz siebie. Zaczęłam też palić zioło. W sumie nie przestałam tego robić do połowy 2020 roku. Więc owszem – nie bardzo kontaktowałam, a w takiej sytuacji trudno jest przypomnieć sobie różne wydarzenia”.
Moja matka nie lubi małych dziewczynek”, wyznała. W wywiadzie udzielonym Phillipowi McGraw w programie „Dr. Phil” na pytanie: „Za co najbardziej kochasz swoją matkę?” odpowiedziała: „Pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to fakt, że umarła”. Matka Sinéad zginęła w wypadku samochodowym, gdy ta miała 18 lat. Do dzisiaj się z tym nie pogodziła, choć matka zafundowała jej prawdziwe piekło. Napisać, że dzieciństwo Sinéad było trudne to tak, jakby nic nie napisać. Gdy miała dziewięć lat, jej rodzice się rozwiedli, a ojciec John jako pierwszy mężczyzna w historii Irlandii wywalczył prawo do opieki nad dziećmi. Sinéad i jej brat mieszkali z nim i z macochą tylko pół roku, bo tęsknili za matką.
Wspomnienia Sinéad są wstrząsające. „Jestem zazdrosna, kiedy patrzę, jak matki obejmują inne dziewczyny ze szkoły Merrion Avenue i tak się z nimi przechadzają. To dlatego, że jestem dzieckiem, które płacze ze strachu w ostatnim dniu lekcji, przed letnimi wakacjami. Muszę udawać, że zgubiłam swój kij do hokeja na trawie, bo wiem, że matka będzie mnie nim tłukła przez całe lato, jeśli go wezmę do domu. Ale ona zamiast niego bierze kij od szczotki. Każe mi rozebrać się do naga, położyć na podłodze, rozłożyć nogi i ręce, a wtedy okłada mnie miotłą po miejscach intymnych. Każe mi raz po raz powtarzać: »jestem niczym«, bo w przeciwnym razie nie przestanie mnie tłuc. Mówi, że chce roztrzaskać mi łono. Każe mi siebie błagać o »zmiłowanie«. (…) Kocham Jezusa, bo ukazał mi się w głowie pewnego wieczoru, kiedy matka robiła mi to na podłodze w kuchni"
"Byłam naga, cała obsypana płatkami śniadaniowymi i kawą w proszku. Matka mówiła mi te wszystkie przerażające rzeczy, a ja leżałam zwinięta, żeby mogła mnie kopać w pupę. Nagle w moich myślach ukazał się Jezus, na niewielkim, kamienistym pagórku, na swoim krzyżu. Nigdy Go nie wzywałam, sam przybył. Miał długą białą szatę, a z Jego serca płynęła krew, w dół szaty, w dół pagórka, a potem na podłogę w kuchni i do mojego serca. Powiedział, że odda mi całą krew, jaką odebrała mi matka, i że Jego krew sprawi, że moje serce będzie mocne. Więc po prostu skupiłam się na Nim. Kiedy matka skończyła ze mną, leżałam na podłodze, aż byłam pewna, że zamknęła za sobą drzwi do sypialni. Wtedy posprzątałam to wszystko, co porozrzucała, i nakryłam stół do śniadania”.
Początkowo nazywano ją „celtycką niegrzeczną dziewczyną, gdzieś pomiędzy Kate Bush a Siouxsie Sioux”. Ale potem nagrała „Nothing Compares 2U”, którą w latach 80. napisał Prince, i stała się sławna. Poznał ją cały świat, a ona… szczerze tego nienawidziła: „Czułam się, jakby mnie zamknięto w więzieniu”. Ale z drugiej strony śpiewanie to było całe jej życie. Podobno matka uspokajała się tylko wtedy, gdy dzieciaki jej śpiewały. Sinéad śpiewała więc najpiękniej, jak umiała. A miała wspaniały głos.
Nauczyła się grać na gitarze, którą dostała od siostry przełożonej Margaret ze szkoły dla trudnej młodzieży. „Kiedy zaprowadziła mnie do sklepu, wybrałam taką akustyczną z metalowymi strunami, żeby być jak mój starszy brat, Joe. Jako że to ona płaciła, przeszperałam regały i znalazłam jeszcze śpiewnik z piosenkami Boba Dylana, z tekstami i rysunkami chwytów. Naciągnęłam ją na niego. (…) Pierwszą piosenką, którą nauczyłam się grać, była »To Ramona«. Wytrzymałam tylko jakieś dwie czy trzy lekcje, po czym zaczęłam uciekać. Ciągnęło mnie na scenę. Wolałam grać w parkach, łapiąc obolałymi palcami chwyty gitarowe na podstawie fotografii ze śpiewnika”.
Zaczęła śpiewać covery Boba Dylana, o którym w każdym wywiadzie wspominała, że miał wielki wpływ na jej rozwój duchowy. W każdym barze, w którym występowała, ludzie byli zachwyceni, a ona… mogła w końcu przestać kraść, by zaspokoić oczekiwania matki. W 1985 roku, gdy była już frontmanką zespołu Ton Ton Macoute, związała się z wytwórnią Ensign Records (w tym samym roku, w którym zginęła jej matka) i wyjechała do Londynu. Rok później współpracowała z gitarzystą zespołu U2 Edge’em nad utworem „Heroine”. Jej debiutancki album „The Lion And The Cobra” okazał się wielkim sukcesem.
