fot. Bartosz Mrozowski
6 października ujrzy światło dzienne wyjątkowa płyta artysty, który powinien być Wam znany z występów w składzie legendarnej formacji Mafia. Ale Mafia- powstała ponad 30 lat temu (!!!), on choć w składzie obecny był przez cztery lata, nagrał z nimi tylko jeden album - „99” dwadzieścia cztery lata temu !!!
A zatem – Andrzej Majewski, bo o nim mowa, za równo miesiąc, wyda swój pierwszy solowy album zatytułowany „Pomiędzy światami”.
Wychodzi na to, źe to bardzo przemyślany, zaplanowany i długo przez samego zainteresowanego, starannie przygotowywany solowy debiut albo, innymi słowy- comeback – po latach. W sumie, czy to ważne?
Najpierw do mediów ale głównie – tak zwanej „sieci”, trafił singiel „W środku” (premiera była 11.08)
Jako drugi song artysta podarował „Po horyzont aż” (25.08) - jeden z moich największych faworytów zbliżającej się premiery.
Za chwilę, w najbliższy piątek – zamelduje się trzecią odsłoną płyty, kompozycją „Osobliwość” a wrzesień zamknie nagraniem „Dżinn” (22.09)
W dniu wydania płyty długogrającej media zostaną zainteresowane piątą, ostatnią singlową odsłoną, w postaci utworu "Kłam"
Sam artysta o płycie powiedział „album „Pomiędzy światami” to 10 melodyjnych, klimatycznych, bogatych harmonicznie i pełnych emocji piosenek. Jeśli miałbym go gatunkowo zakwalifikować, pewnie byłoby to gdzieś pomiędzy piosenką autorską, a soft-rockiem, może z dodatkiem alternatywy i indie-rocka. Tak naprawdę gatunek jest tu dla mnie sprawą drugorzędną. A może nawet jeszcze bardziej odległą…
Lubię opowiadać historie. Fascynuje mnie to, że z pomocą kilku prostych instrumentów - i prostej formy jaką jest piosenka - można przenieść słuchacza w jakieś miejsce, w środek jakiegoś zdarzenia, w zupełnie inny świat, przekazać całą masę emocji, opowiedzieć przygodę. Jak w filmie. I to było dla mnie najważniejsze. Chyba w ogóle w muzyce jest to dla mnie najważniejsze”.
Potem dodaje „Rdzeń tych piosenek to fortepian i śpiew, ale są tutaj również plamy ambientowych, przestrzennych syntezatorów, czasem mocne rockowe gitary albo beztrosko brzmiące ukulele, gdzieniegdzie pojawia się harfa, gitary akustyczne, sekcja smyczkowa, zdarzają się solówki gitarowe i saksofonowe, czasem solowe partie fortepianu, a do tego wszystkiego solidna sekcja rytmiczna i trochę instrumentów perkusyjnych - wszystko, co służy oddaniu klimatu i opowieści.
A opowieść jest chyba dość uniwersalna, chociaż istotna – mimo że każda piosenka jest niezależnym bytem, razem układają się w historię podróży. Z ciemności do światła, z poczucia niemocy do sprawczości, z bezruchu do tętniącego życia, z nicości z powrotem do „krainy” żywych.
Myślę, że każdy kto jej posłucha, znajdzie tutaj fragment, który uzna za swój.
Może utknął gdzieś pośrodku tej drogi, może szczęśliwie zmierza do jej końca, może jest już za albo dopiero przed”.
