Wywiad z Leepeckiem





 
Leepeck to projekt muzyczny za którym stoi Piotr Lipka - muzyk, który zaistniał jako wokalista warszawskiej grupy Bohema.
Debiutancki album Leepeck, krążek zatytułowany "Borderline", ujrzał światło dzienne 28 lutego tego roku. Pilotowała go piosenka „One Step Down", którą Piotr zaprezentował kilka miesięcy wcześniej, a do której teledysk zrealizował wraz z Pawłem Wojciechowskim i Magdą Nizel.
To jest czas przygotowań świątecznych, celebracji rodzinnych spotkań, także zadumy ale przede wszystkim radości jaką niesie pamiątka narodzin dzieciątka Jezus.
Dla mnie to każdego roku dodatkowo czas gdy robię muzyczny rachunek sumienia. Siadam do płyt, wybieram te najlepsze w różnych kategoriach, większych i mniejszych, o zasięgu światowym ale uwzględniam też polskie tytuły. Nadrabiam zaległości, porównuję, zamykając powoli ostatnie dwanaście miesięcy.
Niezwykłym albumem wciąż jest w moich oczach ( i uszach) debiutancki materiał Leepecka. Nie będzie to tajemnicą bo często mówiłem o tym na antenie radiowej Jedynki, to na pewno jedna z najważniejszych pozycji płytowych mijającego roku i przy okazji debiut, który zapewne wysoko uplasuje się w moim podsumowaniu. Ale o tym jeszcze „sza”, przyjdzie na to czas a teraz chciałbym Wam przedstawić zapis rozmowy jaką uciąłem sobie całkiem niedawno - z samym Leepeckiem.




(...)urodziłem się o 40 lat za późno”




Adam Dobrzyński: Piotrze.. Leepeck. Zdradź proszę znaczenie nazwy Twojego zespołu. Skąd się wzięła. Zresztą to Twój pseudonim...

Piotr Lipka: Leepeck to w zasadzie mój pseudonim a nie nazwa zespołu. Ale zauważam, że ludzie używają tego w obu znaczeniach więc z tym nie walczę (haha - przyp. AD) Nie jest to aż tak istotne. Poza tym nazwa żyje swoim życiem i może okaże się, że przerodzi się w nazwę zespołu. Mamy bardzo zgraną paczkę więc zakładam,że moi przyjaciele utożsamiają się z Leepeckiem, na tyle na ile ja się z nim utożsamiam, jako twórca i wokalista.
A nazwa wzięła się z tego, że od czasów szkoły średniej ludzie mówili do mnie „Lipek” z racji mojego nazwiska. Ponieważ grałem w liceum na gitarze po korytarzach, piwnicach i łazienkach otrzymałem również ksywkę „Elvis”. No i teraz musiałem się zdecydować „Lipek” czy „Elvis”.
No i padło na Leepecka. . .
Lubię również aktorów ze starych czasów. Często mówię ludziom, że moje pseudo jest połączeniem imienia i nazwiska dwóch aktorów Lee Marvina i Gregory Pecka.



Adam Dobrzyński: „Nostalgia, tęsknota i ciekawość losów ludzi od początku określały moje podejście do życia i sztuk” - powiedziałeś w jednym z wywiadów. To po kolej. Nostalgia...do ? Tęsknota do czego, kogo?


Piotr Lipka: Wychowałem się na muzyce z lat pięćdziesiątych i sześcidziesiątych ubiegłego wieku. Zawsze czułem, że urodziłem się o 40 lat za późno (śmiech – przyp.AD)
Od początku tęskniłem za czymś czego nigdy nie znałem, za czymś czego nie miałem okazji doświadczyć. To właśnie jest taki przejaw mojej nostalgii do innego życia, którego nigdy nie znałem. Trochę jak w „O północy w Paryżu” Woody Allena. Tęsknota za magicznymi czasami, które w naszej głowie jawią się jako wyjątkowe a tak naprawdę dla ludzi z epoki były po prostu codziennością. I to właśnie z codziennością mam problem bo cały czas krążą po mojej głowie marzenia o życiu w innym wymiarze, w innej rzeczywistości. To tak romantyczna strona mojej natury. Mam też inne, bardziej mroczne.
A tak bardziej przyziemnie ujmując ten temat to zawsze tęskniłem za ludźmi, z którymi musiałem się rozstać. Przemijanie jest dla mnie bardzo trudne. To, że wszystko się kończy. „All Things Must Pass” jak śpiewał George Harrison. Swoją drogą „Concert for George” zorganizowany po śmierci Harrisona przez jego przyjaciół był jednym z najbardziej wzruszających wydarzeń muzycznych jakie widziałem.

