O Dusy i nie tylko, to rozmowa z Moniką Wierzbicką

 

 

 

 

 

 




 

 


Monika Wierzbicka- artystka wyjątkowa, znana z wielu muzycznych, teatralnych czy telewizyjnych przedsięwzięć. O większości, w tej rozmowie sobie przypomnicie. A może czegoś się dowiecie ?

A na pewno poznacie „pierwszą na świecie płytę z autorskimi pieśniami po mazursku w nowoczesnej elektropopowej aranżacji. I do tego jeszcze mistrzowski rap! Wspaniałych muzyków. Mowę mazurską we współczesnym anturażu. Głos, elektro, pop, trąbka, saksofony, skrzypce, fidel płocka w najlepszym wydaniu”.


Zapraszam do wywiadu rzeka



Kiedyś uwielbiałam gwar, a teraz szukam miejsc cichych, gdzie nad brzegiem jeziora można sobie usiąść i się zagapić”




Adam Dobrzyński: Zanim przejdziemy do Twojego najnowszego muzycznego dziecka, trochę powspominajmy. Rzucam takie dwa hasła – Dzieci Mona Lisy i Ha- Dwa- O! Zespoły, które odegrały niebagatelną rolę na polskim rynku muzycznym ale i w Twoim życiu. Opowiedz proszę o nich



Monika Wierzbicka: Dzieci Mona Lisy to zespół, w którym śpiewałam w latach 1990-1993. Wówczas uczyłam się w Studium im. Danuty Baduszkowej i pracowałam na deskach Teatru Muzycznego w Gdyni. Świat teatru, barwy, emocje, nauka, formatywność życia na własnych zasadach. To było coś wciągającego. No i scena. Świątynia sztuki. I nagle Dzieci Mona Lisy, w które weszłam na zasadzie przygody, ciekawości. I poznałam smak estrady. Wzięliśmy udział w Festiwalu Piosenki w Sopocie. Zagraliśmy kilkanaście koncertów, nagraliśmy teledysk, który gdzieś jest w sieci. No i nagraliśmy kasetę. Oblicza miłości. Krzysiek Buszman napisał fajne teksty. A Konfi z kolegami stworzyli fajne piosenki. Co było ekstra, to próby na których się spotykaliśmy i układaliśmy się w piosenkach i to, że Andrzej z bufetu polubił naszą kasetę i puszczał piosenki podczas Festiwalu Filmowego. Normalnie promocje nam wtedy robił jak najlepsze radio. Każdy koncert to była niezapomniana historia i przygoda. Ale skończyła się kiedy wyjechałam do Warszawy, ponieważ dostałam angaż do Teatru Syrena. Tu stałam na jednej scenie z Hanką Bielicka, Lidią Korsakówną, Zosią Czerwińską czy Ireną Kwiatkową. Tymi wszystkimi kobietami, którymi zachwycałam się jako dziecko, słuchając ich przez radio czy oglądając w telewizji. A tu nagle, teraz byłam z nimi, obok nich. I chłonęłam ich osobowości. W teatrze spędziłam 7 lat. Ucząc się zawodu. Któregoś dnia spotkałam Konfiego, powspominaliśmy i okazało się, że nadal tworzy. Pojechałam do Gdyni i u Bartka Wielgosza w studiu nagraliśmy próbnie jedną z piosenek. Fajnie to wyszło. I się potoczyło. Kolejne 3 lata przygody muzycznej, gdzie na dzień dobry dostaliśmy prezent w postaci hitu, jakim było „Zatrzymaj mnie”. W trakcie intensywnej pracy, w którą wszyscy wkładaliśmy dużo serca nauczyłam się wiele. Każdy z nas, kto grał w zespole wie o czym mówię. Jest to nauka i zawodu ale i rozpoznania osobistego. Po 3 latach opuściłam duet.




Adam Dobrzyński: Co dały Ci współprace – nazwijmy to – zespołowe. Bo w Twojej biografii potem pojawia się jeszcze zespół Analog. W kontekście artystycznym, może towarzyskim a na pewno poznawczym, chodzi mi o ludzi, rynek muzyczny, może samorealizację ?



