Od pewnego czasu odnoszę wrażenie, że
wszystko pędzi w zwariowanym tempie a ja robię dobrą minę do złej
gry.
A może inaczej, staram się odnaleźć
w tym wszystkim. Wychodzi to czasem lepiej a czasem gorzej ale
trzeba- normalne- sprostać wyzwaniom.
Jak grom z jasnego nieba pojawiła się
propozycja powrotu do mojej ukochanej Jedynki. Udało się- te
wakacje i cztery ostatnie miesiące będą najcudowniejszymi chwilami
mojego życia w ostatnim okresie i być może w tym powoli
dobiegającym końca 2016 roku.
Co dalej? Nowa ramówka przyniosła
wiele niewiadomych i znaków zapytania- na które nikt nie potrafi
odpowiedzieć a co dopiero ja. Drodzy słuchacze/ czytelnicy –
zasypujecie mnie pytaniami a ja.. biedny sam nie znam właściwej
odpowiedzi.
Jedno jest pewne – te siedem audycji
z ostatnią z 17 na 18 września na czele, to była namiastka mojego
radiowego przeszło ośmioletniego życia. Taki powrót do korzeni.
Namiastka tego co już przeżyłem rzecz jasna.
Trochę na wariackich papierach, bo to
albo prosto z festiwalu Harmonica Bridge, a to z wakacji –
pierwszych najprawdziwszych w świecie wakacji od kilku lat, a to
prosto z koncertu, który zapowiadałem, prowadząc potem panel
dyskusyjny. Wpadałem do studia by zabrać słuchaczy i samego siebie
w trzygodzinną podróż muzyczną dookoła świata. Albo z dużym
akcentem sportowym, bo trwała Olimpiada i łączenie się z Rio
trochę zubożało te moje odkrywania dla Was muzyki. Co ciekawe tak
było przy okazji czerwcowego wielkiego comebacku (wielkiego bo media
branżowe czujne na zmiany szybko obwieściły światu mój radiowy
powrót) jak i wrześniowego startu mojego nowego cyklu w DK -
„Premiera w Oku”. Tak się tej jesieni ułożyło, że
gospodarzyć będę w chyba trzeciej odsłonie „Folkowego Oka-
Energii Źródeł” i teraz powołanemu cyklowi. No po prostu piękny
jesienny muzyczny czas. Ileż łatwiej będzie przetrwać ciężkie
chandryczne jesienne słoty, pierwsze przymrozki – jeśli takowe
będą i inne mroczo-smutne chwile, których na jesieni w głowie i w
stanie ducha nie brakuje. Bo prywatne życie od pewnego czasu nie
rozpieszcza i jakoś nie motywuje a destrukcję duchową wprowadza.
Czyli bez zmian.
Gdy pierwszego września zasłuchiwałem
się w nowym Ray'u Wilsonie i Stingu, gdy płyta tego pierwszego
ponad trzy tygodnie przed oficjalną premierą mogła być odtwarzana
w mojej audycji to czyż czegoś więcej można byłoby oczekiwać?
Tylko by te cudne chwile trwały wiecznie ale też, by po wszystkim w
domu czekała ukochana osoba. Ale tu niestety jest constans.
Na koniec sierpnia miałem przyjemność
uczestniczyć w pokazie prasowym filmu „Ostatnia rodzina” -
miałem co do tego obrazu przeogromne oczekiwania, z wypiekami na
policzkach od ponad roku wyczekiwałem tej chwili, by móc zmierzyć
się raz jeszcze z historią rodu Beksińskich ze szczególnym
uwzględnieniem postaci Tomka – dziennikarza muzycznego, który jak
wielu innych moich kolegów skutecznie zaraził swoimi muzycznymi
miłościami, otworzył oczy i duszę na całkiem inne muzyczne
rewiry, pomógł zrozumieć piękno jakiego wcześniej nie byliśmy
świadomi. Prawie miesiąc zajęło mi by uporać się z myślami,
skazą na sercu, bólem jaki wywołał we mnie ten obraz. Ważny i
nieważny, istotny i mega niszczący – destrukcyjnie wpływający
na wypaczenie legendy Tomka, źle wpływający na posiadaną o nim
wiedzę i szacunek do jego wielkości.
Film dla nikogo. My radiowcy- wyszliśmy
z kina wzburzeni. Fani zadawać będą mnogą ilość pytań a
dlaczego nie było tego, a czemu są przekłamania, i czemu pomija
się milion ważnych zdarzeń a skupia się na odtworzeniu kilku
raptem taśm, z których czasem niewiele wynika. Taśm, które dają
do myślenia, może... ale nie mogą tworzyć pełnego obrazu
człowieka, który posiadał niebywałą pasję – miłość jaką
było uwielbienie do magicznych dźwięków muzyki. Miłość do
słowa śpiewanego, mówionego angielskiego, który by zostać
przełożony na język polski, musi być świadomie a czasem poetycko
zrozumiany. Tomek to potrafił a po nim trudno szukać podobnych
mistrzów.
