To się kiedyś musiało stać- bo choć muzyka pozostaje na zawsze, nikt nie żyje wiecznie.
Ta wiadomość dopadła mnie w pociągu opóźnionym 153 minuty z Pragi do Warszawy. Ledwie ruszyłem z Katowic. Telefon...Wielka Diva polskiej piosenki nie żyje. Maria Koterbska
"Maria Koterbska, dama polskiej piosenki, bielszczanka, zmarła w poniedziałek w Bielsku-Białej. Miała 96 lat" czytamy na profilu prezydenta Bielska-Białej Jarosława Klimaszewskiego.
"Z wielkim smutkiem przyjąłem wiadomość o śmierci wielkiej damy polskiej piosenki, wspaniałej osoby, wybitnej bielszczanki – Marii Koterbskiej. Legendarna artystka 13 lipca ub.r. świętowała swoje 96. urodziny pełna optymizmu i pogody ducha. Taką też ją wszyscy zapamiętamy. Zapamiętamy też największe przeboje, jak "Karuzela", "Serduszko puka w rytmie cza-cza", "Augustowskie noce" i wiele innych" – napisał samorządowiec na swoim profilu facebookowym.
Klimaszewski, składając bliskim kondolencje, dodał: "Świat dziś wiele stracił… Dziękujemy za wszystko Pani Mario. Móc Panią znać, to był prawdziwy zaszczyt". Ja dodam od siebie.. wiele lat temu miałem ogromny zaszczyt nie tylko poznać lecz gościć w jej pięknym mieszkaniu, nieopodal Teatru Polskiego w Bielsku Białej (wykopane z archiwum foto powyżej). Reportaż jak i obszerny zapis rozmowy o życiu artystki, emitowany był i jest w przepastnym archiwum Polskiego Radia, warszawskiego oddziału Radia Dla Ciebie.
Buchająca radością, doskonale odnajdująca się na scenie, w każdym calu profesjonalna.
Maria Koterbska, królowa polskiego swingu, była jedną z najpopularniejszych piosenkarek lat 50. i 60 ubiegłego wieku.
Legenda polskiej piosenki zmarła 18 stycznia w wieku 96 lat.
Dzięki swoim, jak mogłoby się wydawać, przeciwstawnym atrybutom - klasie i swobodzie, wyrazistości i zaskakującej uniwersalności - zyskała rzesze wiernych fanów. Pełna energii jak swing, muzykalna jak swing i odważna jak swing w pierwszej dekadzie PRL-u, chciałoby się dodać. A do tego - subtelnie liryczna.
Maria Koterbska przyszła na świat 13 lipca 1924 r. w Białej (wówczas jeszcze niepołączonej z Bielskiem). Wychowała się w domu, który postawił jej dziadek Antoni Mierowski, ojciec mamy. Talent odziedziczyła po rodzicach. Mama Janina, absolwentka konserwatorium, była zdolną i uznaną w Bielsku pianistką. Ojciec Władysław, wykształcony w krakowskim konserwatorium muzycznym znakomity skrzypek, dyrygent i kompozytor, zawitał pewnego dnia z koncertem do Bielska. Traf chciał, że akurat zaniemógł jego akompaniator. Kiedy na horyzoncie majaczyło widmo odwołania koncertu, komuś przypomniało się, że jest w Bielsku piekielnie zdolna pianistka, która poradzi sobie z tym zadaniem błyskawicznie – Janina Mierowska. I tak zaczęła się miłość.
