Taka jest debiutancka płyta zupełnie nowego projektu muzycznego jakim niewątpliwie jest Death By Love. Duet bo dokładnie o nim mówimy, w swojej twórczości łączy elementy gotyckie, industrialne i trip-hopowe z bliskowschodnimi brzmieniami. Gdzieś tam daleko pobrzmiewa EBM, gdzieś elektronika spod znaku Depeche Mode. Dużo w tym wszystkim zmysłowości, orientalnych, wschodnich inklinacji, niezwykle eklektycznego klimatu czy nawet fancynacji Dead Can Dance.
W skład Death By Love wchodzą: Inga Habiba, znana z warszawskiej grupy Lorien, ale pojawiająca się również jako liderka zespołu folkowo- etnicznego Habiarjan, połówka NUN Electro, piękny niespokojny duch muzyczny, który w każdej swoje produkcji zostawia charakterystyczne wokalne, najwyższej próby piętno oraz mieszkający w USA Peter Guellard (Piotr Dyda Czyszanowski) z kultowej łódzkiej grupy Blitzkrieg. A może nawet dodam, legendarnej łódzkiej grupy, garściami czerpiącej wówczas (a była to druga połowa lat 80tych ubiegłego wieku) z dokonań Bauhaus czy wczesnego The Cult.
Dostajemy zamkniętą muzyczną formę, klasyczny concept album, eteryczny, wciągający, momentami zaskakujący.
„Cosmic Power“, orientalny „I Don‘t“, podobnie „Ziro“ (chyba najbardziej spod znaku Lisy Gerrard i Brendana Perry‘ego), najbardziej przebojowy „Strong Inside“, „God“ – odpowiedź na pytanie „co by było gdyby łódzkie Hedone spotkało Depeche Mode“, „Lost and Found“ oraz mroczny lecz nadwyraz urokliwy i kolejny bliskowschodni spacer duetu „Temros“ - to moje absolutne faworyty z płyty.
Inga wspomina „Jesienią 2021 roku, gdy liście barwiły się na płomienne odcienie, pierwszy takt „Ziro” zapuścił korzenie. W jego mistycznym ogrodzie rozbrzmiał zawodzący głos duduka Wojciecha Lubertowicza, a wizualną opowieść utworzył Hetor Werios, kreśląc kadry klipu. Potem wyłoniły się z mgły czasu "Allatu" i "Temros", dwa kolejne kamienie w tym muzycznym tryptyku. Lecz kapryśny wiatr codzienności, w postaci moich koncertowych wojaży i producenckich zmagań z innymi formacjami, odsunął je w cień, gdzie czekały cierpliwie na ożywczy powiew natchnienia.
"Temros", trzeci klejnot Triady, opowiada o skarbie. O czymś głęboko zakorzenionym we mnie, splecionym z rytmem mojego pulsu, a jednocześnie tak kruchym, że próba oddzielenia mogłaby go unicestwić. Czy to echo duszy? A może żarliwe uczucie? Cień smutku? Lub po prostu bezbronna, rozległa emocjonalna wrażliwość? Pozostawiam to wędrowcom myśli. Ten skarb może być iskrą wielkich czynów, ale i przyczyną upadków, gorzkich upokorzeń“.
Song ten stanowi również część kompilacji “Electronic Saviors VII” – dodam jedynie słowem uzupełniającym.
Trochę szkoda, że w zestawie zabrakło wcześniej publikowanego coveru zespołu Maanam “Krakowski Spleen” – nawet jako bonusa do całości ale przedstawiony concept album i tak staje się mocnym muzycznym akcentem tegorocznej jesieni w Polsce.
Płyta do zakochania, wielorazowego użytku, absolutnie ją polecam. I od razu napiszę, liczę na więcej, nie tylko na ten jednorazowy płytowy debiut.
Album ukaże się w przyszłym roku za Oceanem, potem zapewne w Polsce. Na razie płytę będzie można zdobyć jedynie w sobotę 22 listopada, podczas warszawskiego koncertu
Adam Dobrzyński


Prześlij komentarz