Monika Wierzbicka: Po odejściu z Ha-Dwa-O trochę się błąkałam nie bardzo wiedząc co dalej. Któregoś dnia odwiedziłam koleżanki i kolegów w Teatrze Syrena. Odwiedziłam wszystkich od pionu aktorskiego po pracownie teatralne i pion techniczny. I tak poznałam Pawła Gawlika, który wówczas pracował jako realizator dźwięku. Zgadaliśmy się i założyliśmy zespół Positivka, która później przekształciła się w Analog. Pierwszy raz napisałam teksty na całą płytę, śpiewałam melodie. Paweł komponował. Na próbach z kolegami tworzyli aranżacje. No skrzyło się od pomysłów. Nagraliśmy demo, które rozsyłałam do rozgłośni radiowych, zgłaszałam nas na festiwale. I tak powstały dwie płyty, kilka teledysków. Razem z Analogiem zajęłam III miejsce na 25 Przeglądzie Piosenki Aktorskiej. Wygraliśmy Giżycką Muzykoramę, dostaliśmy nagrodę publiczności i dziennikarzy na Rockowym Festiwalu w Węgorzewie. I wiele innych. Dużo się działo. I sprawy się toczyły ale i mnóstwo emocji związanych z oczekiwaniami, ambicjami, zawiedzionymi nadziejami. Zespół w 2007 zapadł w śpiączkę. Przebudzamy się raz na jakiś czas i nagrywamy piosenkę dla tych fanów, którzy jeszcze pamiętają. Współprace zespołowe były potrzebne żeby się uczyć i żeby po latach nauki wziąć odpowiedzialność za to jak i po co snuć swoje muzyczne opowieści.


Adam Dobrzyński: Rynek w latach 90tych ubiegłego wieku a nawet lat dwutysięcznych a dzisiaj- zmiany nastąpiły przeogromne. Jak z Twojego punktu widzenia- na lepsze, gorsze, jak dzisiaj radzi sobie artysta.



Monika Wierzbicka: Świat, również muzyki idzie, jak idzie. Nie oceniam w kategoriach lepsze / gorsze. Kiedyś kiedy nie każdy mógł sobie pozwolić na nagranie płyty, piosenek było mniej wobec czego była większa szansa zagrania piosenki w radiu. Czy puszczenia klipu w telewizji. Teraz mamy streamingi, portale z teledyskami i jest demokracja. Swojej muzy trzeba szukać, czasami objawia się w nieoczywistych miejscach. A jeśli chodzi o radzenie, to każde z nas trochę inaczej sobie radzi. Ja działam wielościeżkowo. Pracuje w Szkole Głosu Konador. Kiedyś w czasach Analogu trafiłam do Tadzia na lekcje, potem do Agaty, a po jakimś czasie sama stałam się częścią tej ekstra gromady. I uczę śpiewu. Nadal pracuję w dubbingu. Piszę wnioski grantowe i czasami otrzymuję środki na realizację zadań. Prowadzę warsztaty. Jest dobrze.


Adam Dobrzyński: Twoja praca to również realizacja w roli aktora dubbingującego właśnie… Opowiedz o tym doświadczeniu.



Monika Wierzbicka: W Teatrze Syrena poznałam Marka Klimczuka i Eugeniusza Majchrzaka, którzy byli kierownikami muzycznymi w studiach dubbingowych. Razem z Beatą Jankowską Tzimas, z którą miałyśmy doświadczenie chórkowe w gdyńskim small bandzie Rama 111, dobrze brzmiałyśmy. Oni to słyszeli i zapraszali do współpracy. Wtedy to były: Mała Syrenka, Mapęciątka, Fraglesy, Mulan czy Herkules. Powolutku też wdrażałam się w dialogi. Bardzo jestem wdzięczna wszystkim życzliwym reżyserkom i reżyserom, którzy w sposób ludzki podeszli do nauczenia mnie tego zawodu. Dzięki nim mogę wcielać się w różne postaci w granicach swoich możliwości. Pretensjonalne pańcie, mądre przewodniczki, drób oraz małe dziewczynki, cały czas dobrze mi wychodzą. I cały czas śpiewam. Ostatnio ktoś trafił na piosenki z płyty „Dusa” bo słuchał czołówki do „Były sobie Ameryki”. Niezbadane są drogi algorytmów.