Przez lata była gwiazdą słynnego literacko-artystycznego kabaretu Wagabunda, współpracowała z największymi orkiestrami i kompozytorami w kraju. Spływały do niej lukratywne propozycje z Zachodu, ale piosenkarka, przywiązana w równym stopniu do rodzinnego Bielska, jak do krajowej publiczności, nigdy owym ofertom nie uległa. Za tę wierność sobie i za oddanie polskim słuchaczom ci odwdzięczali się przez długie lata – żarliwie wielbiąc artystkę i jej szlagiery. Od "Bo mój chłopiec piłkę kopie", "Serduszko puka w rytmie cha-cha", "Augustowskich nocy" przez "Wrocławską piosenkę", "Karuzelę", aż po "Deszcz", "Parasolki" czy "Do grającej szafy grosik wrzuć", żeby wymienić tylko te najbardziej popularne, Maria Koterbska prezentowała możliwości swojego głosu i pełną paletę scenicznych atutów. Publika mogła podziwiać jej rytmiczność, styl, nienaganną dykcję, wreszcie − wielki czar, którego znakiem rozpoznawczym stał się szeroki uśmiech piosenkarki. Doprawdy trudno znaleźć zdjęcie, na którym Koterbska nie uśmiechałaby się.
Wśród hitów Marii Koterbskiej jest jeden, który nie dość, że najmocniej został z nią skojarzony, to jeszcze wyjątkowo odsłonił bezpretensjonalny urok artystki, jej radość, poczucie humoru i energię, jaką przekazywała słuchaczom. Co więcej − to od tej piosenki wszystko się zaczęło. A jaki ma ona tytuł? "Brzydula i rudzielec".
"W domu i w rodzinie nigdy niczego nie planowaliśmy. Nie tylko ze względu na moją pracę, która z normalnym, uregulowanym życiem nie miała nic wspólnego, ale po prostu tacy się urodziliśmy. Mamy to we krwi", przyznawała Koterbska w biografii napisanej przez jej syna, Romana Frankla. Mimo wrodzonej spontaniczności, gotowości na zmiany i otwarcia na wszystko, co przynieść może los, przez lata została wierna w miłości – do swojego jedynego męża i rodzinnego miasta.Zniknięcie ojca nie obyło się bez konsekwencji – cała rodzina została zmuszona do opuszczenia domu. Najpierw zamieszkali w jednym małym piwnicznym pokoiku pewnego budynku. Tylko dzięki wytrwałości matki piosenkarki udało się wrócić do rodzinnego domu. Choć to zdecydowanie przekaz na wyrost: "Strych przebudowali rodzice już przed laty i powstał tam wtedy pokoik z kuchnią i małym przedpokojem. I właśnie tam pozwolono nam teraz zamieszkać. Reszta domu zajęta była przez Niemców. W ten sposób staliśmy się stróżami we własnym domu. Musieliśmy myć schody, dbać o porządek i czystość, sprzątać, a w zimie odgarniać śnieg", opowiadała Koterbska. W czasie wojny Marysia, której groził wyjazd na roboty do Niemiec, podjęła pracę jako szwaczka w pobliskiej fabryce sukna.
Okupacja nie była jednak pozbawiona jasnych momentów – w czasie wojny, na potańcówce, Maria poznała swojego przyszłego ukochanego męża, Jana Frankla. I on ratował się pracą jako szofer w wytwórni mydła, żeby uniknąć przymusowej wywózki do Niemiec. "Ta wielka miłość przeżyła wszystko i trwa do dziś", podkreślała Koterbska w swojej biografii.
Choć wojenne lata nie oszczędziły Koterbskiej i jej rodzinie ciężkich przeżyć, zakończyły się dla rodziny szczęśliwie: udało się odzyskać dom, a przede wszystkim – ojca. Maria, żeby wspomóc materialnie bliskich, imała się różnych zajęć: przepisywała na maszynie rozmaite dokumenty, prowadziła też niewielką prywatną bibliotekę. Ale jeszcze po wojnie tydzień spędziła w zimnej piwnicy siedziby UB. Brat Marii, Kazimierz, zasilił w czasie wojny szeregi AK i na nią także spadło podejrzenie o aktywność konspiracyjną, całe szczęście nie trwało to długo. Kazimierz został skazany na jedenaście lat pozbawienia wolności, z czego pięć za samo członkostwo w AK. W więzieniu politycznym Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w pod poznańskich Wronkach przesiedział trzy lata, przed dalszym odsiadywaniem wyroku uratowała go amnestia.