Adam Dobrzyński: Ludzie są ciekawi, ale co w nich samych, co w obserwacji konkretnych osób, ciekawi Ciebie najbardziej.

Piotr Lipka: Lubiłem czytać biografie. Niekoniecznie muzyków. Ciekawi mnie to jak ludzie żyli, co było dla nich ważne, do czego dążyli. Jakie mieli słabości, jak doświadczali i radzili sobie z dramatycznymi momentami w ich życiu. To wszystko łączy się z banalnym ale jakże istotnym pytaniem o sens naszej egzystencji jako jednostek i gatunku. Dokąd zmierzamy? Nie ma prostej odpowiedzi. Ale tu właśnie pojawia się sztuka poprzez którą wyrażamy siebie, swoje jestestwo i humanizm.
Nie chcę uprawiać pseudo filozofii ale tak właśnie to odbieram.
Bardzo duże wrażenie zrobiła na mnie autobiografia Kirka Douglasa pt: „Syn Śmieciarza”. Jak wiele doświadczał, z jaką determinacją dążył do spełnienia marzeń, jak krzywdził swoich bliskich i jak wiele miłości mimo wszystko od nich otrzymał. Wciąż żyje i ma ponad 100 lat. Jak widać dzielnie walczy z czasem.

Adam Dobrzyński: Leepeck to nie tylko Ty.


Piotr Lipka: Mam bardzo wyjątkowy skład.
Producentem muzycznym płyty „Borderline” i nowej piosenki po polsku, która niedługo się ukaże, jest Piotrek Czajer, mój przyjaciel, z którym znam się od czwartej klasy szkoły podstawowej.
Piotrek oczywiście również gra na banjo, gitarach i innych instrumentach strunowych, które pojawiają się w naszych nagraniach.
Drugi głos na płycie należy do Ani Łazowskiej ( partnerki życiowej Piotrka – przyp. AD), która oprócz śpiewania gra czasami na klawiszach i cymbałkach. No i oczywiście projekt oraz wykonanie okładki płyty jest dziełem Ani. Pomysł na śpiewanie ze mną na płycie był z zasadzie jej inicjatywą. Świetnie wyczuła klimat i konwencję a jej barwa i sposób śpiewania bardzo wzbogaca historię, którą chciałem opowiedzieć.
Michał Marecki, klawiszowiec T.Love, grający z Brodką, Leszkiem Biolikiem i innymi artystami też bardzo fajnie zbudował klimat mojej płyty poprzez pianina i analogowe klawisze.
Bardzo dobry i świadomy muzyk. Próby mieliśmy u niego w studiu i generalnie wkład Michała w powstanie i brzmienie płyty jest ogromny.
No i sekcja....hmmm... Dwóch prawdziwych facetów, nie ma to tamto.
Dżordż czyli Grzesiek Kurek to doświadczony basista o bardzo unikalnym brzmieniu. Gra na Defilach, starych polskich instrumentach. Twarde, lekko kołkowate, drewniane brzmienie. Posłuchajcie basu na płycie. Myślę, że jest wyjątkowy.
Został jeszcze niejaki „Pan Ładny” czyli Sebastian Pisarkiewicz. Bardzo zaangażowany w projekt, otwarty na nowe brzmienia. Bębniarz grający bardziej dynamiczną muzykę, który musiał się odnaleźć w spokojnym, akustycznym, klimatycznym graniu. Dużo kombinował z bębnami i patentami na nagrania. Wspierał go Piotrek, z którym jako producentem wspólnie szukali ciekawych rozwiązań aranżacyjnych. Koce, nie koce, pluszowe bijaki do stopy itp. Myślę, że wyszło super. Oldskulowo, nastrojowo ale jednocześnie z powerem momentami.




Adam Dobrzyński: Dokładnie tak. Zdecydowałeś się na muzykę folk, na pewnego rodzaju odniesienia do bluegrassu. Podstawa muzyki country, w Polsce jednak wciąż nie doczekała się jednak zbyt wielu przedstawicieli.

