Jak się robi wywiad rzekę to nie jest
łatwo potem znaleźć punkt zapalny, początek, wizję całości dla
nowej rozmowy. I nie chodzi w tym wszystkim, że nie ma o czym
rozmawiać. Chodzi o sens, o ciekawość, o jak najszersze spectrum
przedstawienia tematu. A punktem wyjścia wcale nie musi być nowa
płyta.
Beata
Pater – nie boję się tego stwierdzenia, to absolutnie dla mnie
jedna z najważniejszych wokalistek, nie tylko jazzowych. Fascynujący
głos, piękne muzyczne dokonania, trafna wizja swojej kariery.
Doskonale
rozmawia się nam na wiele tematów, w zasadzie każdego miesiąca
dochodzą nowe. W tym wszystkim tylko brak jakiegoś pierwiastka
namacalnego kontaktu. Ale oboje nad tym pracujemy i w tym roku musi
się wreszcie udać. Piszę o tym, bo te nasze rozmowy, odbywają się
zgodnie z duchem czasu, na odległość. Na odległość dziś
powstają płyty, można uczestniczyć w koncertach, pisane są
książki, omawiane scenariusze wielkich filmowych dzieł, ba -
podobno nawet udaje się (tylko wytrwałym) wirtualny seks.
Ale
jeśli ma się do czynienia z kobietą wielu kontynentów, której
świat i jego epicentrum to jednak druga nasza półkula, nie ma
wyjścia, Messanger załatwia wszystko.
I
wreszcie udało się. Rozmowy toczone miały być podczas jej wyjazdu
do Kraju Kwitnącej Wiśni na początku roku. Potem skutecznie
odrywałem ją ze studia nagraniowego, by jednak efekt końcowy
otrzymać już po zakończonej sesji. Jeszcze podczas japońskiego
tournee, do moich rąk trafił jej ostatni album. No nic tylko
rozmawiać.
Zapis
fragmentów naszych wirtualnych spotkań, poniżej.
Kobieta świata- Beata Pater
Adam
Dobrzyński: Czy można mieć trzy ojczyzny ?
Beata
Pater: Polska, Japonia, Stany Zjednoczone czyli
Kalifornia to są moje ojczyzny, miejsca które
przynosiły i przynoszą mi radości jak i smutki.
Każde z tych miejsc jest dla mnie ważne, w każdym z nich są
kolory, smaki, zapachy i ludzie, no właśnie... ludzie. W czasach
kiedy wyjechałam do Japonii kraj ten wydawał się bardzo odległy
od Polski i tak rzeczywiście było. Zostałam
wrzucona na głęboką wodę, okazało się,
że jestem naprawdę inna. Zawsze byłam inna, ale w Japonii mojej
inności już nie dało się ukryć.
Pomyślałam...
zaczynam życie od nowa, ale podstawą jest nauka japońskiego, z
drugiej strony była muzyka która nie ma
granic. Muzyka w dużym stopniu pomogła mi w całej mojej japońskiej
drodze która trwała
całe dziesięć lat. To był bardzo owocny muzycznie jak i
ekonomicznie czas w Japonii. To była Japonia rozświetlona, żyjąca
dwadzieścia cztery godziny na dobę, uśmiechnięta i taka
optymistyczna. To wtedy powstała moja pierwsza solowa japońska
płyta “Session”.
Adam
Dobrzyński: To zapewne na Twoich oczach doszło do wielu zmian w
Japonii
Beata
Pater: Dzisiejsza Japonia jest trochę
inna, już mniej rozświetlona i optymistyczna. Czasami nawet mniej
japońska, coraz bardziej staje się zachodnia. Młodzi ludzie już
nie chcą mieszkać w tradycyjnych domach z tatami (maty na
podłogach- dodaje Beata, przyp.AD) czy jeść tradycyjnego śniadania
składającego się z ryżu, ryby czy zupy miso. Teraz w mieszkaniach
są stoły, krzesła, na śniadanie je się tosta z najbielszego
chleba z masłem, popijając astronomiczną ilością kawy a zielona
herbata zaczyna iść do lamusa. Małe uliczki wypełnione
tradycyjnymi yatai znikają a pojawiają się hiszpańskie tapas czy
włoskie knajpki a w środku podaje się wino. Zmieniają się
zwyczaje, zmienia się kuchnia to jest już nowe pokolenie. Wracając
do smaku, kolorów, ludzi i różnic....powiem o podobieństwach.