Laicy – jeśli takowi przybędą do
kin, ludzie nieznający muzycznej wielkości Beksińskiego,
kompletnie nie zrozumieją przekazu. Tylko nieliczni być może,
zostaną w ten sposób zachęceni do dalszych poszukiwań – Oby!!!
Na osłodę zostaje muzyka. Adokładnie
ścieżka dźwiękowa z filmu- wydana na dwóch krążkach, pięknie
opisana, co zaskakujące, z tekstów w niej zawartych wynika, że
autorzy bardzo szanowali twórczośc Tomka jako tłumacza, radiowca i
odkrywcy ludzkich muzycznych dusz. A jednak w filmie postawili na
kontrowersję. Na tanią sprzedajność tematu, na wypaczenia.
Tylko słowa wydawcy, szefa Universal
Music Polska- to wiem na pewno, są prawdziwe. Tylko im mogę dać
wiarę.
Ale ponieważ Wiesław Weiss
przedwczoraj opublikował misternie stworzone dzieło – poświęcone
Tomkowi, szansa jest przeogromna, że pamięć oraz wiedza na jego
temat – zyska właściwe miejsce w naszym społeczenstwie. O
książce tej jeszcze nie mam prawa zbyt wiele napisać, bo raptem
doszedłem do dwusetnej stronicy. Wydawca o mnie zapomniał – w
dniu premiery popędziłem do księgarni i … kupiłem ostatni jej
egzemplarz więc jestem w tracie poznawiania wielkości tej pozycji.
Oprócz tego, że przypominam sobie
wiele faktów mi znanych, stykam się na jej kartach z wypowiedziami
ludzi, dla których postać Tomka była czymś wyjątkowym,
potwierdza się w wielu aspektach moje doń podobieństwo... z tą
małą acz istotną różnicą, że ja wciąż wierzę w miłość,
wierzę w życie i nadal liczę, że dany artysta, nie skończył
swojej kariery, mało tego nawet na dwudziestej którejś płycie w
swojej dyskografii, będzie w stanie mnie zaskoczyć.
I proszę tak było z Marillion,
Lacrimosą, Pendragonem czy Nickem Cave'm. Tomku, tak wiele
straciłeś, nie dałeś się ponownie uwieźć. I szkoda, że nie
usłyszałeś (choć może się mylę) – co mówiłem na Twój
temat na scenie w warszawskiej Progresji, gdy zapowiadałem pierwszy
po latach koncert reaktywowanego Collage. Gdy przypominałem wielkośc
formacji Galahad, o której tak wiele mówiłeś w swoich programach.
Ale mi się zebrało na wspomnienia.
Tak to w październiku bywa... I tak piękna pogoda ostatnimi czasy
zapanowała w Polsce. Kilka dni temu wieczorem było ponad
dwadzieścia stopni! Niebywałe.
W tym ferworze wszystkiego, gonitwie
codzienności – wcale o swojej liście przebojów nie zapomniałem.
Ja wciąż nie mam czasu jej Wam przedstawiać. Choć na antenie
radiowej Jedynki dużą jej część mogliście niedawno wysłuchać.
Teraz muszę to wreszcie ubrać w miejsca w tabelce. Od kwietnia
trochę się tego nazbierało...
Wczoraj natomiast w Porcie Gdynia jak
na razie odbył się najlepszy koncert jaki widziałem, w tym roku.
Genialni muzycy, charyzmatyczna gwiazda Peter White. A ja miałem
niezwykłą przyjemność i honor pół godziny porozmawiać z
artystą, tuż przed jego jedynym w tym roku, występem. Jak
powiedział podczas koncertu - bardzo mu się podoba , że pada. Bo
wczoraj Gdynia wieczorem była deszczowa. U niego w Kalifornii nie
pada... wcale. Ja to jednak bym jego klimatu na nasz nie zamienił,
choć ostatnie dni w Trójmieście i tak były wyjątkowe jak na tę
porę roku. W jednej z zaprzyjaźnionych restauracji w Sopocie pani
powiedziała, że jeśli jest już po sezonie, to dlaczego ludzi
wciąż przybywa .
No właśnie, taka dziwna jesień u nas
panuje ale liczę na więcej. Po rocznej przerwie wracam w tym roku
na najstarszy jazzowy festiwal w kraju Sopot Jazz Festiwal. Właśnie
trafiły w moje ręce dzienniki Tyrmanda, który przed wielu laty
wszystko to wymyślił. Za dwa tygodnie jadąc do Sopotu powinienem
je dokładnie prześledzić. Owszem, pod warunkiem, że biografia
Tomka będzie skończona...
02.10.16 Gdynia- Warszawa
Chcę tylko szybko poradzić każdemu, kto ma trudności w jego związku z kontaktem z Dr.Agbazara, ponieważ jest on jedyną osobą zdolną do przywrócenia zerwanych związków lub zerwanych małżeństw w terminie 48 godzin. ze swoimi duchowymi mocami. Możesz skontaktować się z Dr.Agbazara, pisząc go przez e-mail na adres ( agbazara@gmail.com ) LUB zadzwoń / WhatsApp mu na +2348104102662, w każdej sytuacji życia znajdziesz siebie.
OdpowiedzUsuńPrześlij komentarz