Trzy tygodnie przed premierą Sinéad po raz pierwszy została mamą. Miała 20 lat. „Lekarz powiedział mi, że Nigel (producent) już do niego dzwonił i wyraził życzenie, by wywrzeć na mnie wpływ, co ów lekarz przekazał mi następującymi słowami: »Twoje wydawnictwo płytowe wydało sto tysięcy funtów na nagrywanie twojej płyty. Nie powinnaś rodzić tego dziecka, jesteś im to winna«. Następnie poinformował mnie, że jeśli będę latać w ciąży samolotem, dziecko będzie miało wady. A poza tym, jeśli zamierzałam zostać muzyczką, nie powinnam mieć dzieci, ponieważ kobieta nie może zostawić dziecka i wyjechać w trasę, a nie może przecież zabrać go ze sobą”. Przyznała też, że nigdy tak dużo nie płakała jak po tej wizycie.
Robert Sankowski pisał: „»The Lion And The Cobra« spodobał się publiczności. Dziennikarze chwalili piękne kompozycje i pełne emocji teksty. Bardziej jednak niż muzyką interesowali się samą Sinéad. Okrzyknęli ją rebeliantką, symbolem nowego kobiecego rocka. Była zaprzeczeniem wizerunku kobiecej gwiazdy. Żadnego epatowania seksem, żadnego wdzięczenia się do publiczności. W zamian emocjonalna muzyka i mocne, wręcz radykalne deklaracje w wywiadach”.
Kolejna płyta, z której pochodzi utwór „Nothing Compares 2U”, również okazała się wielkim sukcesem. Ale potem nastąpił incydent z podartym zdjęciem papieża i kariera Sinéad załamała się. Ona sama zresztą zrezygnowała z koncertów.
Była ładna. Zawsze trochę smutna. W teledysku do „Nothing Compares 2U” płakała (to dlatego, że mimo wszystko tęskniła za matką). Jej wizerunek z początków kariery był zadziorny. Czasem nawet arogancki, bo cały swój ból głęboko ukrywała. Aż w końcu przestała. W 2012 roku trafiła do szpitala z powodu depresji. Kolejny pobyt w szpitalu nastąpił po tym, gdy zapłakana oznajmiła światu, że jest samotna, nieszczęśliwa i nikt jej nie kocha, i że od dwóch lat ma myśli samobójcze:
„Jestem zupełnie sama. W moim życiu nie ma nikogo, za wyjątkiem lekarza – mojego psychiatry, najmilszego człowieka na świecie, który mówi, że jestem bohaterką. To jedyna rzecz, która obecnie trzyma mnie przy życiu. Jeśli to zależałoby tylko ode mnie, już dawno bym odeszła, prosto do mamy. Od dwóch lat chodzę po świecie, denerwując się, że nikt się mną nie interesuje. To jest zbrodnia, to nie powinno być tolerowane przez nikogo, kto mnie zna i twierdzi, że mnie kocha”. To nie był zresztą pierwszy raz. Informowała już fanów o świadomym przedawkowaniu leków (odnaleziono ją wtedy w jednym z irlandzkich hoteli, zameldowaną pod innym nazwiskiem).
Gdy w 2016 roku zaginęła na dwa dni, podejrzewano, że znów przechodzi załamanie nerwowe. I tym razem fani zaczęli się niepokoić o swoją idolkę. Okazało się, że cierpi nie tylko na depresję, ale też na chorobę afektywną dwubiegunową (zdiagnozowano ją w 2003 roku). Mówiła o tym podczas wywiadu u Oprah Winfrey. Poza tym wyznała, że rzadko wychodzi z domu, cierpi też na agorafobię i jest nieufna wobec ludzi, bo rzadko spotykała tych, którzy chcieli się z nią przyjaźnić tylko dlatego, że ją lubią. A jednak znów się podniosła. Jak zawsze po najtrudniejszych przejściach.
W 2003 roku Robert Sankowski pisał w „Wysokich Obcasach”: „Była zbuntowaną nastolatką. Gwiazdą rocka. Bojowniczką o prawa kobiet. Zaangażowaną artystką wojującą z Kościołem katolickim. Zwolenniczką terroryzmu. Niedoszłą samobójczynią. Szczęśliwą matką i żoną. Zdeklarowaną lesbijką (szybko jednak się z tej deklaracji wycofała – przyp. red.). Była nawet księdzem i Matką Boską (zagrała ją w filmie „Chłopak rzeźnika” z 1997 roku – przyp. red.). Teraz chce być nikim. Tylko czy jej się to uda?”. Dziś Sinéad nazywa się Shuhada Davitt i wyznaje islam. Piękna dziewczyna, której nigdy nie zależało, by być kobiecą, zawsze nosiła króciutko ostrzyżone włosy, a jej piękne ciemne oczy zawsze były smutne.