Nasz polski schabowy to japoński tonkatsu podawany na ryżu z drobno
siekaną kapustą i słodkawym sosem sojowym. Pierogi to gyoza
podawana z sosem słonym bądź kwaśno -
ostrym. Kasza gryczana w innej odsłonie to makaron soba podawany z
sosami albo w zupie. Naleśniki w grubej formie to prawie
okonomiyaki. Rosół z makaronem to coś w rodzaju ramen. Wszystko
jest oparte na smakach umami czyli słony, słodki, kwaśny,
gorzki.
W polskiej kuchni jest podobnie, choć oczywiście w japońskiej kuchni znajdziemy glony, bambus, lotus, różnego rodzaju owoce morza czy surowe ryby. Na co dzień jednak będzie to kanapka z szynką, sałatą i majonezem. Popularna jest też sałatka ziemniaczana, a to przecież takie bardzo polskie danie.
W polskiej kuchni jest podobnie, choć oczywiście w japońskiej kuchni znajdziemy glony, bambus, lotus, różnego rodzaju owoce morza czy surowe ryby. Na co dzień jednak będzie to kanapka z szynką, sałatą i majonezem. Popularna jest też sałatka ziemniaczana, a to przecież takie bardzo polskie danie.
Osechi robi się na Nowy rok czyli oshiogatsu to są jak by zakąski i każda ma znaczenie, coś w rodzaju naszego koszyczka na Wielkanoc
To są malutkie węgorze - unagi- najczęściej podaje się na ryżu...albo same na startym daykon czyli rzodkiew a do tego trochę soyu sosu i trochę yuzu czyli coś pomiędzy limonką a cytryną, bardzo aromantyczne i pięknie pachnące
Od lewej żółte to uni czyli sea urchin takie czarne kulki z kolcami które sobie żyją na dnie morza następne to hotate czyli scalop to są te Świętego Jakuba chyba następne awabi / uchowiec? Po angielsku abalone... dalej tuńczyk ale z części brzusznej chu toro następnie kampachi czyli amber - nie wiem jak na Polski przetłumaczyć, może ktoś z czytelników. Następnie ika kalmar i ostatnie na samym froncie tai snapper ... czyli kawałki surowej ryby to sashimi, które je
się z dodatkiem sosu sojowego w towarzystwie wasabi czyli coś w rodzaju
naszego chrzanu, dookoła ogórki a ta kupka na froncie to wspomniane wasabi i takie ozdoby to glony ale do jedzenia
Adam
Dobrzyński: A jak jest z zapachami…?
Beata
Pater: Zapachy... myślę, że najczęściej wyczuwalny to zapach
dashi, czyli bazy rosołu, chociaż w Japonii używa się zwykle bazy
rybnej. Następny zapach to zapach yakitori czyli grillowanego
kurczaka, takie małe kawałeczki w różnych postaciach na
patyczkach, coś w rodzaju małych szaszłyków.
To są chyba te główne dwa zapachy unoszące się w powietrzu.
Kolory,
czyli cztery pory roku. Tak jak w Polsce złota polska jesień, w
Japonii są piękne czerwono żółte klony. Na wiosnę kwitnące
wiśnie, śliwy i jabłonie. Lato jest zielone, słoneczne,
tropikalnie wilgotne, lepkie i duszne. Zima występuje raczej w
północnych rejonach Japonii na Hokkaido czy północnej części
Honshu wtedy jest biała, piękna i zimna.
Ludzie
są wszędzie tacy sami czyli różni. Gościnność
jaki i inne cechy z których niekoniecznie
w Polsce jesteśmy dumni tam też występują. W Japonii nie ma
zwyczaju zapraszania do siebie do domu a jeśli już to w wyjątkowych
sytuacjach. Oprócz tego Japończycy są
bardzo muzykalni. Myślę, że era karaoke zrobiła
dużo dobrego tam każdy śpiewa, a jak jeszcze nie zaśpiewał
to zaśpiewa (śmiech – przyp AD). Dlatego też publiczność
podczas koncertów jest bardzo czujna,
uważnie słucha, nagradza oklaskami, a to jest bardzo miłe. Lubię
koncertować w Japonii, moja ostatnia tura japońska na przełomie
2016 i tego roku była zimowa, tak naprawdę zimowa, do tego stopnia,
że śnieg sypał nawet w Tokyo i Nagoya.