O samej pracy nad płytą opowiada „Nagrania płyty rozłożyły się w sumie na kilka lat. Pierwsze, wstępne sesje miały miejsce w 2019 r. Były trochę „na hura!” i trochę po to, żeby prace nad płytą pchnąć do przodu. Strategia „wejdźmy do studia, zobaczmy co się wydarzy”, wtedy jeszcze bez kompletu tekstów i aranżacji, nie była do końca trafiona, ale mimo, że wybiła mnie trochę z orbity, dała też odpowiedzi na wiele pytań. Tak więc wróciłem do klawiatury i komputera, przearanżowałem utwory, skończyłem teksty i w połowie 2022 (bo prace nad płyta pod znakiem zapytania postawiła jeszcze pandemia…) wróciłem do studia. Za perkusją usiadł Przemek Kuczyński, za basem Mirosław Wiśniewski. Dużą część gitar z pierwszych sesji - nagranych przez Pawła Wilczyńskiego – udało się wykorzystać na nowo, pozostałe, razem z ukulele i gitarami akustycznymi, nagrał Zdzisław Zioło. Ja (oprócz komponowania i pisania tekstów) zająłem się nagraniem syntezatorów, fortepianu i wokalu. Za miks i mastering materiału odpowiadał Jeremiasz Hendzel. Prace skończyliśmy w lipcu 2023 roku”
Zapowiada się naprawdę niesamowita, dojrzała i dopieszczona pozycja, na której w zasadzie nie ma słabych momentów.
Każda z dziesięciu muzycznych propozycji, wciąga, zajmuje, zabiera słuchacza w dosadnie opowiedziany świat Majewskiego. I zgodnie z sugestią z tytułu wydawnictwa, tak naprawdę nie jest to tylko jeden świat a co najmniej dwa.
I radzę Wam drodzy słuchacze, przygotujcie się na tę muzyczną podróż już teraz. Bo absolutnie warto.
Jeszcze dodam opowieść artysty o swojej życiowej drodze...
„Urodziłem się 5 października 1978 r. w Jeleniej Górze. Sercu Karkonoszy. Miejscu narodzin Gandalfa. Serio. Mała miejscowość, wszędzie blisko, dwa kina, w miarę spokojne dzieciństwo, dużo przyrody, widok na góry i strumyki płynące przez pobliskie lasy. W sumie nudy, ale jednak raczej „żyć nie umierać”. Tam sobie zamarzyłem, że będę muzykiem. Zobaczyłem w TV gościa z burzą loków na głowie i bujnym wąsem. Uciekał z tropików. Marek. Marek Biliński. No to ja też chciałem w te syntezatory. I tak trafiłem do szkoły muzycznej. Na fortepian. Podobno za bardzo jazzowałem - co chyba było wyszukanym eufemizmem na „nierówne granie”, a już na pewno na zupełnie inne poczucie rytmu niż na przykład u J.S.Bacha z fioletowej - pamiętam zbyt dobrze - książki. Ale Bacha widziałem w telewizji mało. A Eltona i Shakin’a, i Bowiego, i Michaela dużo więcej. Rock’n’roll! Tak trafiłem do pierwszych zespołów metalowo-rockowo-bluesowych. Duża w tym pewnie zasługa starszego brata, bo jako 12-latek nie budziłem jakiegoś specjalnego respektu. Nawet na szkolnej świetlicy. Po przeczołganiu się przez I stopień szkoły muzycznej dostałem ofertę nie do odrzucenia: II stopień na saksofonie, na fortepianie - nie. Ok. Nie trwało to jednak zbyt długo. Najpierw uwagę zajmowało mi granie w zespołach i zarabianie pierwszych pieniędzy z muzyki w lokalnym pubie, i słuchanie Bon Jovi, a zaraz potem wyjazd do Kielc.
Bo zostałem wokalistą MAFII. Droga do tego była dość pokręcona, prowadziła przez art-rocka i I Festiwal Rocka Progresywnego w Warszawie. I była jednym wielkim zbiegiem okoliczności. Z MAFIĄ śpiewałem w sumie 4 lata. Wydaliśmy jedną płytę „99”. Koncertów zagraliśmy w sumie kilkadziesiąt, ale z roku na rok jednak coraz mniej.