Przez lata, kiedy przeżywała załamania nerwowe, przechodziła kryzysy wiary, miała próby samobójcze, przybyło jej tatuaży, zmarszczek, a jej piękna twarz stała się opuchnięta od narkotyków. Przybyło jej też kilogramów. Ludzie nie mogli uwierzyć, że tak bardzo się zmieniła. Ale teraz to nie ma znaczenia, bo wszystko ukrywa pod hidżabem. I choć początkowo niechętnie pokazywała się fanom w muzułmańskim stroju, teraz nie stroni od zdjęć. Wszystko, co działo się w jej życiu, wyjaśniła w liście do ojca zamieszczonym we „Wspomnieniach”: „Mój Najszanowniejszy Ojcze, piszę do Ciebie ten liścik, bo pragnę, byś go wydrukował albo wytatuował sobie wewnątrz swoich wspaniałych powiek. Chcę, żebyś nigdy nie wątpił ani nie winił siebie i/lub mojej matki za moje zachowanie czy za moje choroby psychiczne.
A oto i on… Sinéad, która za sprawą zupełnie niezrozumiałej decyzji Allaha jest ukochaną córką Twoją i Marie, urodziła się – przy zerowej odpowiedzialności za ten fakt Twojej lub jej matki – z serią nieprawidłowości w mózgu wyrastających z DNA O’Gradych i przejawiających się w formie choroby psychicznej. Sinéad stała się również ofiarą, w wieku lat jedenastu, wyjątkowo poważnego urazu głowy, kiedy to w pociągu przejeżdżającym z pełną prędkością przez stację Blackrock pewien chłopak otworzył drzwi na zewnątrz, które uderzyły ją stojącą na peronie.
Zostało naukowo udowodnione, że urazy głowy tego rodzaju mogą spowodować chorobę psychiczną lub pogorszyć istniejącą, jeśli tylko dusza już przyszła z taką na świat. Tym samym wiedz, proszę, że Twoja córka byłaby porąbana jak drzewo na zimę i szurnięta jak ostatni głupek, nawet gdyby jej rodzicami byli święty Józef i Dziewica Maryja i gdyby dorastała w domku na prerii. Nic ze środowiska bądź doświadczeń Sinéad z dzieciństwa nie spowodowało jej chorób psychicznych. Dowodem na to jest fakt, że pozostała trójka Twoich dzieci z Marie jest absolutnie przy zdrowych zmysłach. Badania psychiatryczne i muzyczne udowodniły z pełną mocą, że jednostki, w które Allah postanowił tchnąć choćby szept swojego muzycznego ognia, są również, z konieczności, obdarzone szaleństwem. I wszyscy muzycy z autentycznego, boskiego powołania to obłąkańcy…”.
Zapowiedziała też, że płyta „No Veteran Dies Alone” będzie jej ostatnią: „Chcę ogłosić moją emeryturę w kwestii koncertowania i pracy w branży fonograficznej. Dorosłam i jestem zmęczona. To nie jest smutna wiadomość. To oszałamiająco piękna wiadomość. Wojownik wie, kiedy powinien się wycofać. To była czterdziestoletnia podróż. Czas spełnić inne marzenia”.
Zanim na dobre postanowiła zniknąć, jej nazwisko ponownie wybrzmiało na świecie z powodu tragicznej wiadomości, którą Sinead przekazała za pośrednictwem Twittera. „Mój piękny syn, Nevi'im Nesta Ali Shane O'Connor, światło mojego życia, postanowił dzisiaj zakończyć swoją ziemską walkę i jest teraz z Bogiem. Moje kochanie. Tak bardzo cię kocham. Spoczywaj w pokoju”, pisała na początku 2022 roku w poruszającym poście. 3 stycznia w miejscowości Newlands Cross niedaleko Dublina miały miejsce uroczystości pogrzebowe, w których według życzenia Shane’a uczestniczyli tylko rodzice. Niestety ostatnie pożegnanie dziecka okazało się dla artystki na tyle trudne, że chwilę później ona sama groziła w sieci, że odbierze sobie życie. Obwiniała się o jego śmierć, stwierdziła wprost, że „jej życie nie ma już sensu”. „Rujnuję wszystko, czego się dotknę. Zniszczyłam swoją rodzinę. Moje dzieci nie chcą mnie znać. Jestem gównianą osobą. A wy wszyscy myślicie, że jestem wspaniała tylko dlatego, że umiem śpiewać. Nie jestem”, żaliła się. Na szczęście w porę znalazła się pod opieką służb medycznych.
„Ludzie złamali mi serce i mnie zabili. Ale nie umarłam. Próbowali mnie pogrzebać, ale nie zdawali sobie sprawy z tego, że jestem ziarnem", wyznała Sinead, która mimo przeciwności losu, nigdy się nie poddaje (cytat za wyborcza.pl).
Nie ma czego współczuć. Sława ją pokonała.
OdpowiedzUsuńPrześlij komentarz