Wydarzenie specjalne, bo nie widzieli śniegu w tym regionie od 30 lat.
Wydarzenie specjalne, bo nie widzieli śniegu w tym regionie od 30 lat.
Adam
Dobrzyński: Jak to jest koncertować w Japonii.
Beata
Pater: W Japonii moje trasy koncertowe składają się przeważnie z
10 do 12 koncertów w Tokyo, Yokohama,
Chiba, Nagoya, Sendai. Czasami są to duże
sceny, a czasami małe kluby z zawsze dobrym nagłośnieniem. Staram
się koncertować w Japonii przynajmniej raz w roku. Ostatnia trasa
to była również premiera mojej nowej
płyty “Fire Dance“.
Adam
Dobrzyński: No właśnie. Twoje najmłodsze muzyczne dziecko.
Fantastyczny krążek.
Beata
Pater: Jest to płyta składająca
się z jedenastu oryginalnych kompozycji w których
śpiewam bez słów, ale z bardzo dużą ilością głosów,
ciekawych harmonii i interesującego połączenia rytmów. Zapewne
każdy będzie dopatrywał się tam różnych
stylów, korzeni etnicznych. Jest tam jazz,
funk, R&B, dużo kolorów, dynamiki,
nostalgii i energii. Płyta w mojej głowie powstała
dość dawno i dojrzewała jak wino. Wszystko zaczęło
się od fotografii rzeźby w formie kręgu składającego się
z 16 elementów
umieszczonych na wyschniętej popękanej od słońca ziemi w Parku
Narodowym Kalifornii - Joshua Tree. To była moja pierwsza
inspiracja, ta nicość, światło, cienie, szorstkość, a zarazem
jakaś magia która przyciąga spokojem i
ciepłem. I tak malowałam muzykę w rozmowach z moim muzycznym
przyjacielem Alexem Dansonem, kompozytorem który
przelewał to wszystko na papier. Czasami zaskakiwał mnie swoimi
rozwiązaniami, czasami ja coś zmieniałam mówiąc
“przecież to ja będę śpiewać, nie
Ty“ a jak to czasami bywa, nie zawsze
mieliśmy te same wizje, choć w końcu powstało z tego jedenaście
nowych kompozycji. Nie mam konkretnego ulubionego utworu, wszystkie
utwory są ważne, mają swoje miejsce i są pewną całością. Moim
założeniem było nie eksponowanie żadnego konkretnego stylu
muzycznego czy etnicznego. Chciałam żeby muzyka była spójną
opowieścią bądź podróżą bez słów, pełną emocji i
inspiracji dla innych do własnego odczuwania i przetwarzania. Mój
głos miał pełnić rolę instrumentów
z narracją melodii, głosu prowadzącego, który
przewija się w czasie całego utworu. Partii wokalnych jest czasami
aż szesnaście i nie używam żadnych elektronicznych efektów,
harmonizerów itd. Samo nagrywanie było dość
interesujące pod względem harmonicznym, śpiewanie w małych
sekundach wymagało sporej koncentracji intonacyjnej. Cała płyta
jest zmiksowana bez dużej ilości kompresorów
i tego dzisiejszego brzmienia z takim “infront”,
z myślą o wydaniu “Fire
Dance“ w formie powracającej na
nowo płycie winylowej. Na płycie towarzyszą mi wspaniali
amerykańscy muzycy, taka mieszanka kalifornijsko - nowojorska. Sam
Newsom na saksofonie sopranowym, którego
poznałam w Japonii kiedy grał z zespołem
Terence Blanchard. Później Sam przyszedł na mój
koncert w New York w “Birdland” i tak
zaczęła się nasza długa znajomość i współpraca. Na saksofonie
tenorowym gra saksofonista Anton Schwartz. Z Antonem poznaliśmy się
dosyć dawno na wspólnych koncertach w San
Francisco, ale to jest pierwszy raz kiedy Anton towarzyszy mi na
płycie. Na saksofonie barytonowym gra Aaron Lington, gdzie jako
ciekawostkę mogę powiedzieć, że Aaron przyleciał do San
Francisco z Los Angeles prosto na nagranie płyty z czerwonego dywanu
z muchą pod szyją i z Grammy które
właśnie otrzymał. Wszyscy byliśmy w studio pod wrażeniem, a ten
powiew sukcesu miło unosił się w
powietrzu.
