w Lublinie było za dnia wciąż jak nie 12 to 8 na minusie...niemiłosiernie zimno w każdym razie. A świeciło słońce. Widok z Placu Po Farze na Zamek... bajkowy. I ja tam gdzieś pomiędzy :)
Na kolei ... bez zmian
W zasadzie ten tekst miał czego innego
dotyczyć.
W zasadzie miał powstać duużo
wcześniej i zapewne nie w liczbie pojedynczej. Tak to właśnie
jest.
Ciągle coś się dzieje, ciągle
zdarza. Tylko szkoda, że to na co liczę nie przychodzi. A jak mam
wrażenie, że jest... okazuje się jakieś mgliste, nieprawdziwe,
złudne.
Może jestem dziwny i za dużo wymagam.
Od siebie też. A może po prostu wiem czego chcę. Jak przed
mikrofonem, jak na scenie, jak w bezpośrednim sposobie bycia.
Czwórka z przodu stała się przełomem. Dojrzałem!!!
I w tym roku wreszcie nadrobiłem listę
przebojów, no może – bo znowu ciut opóźnienie ale za to, nie
muszę sumować, dodawać, robi się to takie naturalne jak przed
laty. Chyba od mojego rozwodu, od zmian w życiu i kolejnych
niepowodzeń, wszystko co bliskie zaczęło się rozjeżdżać.
Nieważne.
Wróciłem z pięknego festiwalu
Mikołajki Folkowe. 28 edycja – druga z moim udziałem- także w
roli jurora bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Centrum Spotkania
Kultur, chyba najbardziej niesamowity budynek w Lublinie, działający
od trzech lat, a budowany...kilkadziesiąt- zaczarował. Nie tylko
mnie ale uczestników konkursu myślę, również. Ale o tym
wszystkim będzie oddzielny tekst. Miał powstać dziś ale...osoby
są na tym świecie, które fantastycznie potrafią wyprowadzić z
równowagi, potem ciężko zebrać jest twórcze myśli ponownie w
jedną całość.
Nieważne.
Powrót z Lublina za to był bajkowy.
Socrealny, działo się dzisiaj a czułem się jak statysta w komedii
Barei.
Jak mam czas, staram się nie szaleć,
bilet powrotny miałem zakupiony na 12.05 co spokojnie pozwalało mi
się przebudzić, dojść do siebie, zjeść we względnym spokoju
śniadanie, spakować się i zamówić taksówkę.
Na dworcu zaś zaskoczenie. Pociąg z
godziny 11;00 nie przybył, wszyscy czekają na mój skład, bo będą
one połączone i wspólnymi siłami dotrzemy do stolicy. I tak,
pierwsza część składu to pociąg z Chełma, potem ten mój- co
podróżni dojadą do Bydgoszczy. Na końcu tej układanki zaś
pociąg widmo, sprzed siedemdziesięciu już minut, kóry dojechać
ma aż do Szczecina. Jak dojedzie...
Ledwie wagony dotoczono do elektrowozu,
zaczęła się przepychanka i walka o miejsca. Wszak pociąg objęty
calkowitą rezerwacją ale nigdy nic nie wiadomo. Z mojego miejca
chciała mnie na przykład wyrzucić Pani, bo miała ten sam wagon i
numer miejca. Ale jak pokazała mi bilet, okazało się, że to na
ten wcześniejszy pociąg- czyli jej wagon jest gdzieś heh hen, za
moim. Potem przyszła dziewczyna, trzech panów i – zrobiło się
nieco raźniej. Na przykład sąsiad z naprzeciwka w reklamóweczce
miał buteleczkę rozgrzewającego napoju. Pozostali współpasażerowie
zanurzyli się w swoje komórki, każdy czegoś słuchał, pisał do
najliższych, owa dziewczyna co i rusz robiła głośne wydechy,
sapania, może na znak wspomnień z gorącej nocy a może było jej
duszno, słuchawki mając w uszach, nie za bradzo kontrolowała swoje
uniesienia. Ale była hmmm. atrakcyjna na tyle, że mogę jej
wybaczyć. A, że ja w tym tygodniu brnę w autobiografię Skiby z
Sex Bomby, więc, za chwilę już mi nie przeszkadzała jej radość
osobista.
Nieważne.
Za chwilę Mikołajki, tak mi się w
życiu poukładało, że moje dzieci- córki, prezenty ode mnie
zobaczą- zapewne innego dnia. Mamy dzielnie hołubią swe
latorośla, o ile starsza ma blisko szkołę i może zajrzy do mnie
po lekcjach o tyle młodszą mocno strzeże mama tak by czasem
dziecko za bardzo nie zbliżyło się do ojca więc- prezent spocznie
na wierzchu szafy, czekając na swój czas.
Nieważne.
Piszę o Mikołajkach bo to taki czas-
w Lublinie Mikołajki Folkowe, w czwartek Mikołajki – czas
obdarowywania się prezentami, a dla mnie zamknięcie sezonu w
muzyce. Płyty, które rafią do mnie po 6 grudnia, odkładam na
półeczkę i rozpakuję dopiero po Nowym Roku. To czas podsumowań,
nadrobienia zaległości i wreszcie świątecznej muzyki. Właśnie
przyszły do mnie krążki „christmasowe” od Leann Rimes, Martiny
McBrde i The Mavericks- i wiecie co? Już je dziś- znaczy wczoraj-
wysłuchałem. Bardzom był ciekaw i w zasadzie się nie zawiodłem.
Cykl- Najpiękniejsze piosenki/ kolędy- z dzwoneczkami, spokojnie
będzie kontynuowany.
To ważne.
