AMY - historia zbyt krótka a jakże ważna...


Wiele już powiedziano i napisano o Amy Winehouse. Ja w 2011 roku też żegnałem ją na antenie radiowej Jedynki - pamiętam jak dziś , w "Muzycznej Jedynce". Dwa dni po tym jak od nas odeszła... na zawsze. Nie mogło zabraknąć mojego ukochanego "Love Is A Losing Game".
Feralnego dnia byłem wówczas w Białymstoku na festiwalu "Pozytywne Wibracje"... chyba jakoś w trakcie obiadu zadzwoniła do mnie z tą smutną informacją Marysia Szabłowska...
Kilka minut po północy w trakcie występu, Seal "swojej przyjaciółce" zadedykował  "Kiss From A Rose", które już na zawsze pozostanie w mojej świadomości jako nagranie dla Amy...
Trzy lata przed jej śmiercią gdy świat lizał stopy Amy, zaczytywałem się z wypiekami na policzkach w nieautoryzowanej biografii artystki pióra Nicka Johnstone'a. Jakże ten cały zły scenariusz czyta się dziś jak proroctwa...
Nick Johnstone, autor książki "Amy Amy Amy. O Amy Winehouse historia", opisywał życie i karierę najbardziej utalentowanej, błyskotliwej i "problematycznej" gwiazdy brytyjskiej muzyki pop ostatniej dekady. Śledził pełną potknięć drogę Amy do sławy z północnolondyńskiego, żydowskiego przedmieścia przez szkoły artystyczne do odkrycia przez ekipę znanego impresaria Simona Fullera i podpisania przez osiemnastoletnią artystkę kontraktu płytowego z wytwórnią Island.
Johnstone z niezwykłą dokładnością, pokazywał jak wielki wysiłek był włożony przez Amy - oraz towarzyszących jej producentów i muzyków - w nagranie dwóch albumów, które wyniosły wokalistkę na sam szczyt mimo jej uzależnienia od alkoholu i narkotyków, a także pełnego komplikacji życia osobistego. Nieustannie nagłaśniane problemy Amy z anoreksją, bulimią, domniemanym samookaleczaniem się oraz nadużywaniem alkoholu i narkotyków, zapewniły artystce miejsce na pierwszych stronach gazet, a jednocześnie przesłaniają jej bezdyskusyjny talent wokalny i kompozytorski. Z kolei punkowe małżeństwo z Blakiem Fielderem-Civilem stanowi realne zagrożenie dla dalszej kariery, a nawet życia Amy... To co było zagrożeniem stało się kresem życia artystki.
Jeszcze piękny koncert Amy w Kinotece, jeszcze wiele niedopowiedzianych historii.. lecz wszystko dziś wraca do nas w czasie przeszłym...dokonanym.
Pośmiertna płyta, ostatni nagrany tuż przed tragedią duet z Tonym Bennetem, biografia córki, napisana przez jej ojca i wreszcie wzruszający, podsumowujący całe życie Winehouse film "Amy" a wraz z nim - cuudny soundtrack... I to wszystko.
Aż - wszystko. "Miłość- to przegrana gra" stała się dla mnie jeszcze silniejszym emocjonalnie ładunkiem, który gdy słucham - a słucham po kilka razy dziennie, wbija się w serce jak kołek.. głęboko i boleśnie.

Amy śpiewa :

"Choć jestem raczej zaślepiona,
Miłość nie wybiera
Wspomnienia mącą mi w głowie,
Miłość nie wybiera

Z marnymi szansami
Wyśmiewana przez bogów
A teraz finałowa partia,
Miłość to przegrana gra..."

ma rację...

Z mojej  perspektywy dodam jeszcze, z dużym poślizgiem zdołałem zmierzyć się z tym obrazem... wspólnie - ostatni raz zasiedliśmy na sali...i przegraliśmy... a może ja?

Muzyka z "Dużego ekranu" wzbogacona kompozycjami Antonio Pinto zniewala (szczególnie "Amy Forever"), odurza, wskrzesza Amy, ukazuje ją częstokroć z innej perspektywy. Bo wiele znanych motywów jest tu przedstawionych a to acapella ("Back To Black"), to z koncertu ("Love is A Losing Game", "What Is It About Men)...
To płyta do absolutnego zakochania, jazda obowiązkowa dla tych co znają jej twórczość na wylot, dla tych, których jeszcze nie uwiódł głos Amy ale i dla tych, którzy codziennie karmią się nieco innymi muzycznymi gatunkami
Polecam


Komentarze

Nowsza Starsza