Na
gitarze basowej jak i kontrabasie grał wszechstronny i utalentowany
Aaron Germain, który także brał udział
przy nagraniach do płyty "Red”.
Z Aaronem też mamy długą historię muzyczną w San
Francisco, Oakland i Berkeley. Na elektrycznym pianinie gra dawny
znajomy pianista z Sacramento, Scott Collard. Na perkusji
Allan Hall który jest
perkusistą-weteranem z San Francisco oraz Bryan Rice na
instrumentach perkusyjnych, także z Bay Area.
Adam
Dobrzyński: W moim odczuciu to najlepsza Twoja płyta…
Beata
Pater: Czy to mój najlepszy album?
“FireDance”
dostał cztery gwiazdki i wspaniałą recenzje od uznanego krytyka
Boba Protzmana w kultowym amerykańskim magazynie DownBeat. Album
otrzymał wysokie notowania i dużo bardzo dobrych recenzji od
ważnych krytyków jazzowych i nie tylko …
o czym można przeczytać na mojej stronie www.beatapater.com, gdzie
można również posłuchać całej płyty.
“Fire
Dance “ jest grana nieustannie w
najważniejszych stacjach radiowych na terenie całych Stanów
Zjednoczonych. Wiem, że ma również
swój czas w stacjach radiowych w Europie
jak i w Jedynce Polskiego Radia.
Adam
Dobrzyński: W prowadzonej przeze mnie „Nocy z Jedynką”…
zgadza się. Kiedy przyjeżdżasz do Polski?
Beata
Pater: Mam nadzieję, że uda mi się przyjechać na koncerty do
Polski i będę mogła wtedy zaprezentować “Fire
Dance“. Moja pierwsza polska tura,
a mam nadzieję, że nie ostatnia, odbyła się we wrześniu 2015
roku, prezentowałam wtedy moją płytę “Golden
Lady”. Myślę, że muszę nabrać
sił, żeby zmierzyć się z planowaniem wyzwaniem, którym
byłaby kolejna tura w Polsce.
Na
razie pracuję nad nową, dziewiątą już płyta solową.
Właśnie wróciłam z Cambria w
Kalifornii gdzie nagrywane były partie smyczkowe. Zdradzę, że
jeden utwór jest napisany przez dawnego
polskiego kompozytora!!!
Adam
Dobrzyński: Gdzie jest Twoje ukochane miejsce na ziemi? Czy masz
takie?
Beata
Pater: Gdzie jest moje ukochane miejsce na ziemi? Chyba takiego nie
ma, ale powiem coś bardzo kontrowersyjnego - wszędzie jest tak
samo. Oczywiście żyje się wygodniej jak świeci słońce i jest
błękitne niebo....ale później chce się trochę deszczu, chmur,
szarości i chłodu. Nie ma idealnego
miejsca, ale ważne jest to, żeby to miejsce było bezpieczne. Mówię
o bezpieczeństwie zewnętrznym jak i tym wewnętrznym czyli poczuciu
bezpieczeństwa i spokoju, w którym możemy
się realizować.
Adam
Dobrzyński: To jeszcze porozmawiajmy o Twoim obecnym miejscu…
Ameryka. Jaka jest dla Ciebie?
Beata
Pater: Mieszkam od dwudziestu lat w Kalifornii. Oczywiście byłam w
różnych stanach a nawet sama przejechałem samochodem całe Stany
od Florydy do Kalifornii, ale nie ośmieliłabym się powiedzieć, że
znam Amerykę i powiedzieć jaka ona jest naprawdę. Sama Kalifornia
jest tak różna, od południowej, poprzez środkową aż do
północnej.