Do występów ze szkołą baletową Koterbska przekonuje zarówno swojego brata Kazimierza (wypuszczonego już z więzienia we Wronkach), jak i Janka – swojego przyszłego męża. "Kiedyś na występ w jakiejś miejscowości przyszła cała elita: ksiądz, aptekarz, burmistrz siedzieli w pierwszym rzędzie. Janek wyskoczył w turbanie, z gołym torsem, co już ich trochę zaniepokoiło, ale kiedy wyszłam ja, ubrana wyłącznie w firankę, to ksiądz proboszcz wstał i wyszedł, krzycząc: »Skandal!«. A my tańczyliśmy dalej, bo w końcu aptekarz i burmistrz zostali", opowiadała Koterbska.
Codzienność Koterbskiej wypełniają taniec w balecie, pokazy i rewie. Piosenkarka wiąże się też ze sceną Teatru Polskiego w Bielsku. "Powojenne życie kulturalne w Bielsku i Białej rozwijało się w zawrotnym tempie. Były to dla mnie, mimo wielu smutnych i tragicznych przeżyć, piękne, radosne i pracowite lata", będzie wspominać za kilkadziesiąt lat. Jesienią 1948 r., dokładnie siedemnastego i osiemnastego października, jak punktował Dariusz Michalski, na scenie bielskiego teatru Koterbska prezentuje się w grupie Jazzu Scenicznego Zygmunta Karasińskiego, "u boku profesjonalistów, między innymi Kazimiery Kaliszewskiej, Zbigniewa Kurtycza i Jerzego Michotka". Cóż z tego. Marysia tańczy, śpiewa, nawet swinguje, ale scena zdaje się odległym marzeniem. O kierunku jej życiowej ścieżki ma zadecydować przeklęta farmacja. Tyle że, jak wiemy, los zechciał inaczej.
Pierwszy występ Koterbskiej z "Brzydulą i rudzielcem" w "Melodiach świata", przypomnijmy - najbardziej wówczas znanej audycji radiowej, spotkał się z wielkim aplauzem publiczności. "Kiedy zaśpiewałam tę intymną, głupiutką pioseneczkę, rozpętał się szał", opowiadała. Szaleństwo zasypujących radio listów nie pozostawiło Jerzemu Haraldowi i jego żonie wyboru – trzeba było stworzyć dla Marysi kolejne hity, zwłaszcza że – jak podkreślała Koterbska innym razem – "(…) miałam własny styl, śpiewałam inaczej niż inni artyści. Harald od razu to wyczuł i zaczął pisać dla mnie piosenki". Wśród nich warto wymienić przede wszystkim tytuły: "Chcę mieć mały domek", "Mój chłopiec piłkę kopie", "Zachodzi słoneczko", "Żaby i sport", "Srebrna mucha i ja", "Wrocławska piosenka".
Regularne występy w "Melodiach świata" pociągają lawinę zdarzeń. Koterbska zaczyna koncertować przed widownią. Jej kariera galopuje, publiczność szaleje, recenzenci nie szczędzą pochwał. Poza wielkimi koncertami z Haraldem Koterbska zaczyna też współpracę z Zygmuntem Karasińskim, któremu potrzebna była "czująca swinga" i "nie bojąca się śpiewania jazzowych standardów" piosenkarka. Ale regularna trasa i – nie bójmy się tego słowa – chałtura nie idą w parze z naturą Koterbskiej. Pieniądze, owszem, przydały się, bo za koncerty z radiową orkiestrą wynagrodzenie było raczej symboliczne, ale występy z Karasińskim nie trwają długo. Zresztą za rogiem czeka już życiowa zmiana – w październiku 1950 r. Maria zmieni stan cywilny – wyjdzie za swojego ukochanego Jana Frankla.