Piotr Lipka: Nie powiedziałbym, że na coś się decydowałem. Miałem wiele trudnych doświadczeń życiowych w tamtym momencie i po prostu pisałem piosenki. Szeroko pojęty folk był obecny w moim życiu choćby za sprawą młodego Dylana. Muzyka amerykańska była mi zawsze bliska, na niej się wychowałem. Ale charakter kompozycji wytworzył się naturalnie, jakby sam z siebie. Nie było to zamierzone. Faktycznie aranże i produkcja płyty to już bardziej świadoma decyzja. W nagraniach są elementy folku i country ale nie nazwałbym tego albumu folkowym czy countrowym. Robiliśmy tak, żeby historia, którą opowiadamy działała na słuchacza. Jeżeli pasowało banjo to było banjo, jak piano to piano. Poza tym różne instrumenty używaliśmy trochę w inny sposób niż zazwyczaj są one używane. Staraliśmy się trochę łamać konwencję i wychodzić poza stylistykę, którą określone instrumenty narzucają. Posłuchajcie chociażby banjo w piosence „I placed the moon”, którą ostatnio wrzuciliśmy na Youtube w formie klipu.

Adam Dobrzyński: Na tytuł płyty wybrałeś słowo „Borderline”. Słowo klucz czy zamierzona figura stylistyczna?

Piotr Lipka: I to i to. Ale bardziej słowo klucz. Byłem na terapii odwykowej rok temu i tam często pojawiał się ten termin w kontekście zaburzeń osobowości. Nie mam takiej diagnozy ale jednak balansowanie na granicy było często moim udziałem. Doświadczałem wielu skrajnych emocji, które mam nadzieję udało mi się przekazać ludziom poprzez moje piosenki i nagrania. Poza tym Dylan śpiewał : „Jeżeli pojedziesz na północ, gdzie wiatr hula na granicy, przypomnij mnie dziewczynie, która tam żyje, kiedyś była moją prawdziwą miłością”. I tu też właśnie pojawia się tęsknota i nostalgia.

Adam Dobrzyński: Wiele lat minęło od chwili gdy byłeś członkiem zespołu Bohema. To co oferujesz w składzie Leepecka, to zupełnie inna muzyczna odsłona. Która jest Tobie bliższa, prawdziwsza?


Piotr Lipka: Obie odsłony są prawdziwe. Wtedy byłem młodszy, bardziej szalony, kręcił mnie rock&roll. Z wiekiem dojrzałem do innych emocji i do innej formy ekspresji. Choć paradoksalnie dla mnie obie te, jak to określiłeś, „odsłony” są sobie bliskie. Wyrażają po prostu moje inne oblicza ale to wciąż jestem ja, pełen sprzeczności, które składają się na jedną całość. Muzycznie też mają wspólny mianownik wywodzący się z bluesa, folku, country i rythm & bluesa.


Adam Dobrzyński: Muzyka folk w amerykańskiej oprawie, ryzykowne ale jak dla mnie piękne, nie polskie, świeże, momentami zaskakujące...


Piotr Lipka: No zapewne nie polskie – masz rację. Ale też nie amerykańskie. Taki miks moich doświadczeń ostatnich lat z moim dzieciństwem i pobytem w Stanach. Jak byłem szkrabem Tata karmił mnie Elvisem, Jerry Lee Lewisem, Chuckiem Berry, Johnnym Cashem. I to teraz niestety się mści. A tak na serio jestem mu wdzięczny, że dał mi taki background.




Adam Dobrzyński: Wszystkie kompozycje przedstawiasz w języku angielskim. Bo jest Tobie łatwiej, plany podbicia rynków muzycznych na świecie to zdeterminowały czy może bluegrass po polsku...nie brzmi.


Piotr Lipka: Bluegrass raczej nie brzmi po polsku. Choć jak już mówiłem daleki jestem od określania mojej muzyki tym terminem. Te piosenki powstały po prostu po angielsku.
I nawet mimo propozycji ze strony wytwórni, żeby zrobić radiowy singiel po polsku, płyta w całości jest po angielsku. I faktycznie nie wyobrażam sobie jej z polskimi tekstami. Nie przeszkadza mi to jednak, żeby w tym momencie pisać po polsku i na kolejnym albumie będą numery w moim ojczystym języku. Pierwszy, jak wspomniałem, pojawi się już niebawem. A o rynkach zagranicznych myślę ostrożnie. Nic nie szkodzi próbować oczywiście.W tym momencie jestem w Zurichu. Śpiewałem w niedzielę moje piosenki w małym klubiku. Na pewno są bardziej uniwersalne dzięki temu, że są po angielsku.