Byłam
w przeróżnych miejscach, nawet w takich których
nie ma na zwyczajnej mapie. Przyroda jest tak różna, zachwycająca;
winnice, piękne jeziora, Ocean, parki narodowe z ogromnymi drzewami
Sequoia, kaniony, palmy, wodospady i kaktusy różnego rodzaju. Tu
gdzie mieszkam jest mnóstwo drzew
cytrusowych, gdzie w czasie wiosny unosi się w całej dolinie
cudowny zapach jaśminu. W sadach rosną palmy daktylowe które
mają chyba najsłodsze daktyle jakiekolwiek jadłam, kolibry
zaglądają do okien, ptaki śpiewają od czwartej rano i tak przez
cały dzień robią sobie popisy operowe. Myślę, że jeszcze muszę
dużo zobaczyć, żeby powiedzieć, że znam Kalifornię, ale bez
wahania mogę powiedzieć, że jest piękna.
Adam
Dobrzyński: Beata Pater w 2017 jaką jest kobietą ?
Beata
Pater: Jest człowiekiem świata bez granic.
Adam
Dobrzyński: Dzięki serdeczne.
Beata
Pater: Dziękuję za rozmowę, pozdrawiam wszystkich serdecznie i
wysyłam dużo słońca.
podpisy ze smacznym jedzeniem - foty autorstwa Beaty Pater, moja rozmówczyni
a poniżej wersja anglojęzyczna
a poniżej wersja anglojęzyczna
Adam Dobrzyński:
Is it possible to have three homelands?
Beata Pater:
Poland, Japan and the United States, or California, are my homelands
- places that have brought and bring me joy, as well as sadness. All
of these places are important to me; in each of them there are
colors, tastes, smells and people – that’s it… people. In the
time when I departed to Japan, that country seemed very distant from
Poland and, indeed, that’s the way it was. I was cast onto deep
waters, as it turned out that I’m really different. I was always
different, but in Japan my differentness was impossible to conceal.
I thought… I’m
starting life anew, but the basis is learning Japanese, and on the
other hand there was music, which has no borders. Music helped me, to
a large degree, in my entire Japanese journey, which lasted a whole
ten years. That was a very rewarding time in Japan – musically, as
well as economically. It was a radiant Japan, that lived twenty-four
hours a day, and was smiling and optimistic. That was when my first
Japanese solo album “Session” came to be.
Adam Dobrzyński:
So, undoubtedly, in your eyes a lot of changes have taken place in
Japan.
Beata Pater:
Today’s Japan is a
little different, now it’s less radiant and optimistic. Sometimes
even less Japanese, as it’s becoming more and more Western. Young
people don’t want to live in traditional homes with tatamis (floor
mats, adds Beata – A.D.) anymore, or eat a traditional breakfast of
rice, fish or miso soup. Now dwellings have chairs and tables.
Buttered toast made with the whitest bread is eaten for breakfast,
washed down with astronomical quantities of coffee. Green tea is
beginning to fade away. Little streets filled with traditional yatais
are disappearing, and Spanish tapas are showing up, or Italian cafes
where wine is served. Customs are changing, the cuisine is changing,
and it’s a new generation now.
Getting back to taste,
colors, people and differences… I’ll talk about the similarities.
Our Polish pork cutlet is the Japanese tonkatsu, served on rice with
finely chopped cabbage and sweetish soy sauce. Pierogies are gyoza,
served with a salty or spicy-sour sauce. Buckwheat porridge in a
different setting is soba macaroni, served with sauces or in soup. A
thick form of crepes is nearly okonomiyaki. Chicken broth with
noodles is something like ramen. Everything is based on the umami
tastes, meaning salty, sweet, sour and bitter. In Polish cuisine it’s
similar, although of course in Japanese cuisine we find algae,
bamboo, lotus, and various kinds of seafood or raw fish. Day to day,
though, it’s a ham sandwich with lettuce and mayonnaise. Potato
salad is popular too, and that’s still a very Polish dish.
Osechi is made for the New
Year, or oshiogatsu, which are like hors-d’oeuvres, and each one
has a meaning – something like our Easter basket.
These are baby sardines –
shirasu – they’re usually served over rice… or by themselves on
grated daikon, or radish, with a little soy sauce and a bit of yuzu,
which is something between lemon and lime – very aromatic, with a
beautiful smell.