Za to pomysłów na nową płytę było coraz więcej. I coraz bardziej w różne strony. Ja na dodatek byłem trochę z innego świata niż koledzy z zespołu. No więc nieporozumienia, brak kasy, bezruch… Nagrałem nawet solową płytę, ale wszystko zaczęło się komplikować, więc płyta leży do dzisiaj w szufladzie. Pojawiały się co prawda nowe fascynacje - całą dyskografią Sambory, Bowiego, muzyką filmową i instrumentalną - ale generalnie rzuciłem instrumenty w kąt i powiedziałem muzyce: „goodbye”.
12 lat później. Kupiłem sobie pianino i naszła mnie myśl: „A może by tak jednak nagrać jeszcze płytę”. I tak rozpostarła się przede mną nowa droga i rozpoczęła przygoda z „Pomiędzy światami” (którą lada chwila Wam zaprezentuję). Droga również zawiła, ale tym razem z happy-endem.
W międzyczasie trochę podszlifowałem warsztat wokalny, uczyłem gry na pianinie, napisałem (razem z Julią Chmielnik) musical dla olsztyńskiego teatru i nagrałem te 10 piosenek, które z radością prezentuję na płycie. Czekam na 6 października. Premiera płyty. 45 lat i 1 dzień po tym jak urodziłem się w Jeleniej Górze. Sercu Karkonoszy. Miejscu narodzin Gandalfa. Serio!"
Piękna historia, prawda? Taka o spełnianiu marzeń, z happy endem.
A a propos muzyki napisanej do musicalu. To zupełnie inna historia. Ale także piękna.
Bo wspólnie z Julią Chmielnik, Andrzej Majewski napisał właśnie muzykę, której można było wysłuchać w Studium Aktorskim im. Aleksandra Sewruka w Olsztynie.
„Historia” to najmniej znana sztuka Witolda Gombrowicza. Pisana w Argentynie jeszcze w latach pięćdziesiątych zeszłego stulecia okazała się być archetypem stworzonej dekadę później słynnej „Operetki”. Twórcy przedstawienia postanowili wydobyć drzemiący potencjał muzyczny dramatu i zaprosić do pełnej piosenek przygody teatralnej, w której alter ego pisarza - nastoletni, zbuntowany Witold - próbuje odnaleźć swoją życiową drogę przełamując zastałe konwenanse i przyzwyczajenia swojej rodziny. Mechanizm, który siłą rzeczy obnaża, jest metaforą relacji jednostki wobec ogólnie przyjętych, niczym kostium, społecznych zasad. A tytułowa historia, cytując Gombrowicza, jest nieustannym poszukiwaniem nowych form i masek. Witold z rodzinnego domu wyrusza w świat zaprzeszłych zdarzeń i miejsc, aby odpowiedzieć sobie na pytanie czym jest historia i czy można mieć jeszcze na nią jakikolwiek wpływ? Przyszłość zaś jawi się jako niezapisana mapa, na której każdy ma szansę odnaleźć swoją własną ścieżkę.
Historia to dosyć świeża, bo raptem wystawiona w ubiegłym roku.
I jeszcze na deser Andrzej Majewski o singlu „Osobliwość”
„Chciałem w tej piosence opowiedzieć o przetrwaniu. O katastrofie i przetrwaniu. O tym, że jakkolwiek nietrafnych wyborów byśmy dokonali, to może to być nowy początek, nowa droga. Trzeba się tylko (hmmm…) podnieść, otrzepać z kurzu i ruszyć do przodu. Zwrotki oparłem na chłodnym, powtarzającym się motywie fortepianu, dającym poczucie jakiejś nieuchronności, nieodwołalności. Gdzieniegdzie dodałem syntezatory, które, brzmiące jak syrena alarmowa, zwiastują zagrożenie. Za to refreny napisałem melodyjne, pełne optymizmu i energii. Do tego wszystkiego doszła świetnie zagrana sekcja rytmiczna i mocne gitary (szczególnie w części instrumentalnej) i tak udało się stworzyć przestrzenną, trochę filmową i pełną emocji opowieść o ocaleniu”.
Prześlij komentarz