Adam Dobrzyński: A jak wyglądała praca nad tym albumem


Piotr Lipka: To była dla mnie długa, wyboista droga. Szukaliśmy swojego brzmienia, musieliśmy zdecydować, które piosenki nagrać, wybrać z tych, które powstały. Próby na początku były dla mnie trudne. Problem z wiarą w siebie, za dużo alkoholu, stres. Zdecydowaliśmy się na studio analogowe, w którym można nagrywać na taśmę. Chcieliśmy uzyskać ciepłe, vintagowe brzmienie. W łódzkim Tonn Studio spędziliśmy wiele czasu. Jedliśmy tam, spaliśmy. Był to spory koszt ale nasza koncepcja się sprawdziła. Część partii instrumentalnych dogrywaliśmy w naszym mobilnym studiu, z którym instalowaliśmy się zazwyczaj w wiejskich domach z drewna w różnych lokalizacjach. Próbne miksy robiło kilka osób. Mieliśmy nawet wersję jednej z piosenek przygotowaną przez zdobywcę Grammy, który mieszka w Kaliforni!
Ale ostatecznie zdecydowałem się na miksy, które zrobił Piotrek. W mojej ocenie najlepiej oddawały istotę moich kompozycji, najlepiej brzmiały. Piotrek włożył w to dużo serca i czasu bo ta płyta to też jego dziecko.


Adam Dobrzyński: Słowa, które śpiewasz na ile są powiązane z Twoimi przeżyciami, doświadczeniami a ile w nich jedynie obserwacji i przemyśleń nad otaczającą Cię rzeczywistością?


Piotr Lipka: To bardzo osobista płyta. Emocjonalna. Mało jest w tekstach przemyśleń. To bardziej strumień świadomości. Nieobrobione, surowe emocje.


Adam Dobrzyński: Nie wiem czy wiesz ale zarówno wersja płytowa jak i koncertowa Twojego muzycznego debiutu jako Leepeck niezwykle jest smaczna, składna, świetnie oddziałuje na słuchacza, na mnie. Przy tym jest bardzo przebojowa i świeża. Jak do tego podchodzisz..


Piotr Lipka: Haha! Mam nadzieję, że jest, choć to oczywiście kwestia gustu. Jak podchodzę? Odczuwam ogromną satysfakcję, że udało nam się stworzyć coś co wiele osób opisuje w podobny sposób do Ciebie. Mam w sobie jednak dużo pokory, choć może moje wymądrzanie momentami o tym nie świadczy. A tak serio to znam swoje braki i możliwości. I idę do przodu. Czasem pod wiatr. Mam dużą motywację. Takie specyficzne poczucie, że to po prostu jest moja droga.


Adam Dobrzyński: Na koncercie promującym wydanie płyty w warszawskim Spatifie...dużo opowiadałeś. Również o sobie. Każdy Twój koncert to też werbalny i intymny kontakt z odbiorcą?


Piotr Lipka: Staram się. To mi ułatwia wejście w rolę. Mówiąc do ludzi obniżam poziom stresu. Poza tym czasem chcę im opowiedzieć o czym są piosenki. Lubię żartować z publicznością. To też dla mnie forma terapii. Czasem udaje się uzyskać super kontakt, stworzyć pewną magię, która wisi w powietrzu. Specyficzną energię. A czasem nie. Jak w Zurichu przedwczoraj...Szwajcarzy są chłodni. Po koncercie okazało się, że bardzo się ludziom podobało tylko nikt tego nie okazywał podczas mojego występu. A po koncercie słuchacze podchodzilii i mówili, że koncert bardzo im się podobał.


Adam Dobrzyński: Co masz w najbliższych planach?


Piotr Lipka: Chwilę odpocznę, choć wracam jutro do Warszawy a już w czwartek mam spotkanie w sprawie teledysku do nowego singla po polsku, o którym mówiłem wcześniej.

Adam Dobrzyński: Dzięki za rozmowę.


1 Komentarze

Prześlij komentarz

Nowsza Starsza