Ważne jest też to, że w ostatnim
czasie ukazało się znowu wiele wartościowych muzycznych cudeniek,
które z radością Wam prezentuję lub zrobię to za chwilę,
Zaskoczyła mnie mało mi wcześniej
znana Małgosia Wawruk, przepiękną płytą, zarejestrowaną z
doskonałymi muzykami m.in. Agnieszką Hekiert, Cezarym Konradem...
piękne aranżacje, muzyka folkowa wymieszana z jazzem, sekwencjami
improwizacji, trochę w tym awangardy, może wędrówek do muzyki
dawnej? Ale nie zgodzę się z Małgosią (tak, lubię to imię
wciąż), że ta druga część jest mniej przystępna dla
odbiorcy...Ale o tym porozmawiam po północy w audycji „Co nam w
duszy gra”- posłuchajcie koniecznie... Małgosia to przecież głos
ProFormy, gdzieś tam przewijała się przez takie marki jak Raz Dwa
Trzy, Czerwony Tulipan czy uwaga- Bobby McFerrin.
Kolejna perełka, zespół Evorevo.
Powstał z inicjatywy Igora Pudło, członka duetu Skalpel. Sam
Pudło, pod pseudonimem Igor Boxx, nagrał kilka solowych płyt,
poczynając od muzycznej opowieści o upadku Breslau, na koncept
albumie "Fyodor", inspirowanym życiem i twórczością
Dostojewskiego, kończąc. Drugim członkiem Evorevo jest Tomasz
"Magiera" Janiszewski, jeden z czołowych polskich
producentów hiphopowych, działający w duecie White House. Tworząc
klasyczną serię albumów "Kodex", pracował z czołowymi
raperami, jak: O.S.T.R., Tede, Fisz, Sokół, Ten Typ Mes,
DonGURALesko. Producenci z White House są też autorami muzyki do
albumu "Poeci", na którym raperzy nagrali wiersze polskich
poetów, m.in. Adama Asnyka, Juliana Tuwima, Jana Lechonia czy
Ignacego Krasickiego.
Pierwsza płyta Evorevo "Underpop"
była bardzo eklektyczną, wręcz ekscentryczną, kolekcją utworów
elektronicznych, wykreowanych przy udziale zaproszonych do
współpracy instrumentalistów. Na albumie tym pojawili się m.in.
Piotr "Emade" Waglewski oraz wokaliści: Barbara Wrońska
(Pustki, Ballady i Romanse) i Maciek Kurowicki (Hurt). Największą
uwagę odbiorców zwróciła kompozycja "Bowie w Warszawie",
zainspirowana legendarną wizytą Davida Bowiego w naszej stolicy w
kwietniu 1973 roku, oraz piosenka "Supersens" zaśpiewana
przez Kurowickiego. Sukces
tego utworu zachęcił Igora i Tomka do poszerzenia składu o Maćka
w roli frontmana i właśnie w tej konfiguracji powstała płyta
"Dwubiegunowa". Evorevo stanowi teraz
syntezatorowo-poetyckie trio o zwartej koncepcji artystycznej.
Narratorem jest w nim Kurowicki, śpiewający o nieumiejętnościach,
wahaniach i niepewnościach. Moim zdaniem, stanowi on o jakości
tria, nadał mu swoje piętno, odciskając niezwykłą swoją
osobowość muzyczną w kolejnej z kompozycji.
Tytułowy utwór płyty
"Dwubiegunowa" to opowieść o trudnej miłości. Już się
niby skończyło, ale jej echo trwa w piosence, tekście i
teledysku, gdzie są prawdziwi Maciek i Marta. Nie tworzą już
rodziny, ale tworzą opowieść...
Klip powstał w Berlinie. To
historia pewnego zakończenia, z całym bagażem obaw, które staje
się początkiem nowego poszukiwania. Realizacją teledysku zajął
się znany operator filmowy Kamil Płocki.
Marta to Marta Malikowska, aktorka
filmowa i teatralna, reżyserka (przed związkiem z Maćkiem
Kurowickim była żoną Jacka "Budynia" Szymkiewicza,
wokalisty grupy Pogodno). Wystąpiła też w serialu "Ślepnąc
od świateł" według książki Jakuba Żulczyka.
Ten serial to odrębna historia, bo
mocno mną trzepnął całkiem przed chwilą. Jeszcze go przeżywam,
jak cudowną muzykę w nim się pojawiającą – jak jedną z
najgorętszych scen erotycznych jakie mogłem zobaczyć w kinie,
cudownie sfilmowaną, pokazaną, realnie też uderzającą odbiorcę.
Wręcz wzorcowe wzajemne pożądanie, fascynacja ciałem, bliskością.
Jak chyba najpiękniejszą czołówkę w polskich serialach –
naprawdę a sam obraz- jako hołd stolicy, którą chyba tak
dosłownie, rozbijając na atomy, też nikt do dziś jeszcze nie
pokazał. A tyle było możliwości.
Nieważne.
Evorevo- wciąga niezwykle.
I jeszcze dwie płyty, tribute to
T.Cover- dla zespołu T.Love. Brawo Acid Drinkers, brawo dwukrotnie
mierzący się ale na dwa sposoby Ląki Łan, brawo znów Nosowska,
brawo Sidney Polak, choć to nagranie znane jako bonus z jego „3”
płyty.
A na deser... Mark Knopfler, którego
nie mogę się nasłuchać. A każde kolejne odtworzenie, przynosi
kolejną perełkę, kolejne nagranie, które sobie zaznaczam do jak
najszybszego odtworzenia w radiu. Niesamowita jest muzyka. Dobrze, że
jest.
Dobrze, że Cię mam. Jedyna która
była, jest i wiem, że będzie
Adam Dobrzyński
Prześlij komentarz