„ Za Towarową zostawili po sobie gruzy, spaloną
ziemię i dziesiątki tysięcy trupów, pustynię iście biblijną… Jeśli przeżył tam jakiś
Mojżesz, plątał się pewnie oszalały ze strachu. Morze za nic nie chciało się
rozstąpić”.
Ten fragment jednego z rozdziałów kojarzy mi się z dziełem
absolutnym Romana Bratnego „Kolumbowie rocznik 20”. Ale to chyba bardzo
naturalne skojarzenie, prawda? „Ojciec 44” to biografia powstańca „Motza”,
Jerzego Ciszewskiego napisana przez jego syna… także Jerzego.
Autor pozycji powiedział w jednym z
wywiadów „Ponieważ prawie nie znałem mojego ojca z racji jego wyjazdu do USA,
miałem dość ograniczone informacje o jego walce w Powstaniu. Zatem scena z
Panterą i Stukasem są w miarę precyzyjnie światłem odbitym wobec artykułów,
które mój ojciec wydrukował w różnych gazetach w latach sześćdziesiątych.
Reszta jest zlepkiem tego co utkwiło mi w pamięci i w duszy z powstańczej
historii. Tak więc w sensie dosłownym, większość książki to fikcja literacka i
moja wizja tego, jak mogło wyglądać Powstanie Warszawskie”.
Na stronach Wikipedii
czytamy „Jerzy Ciszewski pseud.
„Motz” lub „Mötz” (ur. 14 lutego 1916 w Warszawie
zm. 29 grudnia
1983 tamże) – polski
architekt, dziennikarz, wachmistrz podchorąży
Wojska Polskiego, uczestnik kampanii wrześniowej, podporucznik
AK,
uczestnik powstania warszawskiego w szeregach
Dywizjonu „1806” Batalionu „Łukasiński”, a później Batalionu
„Gozdawa”. 2 sierpnia prawdopodobnie to on rozbił pierwszy niemiecki
czołg „Pantera”, a 23 sierpnia zestrzelił najprawdopodobniej jedyny
samolot niemiecki, jaki został zestrzelony przez powstańców nad Warszawą”.
Oznacza to, że mamy do czynienia z bohaterem szczególnego
kroju, gotową postacią nie tylko do ukazania na kartach książki ale i człowiekiem,
który może stać się motorem ciągnącym film wojenny jakich w naszej
kinematografii powstało wiele ale w każdym z nich brakowało pierwiastka życia.
A to w książce nawiązującej tytułem do obrazu Jana Komasy, jest aż nadto
wyartykułowane.
Słyszałem, że pojawiły się zarzuty niektórych, że to
brutalnie i nazbyt szczegółowo opowiedziana historia jakich setki jak nie
tysiące zdążyliśmy z czasów powstania już przyswoić.
Nie zgadzam się z tymi oskarżeniami. Mówimy o wojnie,
o Powstaniu Warszawskim, o czasach dziś przez nas niezrozumiałych, czasach
odległych. Gdy przed laty poznałem historię legendarnej pieśniarki żydowskiej
Wiery Gran, jej życiowej porażce, wyklęciu przez najbliższych i wręcz
zaszczuciu, na antenie Polskiego Radia powiedziałem, „teraz nie wolno nam jej
ocenić bo tego nie potrafimy zrobić w sposób prawdziwy, rzeczowy, wiarygodny.
Nie rozumiemy co to znaczy walczyć o życie, gdy brat występuje przeciw bratu,
gdy budzimy się rano i nie wiemy czy przeżyjemy kolejną godzinę naszego życia!”.
To były inne warunki, inna retoryka, inne też podejście do postawy
człowieczeństwa, gdzie okupant wyznaczał drogę samostanowienia.
To samo tyczy się „Motza”, który jak większość po
Powstaniu, trafił do więzienia, UB znęcało się nad nim grożąc i wykorzystując,
chciano i pewno zrobiono z niego donosiciela, by mógł żyć, funkcjonować, by
mógł przekazać prawdę synowi, który dziś na nią się powołuje.
„Ojciec 44” to mocny głos w sprawie człowieka, który
nie zgadzał się ewidentnie z ówczesną ideologią, śmiertelnym i wręcz samobójczym
rozporządzeniem dającym początek Powstania, jednak jego wychowanie, patriotyzm
i oddanie sprawie z góry przekreślało jego wewnętrzne dylematy. Rozwiązanie
wszak było zaplanowane.
Turpistyczne formy opisu śmierci, szczegółowe ale –
co autor nie kryje- epicko dopieszczone akty sytuacyjne i wnikanie wręcz w
umysł wroga co posłużyło Ciszewskiemu do wielowątkowej narracji, to jednak
fantastyczne i kuglarskie zarazem zabiegi poetyckie, które czynią z tej książki,
momentami scenariusz do nieistniejącego jeszcze obrazu ale i doskonałą wizję
rozkładającego się świata.
Książkę zacząłem czytać oczywiście 1 sierpnia. Dzięki
lekkości języka, wartkiej akcji i przystępnie podanej retrospekcji, pozycję
czyta się jednym tchem. Życzę wszystkim dużo czasu, bo oderwać się od niej, nie
sposób.
Prześlij komentarz