Czarna seria 2016 roku trwa.
Tym razem żegnamy przyjaciela Paula McCartney'a, gitarzystę znanego z formacji Wings a także współpracy choćby z Jimim Hendrixem.
O śmierci muzyka poinformował perkusista Wings, Denny Seiwell :
"Mój drogi drogi przyjaciel, Henry McCullough, nie żyje. Jego czteroletnia walka po zawale właśnie dobiegła końca. Jego żona, z którą był przez 35 lat, Josie, powiedziała mi, że odszedł spokojnie. Josie jest aniołem – przez ostatnie ciężkie lata wspaniale się nim opiekowała (...) Wiadomość o jego śmierci niezwykle mnie zasmuciła, ale pociesza mnie fakt, że jego cierpienie już się skończyło".
Według Vana Morrisona, artysta przeżywał ostatnio "trudne chwile", ale przyczyna jego śmierci nie jest jeszcze znana.
Henry McCullough, gitarzysta rockowy znany z zespołu Wings oraz współpracy z Jimim Hendrixem zmarł w wieku 72 lat. Artysta podróżował i nagrywał z Paulem McCartneyem w latach 70. Został poproszony o wzięcie udziału w kilku jam sessions Wings, dzięki czemu udało mu się zagrać między innymi w kawałku "Live and Let Die". Największy sukces i popularność zapewniła mu jednak solówka zagrana przez niego w hicie "My Love".
McCullough był też muzykiem sesyjnym Jimiego
Hendrixa i zespołu Pink Floyd. W 1969 roku został jedynym Irlandczykiem,
któremu udało się wystąpić na festiwalu Woodstock - zagrał jako muzyk
Joe Cockera.
"Wiem, że ostatnio przeżywał trudne chwile, ale
zostanie zapamiętany za swoją długą i owocną karierę muzyczną. Moje
myśli są teraz z jego rodziną i przyjaciółmi" - powiedział kolejny
współpracownik McCullougha, Van Morrison, w rozmowie z magazynem
Billboard.
Henry McCullough zmarł 14 czerwca 2016 roku w wieku 72 lat.
Prześlij komentarz