Zanim jednak to się wydarzy, Koterbska wystąpi z Haraldem w Filharmonii Śląskiej. Zaśpiewa amerykański standard Irvinga Berlina "Blue Sky" – z własnym, polskim tekstem: "Jazz-step". Improwizacja, szaleństwo, dzikie spazmy publiczności.
W 1954 r., dokładnie 18 marca, Koterbska debiutuje w kolejnej roli, tym razem prywatnej i chyba najważniejszej – zostaje matką. Zawsze będzie powtarzać, że syn Roman jest jej największym sukcesem. Choć obrał ten sam co matka kurs, wybrał inną trasę – skończył krakowską PWST, ale karierę zrobił w Wiedniu. Nie chciał być po prostu "synem Koterbskiej". Dzisiaj jest nie tylko aktorem, ale też kompozytorem, piosenkarzem i pisarzem, twórcą licznych tekstów i scenariuszy kabaretowych, a także autorem wspomnień matki. – Tyle osób zgłaszało się do mnie w sprawie książki, ale ja wiedziałam, że przed nikim się tak nie wyspowiadam jak przed własnym synem. Poza tym on zna wszystkie nasze rodzinne sprawy, dom, zaprzyjaźnione osoby.
Podsumujmy.
Debiutowała w 1949 roku jako piosenkarka amatorka w sylwestrowym programie katowickiego Teatru im. Stanisława Wyspiańskiego Studenci i aktorzy – Warszawie. W 1950 r. otrzymała propozycję współpracy z Orkiestrą Taneczną Rozgłośni Śląskiej Polskiego Radia, prowadzoną przez Jerzego Haralda. Śpiewała w tercecie Nas-Troje i solo. Później koncertowała i dokonała licznych nagrań archiwalnych dla Polskiego Radia i płytowych z orkiestrami i zespołami rozrywkowymi, m.in.: Jana Cajmera, Edwarda Czernego, Jerzego Grzewińskiego, Zygmunta Karasińskiego, Bogusława Klimczuka, Stefana Rachonia, Adama Skorupki i Kazimierza Turewicza.
W latach 1952–1956 współpracowała z krakowskim Teatrem Satyryków. Współtworzyła Wagabundę, jeden z najpopularniejszych kabaretów powojennej Polski. Koncertowała z zespołami Wiktora Kolankowskiego i Tomasza Śpiewaka w kraju i za granicą, w wielu krajach Europy, Izraelu oraz w ośrodkach polonijnych USA i Kanady.
Jest laureatką:
– II nagrody na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki Sopot ’63 za interpretację Odejdź smutku,
– nagród na festiwalach jazzowych w Lublanie w 1964 r. i Belgradzie w 1965 r.,
– honorowego Grand Prix na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej Opole ’87 oraz Nagrody Artystycznej Polskiej Estrady Prometeusz ’96 za wybitne osiągnięcia w sztuce estradowej.
Wystąpiła w filmie "Irena do domu!" (reżyseria Jan Fethke), w którym zaśpiewała piosenkę "Karuzela". Piosenki w jej wykonaniu wykorzystano także w filmie "Sprawa do załatwienia" (reżyseria Jan Rybkowski, Jan Fethke). Jej karierze poświęcone jest hasło w telewizyjnej wersji Leksykonu Polskiej Muzyki Rozrywkowej (odcinek 37 w reżyserii Ryszarda Wolańskiego), film biograficzny "Idę przez świat – a ze mną moje piosenki", "Maria Koterbska" (reżyseria Stanisław Janicki), albumik „Synkopy” Maria Koterbska oraz biografia "Maria Koterbska : karuzela mojego życia", napisana przez syna, aktora, piosenkarza i kompozytora Romana Frankla. Zrealizowała recitale telewizyjne w Katowicach, Warszawie i Wrocławiu, m.in. Ona w roli głównej, Przeboje Marii Koterbskiej, Gwiazdy i Gwiazdeczki oraz Jubileusz, w których występowała solo lub z synem
Smutny koniec Blue Monday'a... nie sądziłem, że tak to się wszystko ułoży...
Prześlij komentarz