From the left, the yellow
is uni, or sea urchin – these black, spiked balls that live on the
bottom of the ocean; next is hotate, or scallops and next I think is
awabi, which in English is abalone… Further on is tuna, but from
the chūtoro belly section, and next is kampachi, or amberjack – I
don’t know how to translate it into Polish, maybe one of the
readers can. Next is ika squid and last, in the very front, is tai
snapper… pieces of raw fish served like this are sashimi, which is
eaten with some soy sauce added, along with wasabi, which is
something similar to our horseradish; those are cucumbers around it,
and the little pile in front is that wasabi – those decorations are
algae, but they’re meant to be eaten.
Adam Dobrzyński:
And how is it with smells…?
Beata Pater: Smells… I
think the most commonly perceptible smell is that of dashi, or the
base for chicken broth, although in Japan a fish base is normally
used. The next smell is that of yakitori, or grilled chicken –
these little pieces, in various forms, on sticks, like little shish
kebabs. Those are probably the two main smells that float through the
air.
Colors, or the four
seasons of the year. Just like in Poland’s golden autumn, in Japan
there are beautiful reddish yellow maples. In the spring there are
blooming cherry, plum and apple trees. The summer is green, sunny,
tropically humid, sticky and muggy. Winter appears more in the
northern regions of Japan, on Hokkaido or in the northern part of
Honshu, and then it’s white, beautiful and cold.
People everywhere are the
same - in other words, varied. Hospitality - just like other traits,
that we aren’t necessarily proud of in Poland – appear there as
well. In Japan it isn’t customary to invite people to one’s home
and if it’s done, it’s in exceptional circumstances. Other than
that, the Japanese are very musical. I think the karaoke era did a
lot of good – everyone sings there, and if they haven’t sung yet,
then they will sing (smiles – A.D.). That’s also why audiences
are very attentive during concerts, listen carefully, applaud, and
that’s really nice. I like performing in Japan – my last Japanese
tour, at the turn of 2016 and this year, was a winter tour, truly
winter, to the point that it was even snowing in Tokyo and Nagoya.
That was a special event, because they hadn’t seen snow in that
region for 30 years.
Adam Dobrzyński:
What’s it like, performing in Japan?
Beata Pater: In Japan my
concert tours are usually comprised of 10 to 12 shows in Tokyo,
Yokohama, Chiba, Nagoya, and Sendai. Sometimes these are big stages,
and sometimes small clubs, always with good sound systems. I try to
perform in Japan at least once a year. The last tour was also the
premiere of my new album “Fire Dance”.
Adam Dobrzyński:
Precisely – your
youngest musical musical child. A fantastic record.
Beata Pater:
It’s an album made up of eleven original compositions, in which I
sing without words, but with a lot of vocal parts, intricate
harmonies and an interesting combination of rhythms. Everyone will
surely discern various styles and ethnic roots in it – there’s
jazz there, as well as funk, R&B, a lot of colors, dynamics,
nostalgia and energy.
The album originated quite
a while ago in my mind, and matured like wine. It all started with a
photograph of a sculpture in the form of a circle made up of 16
elements, laying on the cracked and sun-dried ground in California’s
Joshua Tree National Park. That was my first inspiration – that
nothingness, light, shadows, roughness, and at the same time a kind
of magic, that attracts with its peace and warmth. And that was the
way I depicted the music, in conversations with my musical
collaborator Alex Dawson, the composer who transferred it all onto
paper. Sometimes he surprised me with his solutions, at times I would
change something, saying “but it’s me who’ll be singing this,
not you” - and, as is the case sometimes, we didn’t always have
the same visions, yet in the end eleven new compositions came about
from it.
I don’t have a
particular favorite piece – all of them are important, have their
place and make up a certain whole. My premise was not emphasizing any
particular musical or ethnic style. I wanted the music to be a
coherent tale, or journey, without words – full of emotions and
inspiration for others, to perceive and process for themselves. My
voice was meant to fulfill the role of instruments narrating the
melody, the leading voice which appears throughout the entire piece.
At times there are as many as sixteen vocal parts, and I didn’t use
any electronic effects, harmonizers, etc. The recording itself was
pretty interesting harmonically, as singing in minor seconds required
a good bit of concentration in terms of intonation. The entire album
is mixed without using a lot of compressors, or that “in front”
sound of today, with the thought of issuing “Fire Dance” in the
newly resurgent form of a vinyl record.
Fantastic American
musicians play with me on the album, a kind of California-New York
mixture. On soprano sax is Sam Newsom, who I met in Japan when he was
playing with Terence Blanchard’s group. Later Sam came to my
concert at Birdland, in New York, and that was the beginning of our
long-lived acquaintance and cooperation. Tenor sax is played by
saxophonist Anton Schwarz. Anton and I got to know each other a
pretty long time ago, at concerts we did together in San Francisco,
but this is the first time Anton has played with me on a record. On
baritone sax is Aaron Lington – and as a point of interest, I can
mention that Aaron flew into San Francisco to record the album,
directly from Los Angeles and straight off of the red carpet, still
wearing his bow tie, and with the Grammy award he’d just received.
All of us in the studio were impressed, and there was a pleasant vibe
of success in the air.
Bass guitar, as well as
upright bass, were played by the versatile and talented Aaron
Germain, who also took part in recordings for the album “Red”.
Aaron and I also have a long musical history in San Francisco,
Oakland and Berkeley. Electric piano is played by Scott Collard, a
pianist from Sacramento whom I’ve known for quite a while. On drums
is Allan Hall, who is a veteran drummer from San Francisco, along
with Bryan Rice – also from the Bay Area - on percussion
instruments.
Adam Dobrzyński:
As far as I’m concerned, this is your best album...
Beata Pater:
Is this my best album? “Fire Dance” got four stars and a great
review from the well-known critic Bob Protzman, in the highly
repected American magazine Down Beat. The album has received high
ratings and a lot of very good reviews from important critics, jazz
and not only… which you can read about on my website,
www.beatapater.com, where you can also listen to the whole album.
“Fire Dance” is being
played constantly by the most important radio stations, throughout
the entire US. I know that it’s also getting its time on European
radio stations, as well as Polish Radio’s Channel One.
Adam Dobrzyński:
That’s right – on my show, “Evenings with Channel One”. When
are you coming to Poland?
Beata Pater:
I hope that I’ll be able to come to Poland for concerts, and I’ll
be able to present “Fire Dance” then. My first Polish tour –
and hopefully not my last – was in September of 2015, when I was
presenting my album “Golden Lady”. I think I’ll need to gather
some energy, in order to deal with planning for the challenge of
another Polish tour. Currently, I’m working on a new solo album, my
ninth now. I just returned from Cambria, California, where the string
parts were recorded – and I’ll reveal that one of the tunes was
written by a former Polish composer!!!
Adam Dobrzyński:
Where is your favorite
place in the world? Do you have one?
Beata Pater:
Where is my favorite place in the world? There probably isn’t one,
but I’ll say something very controversial – it’s the same
everywhere. Of course, living is more comfortable when the sun is
shining and the sky is blue… but after a while, you want a little
rain, clouds, greyness and coolness. No place is ideal, but what’s
important is for that place to be safe. I’m talking about external
safety, as well as the internal sort, meaning a feeling of safety and
peace, in which we can realize ourselves.
Adam Dobrzyński:
Then let’s talk about your current place, too… America. How is it
for you?
Beata Pater:
I’ve been living in California for twenty years. Of course, I’ve
been in various states, and even crossed the entire USA by car, from
Florida to California, but I wouldn’t venture to say that I know
America, or what it’s really like. Just California is so varied,
from southern, through central, all the way up to northern.
I’ve been to all kinds
of places, even ones that don’t appear on a regular map. The nature
is so varied, amazing; vineyards, beautiful lakes, the ocean,
national parks with giant Sequoia trees, canyons, waterfalls, and
various kinds of cactus. Here where I live, there are a lot of citrus
trees, and in the spring a wonderful smell of jasmine permeates the
entire valley. Date palms grow in the orchards, with probably the
sweetest dates I’ve ever eaten, hummingbirds peek into the windows,
birds begin to sing at four in the morning, and continue their
operatic expositions all day long. I think I still need to see a lot,
to be able to say that I know California, but I can say without
hesitation that it’s beautiful.
Adam Dobrzyński:
What kind of woman is Beata Pater in 2017?
Beata Pater:
She’s a person of a world without borders.
Adam Dobrzyński:
Many thanks.
Beata Pater:
Thanks for the conversation – all my best, and lots of sunlight to
everyone.
Prześlij komentarz