Adam Dobrzyński: Kabaret Olgi Lipińskiej, Dziennik Telewizyjny Jacka Fedorowicza- program satyryczny- jeden i drugi- opowiedz o tym ze swoich epizodów.



Monika Wierzbicka: Do Kabareciku trafiłam za sprawą Ryszarda Poznakowskiego, który był kierownikiem muzycznym i w Teatrze Syrena i w Kabareciku. Najpierw śpiewałam na nagraniach w studiu pod czułym i bardzo czujnym uchem Tadzia Mieczkowskiego a potem trafiłam na plan. Oczywiście najpierw sala prób, treningi, próby a dopiero potem plan. Tak było przez 2 lata ale się skończyło z powodu kolizji terminów. Musiałam wybrać pomiędzy Teatrem a Kabarecikiem. I wybór był oczywisty. Z Panem Jackiem poznał mnie jego asystent na korytarzu w telewizji. Zaprosili mnie na nagranie. Coś kliknęło i zostałam w zespole DTV Jacka Fedorowicza na 10 lat. Nagrania były raz w tygodniu, we wtorki i zawsze było to godzone z zajętościami teatralnymi. Do dzisiaj mam nagrane skecze pielęgniarskie, które bardzo lubię. I z jakimi świetnymi koleżankami i kolegami grałam. „Pływaliśmy” na planie. Dar Pana Jacka do pisania świetnych tekstów plus umiejętne rozpoznanie kto co zagra najlepiej, uskrzydlało nas w zespole i dawaliśmy z siebie wszystko co najlepsze. I to do dzisiaj widać na nagraniach archiwalnych.


Adam Dobrzyński: Aż do życia powołałaś swoje nowe muzyczne oblicze Nina Nu. Pod tym pseudonimem artystycznym opublikowałaś cztery płyty. Jak w tym kontekście realizujesz się artystycznie/ muzycznie.


Monika Wierzbicka: Po drodze do Niny Nu były jeszcze Wiolonczele z Miasta i Moja Emily Dickinson. Dwa fenomenalne przedsięwzięcia. Z Wiolonczelami zagraliśmy niezapomniany koncert na Alterspacowej scenie na Openerze a wiersze Emily Dickinson w tłumaczeniu St. Barańczaka z muzyka Andrzeja Bonarka zaśpiewałam na płycie w towarzystwie kwartetu smyczkowego DAFO; a potem kilka z nich na żywo zaśpiewałam w Teatrze Nowa Łaźnia. Dzięki Andrzejowi pogodziliśmy się z Pawłem Gawlikiem. Co zaowocowało wielością później napisanych z Gawełkiem piosenek. Powstały płyty dla Studia H (“Weekend you&me”, “Polish Polk Games”, “Chili Folk Games”). Nagraliśmy wokale do piosenek dla dzieci i naszym udziałem jest hit dziecięcy „Idziemy do zoo”. No i przyszedł czas na „Szepty”, które wspólnie z Pawłem wyprodukowaliśmy. Na płycie znalazł się wiersz Wisławy Szymborskiej – „Kilkunastoletnia”. Nagrany za zgodą Pani Szymborskiej!!!

Na tę płytę zaprosiłam Łukasza Korybalskiego mistrza trąbki zagrali też: Robert Żelazko na puzonie i improwizator totalny Andrzej Amok Turczynowicz. Kuba Ryszkiewicz zapytał mnie podczas wywiadu „jak to jest nagrać najsmutniejszy album świata”. Co ciekawe, tak wówczas o nim nie myślałam. A teraz po latach kiedy słucham, to rzeczywiście płakać się chcę. Tekstami, muzyką wentylowałam smutek. Praca z Pawłem (15 lat, 11 płyt) była wielką przygodą i nauką. Przyglądałam się jak świetnie łączy pracę realizatora dźwięku, muzyka, aranżera i producenta. Ostatnią naszą produkcją była płyta nagrana z przyjacielem Jackiem Mureno - „To co ważne”. Gdzie Paweł był aranżerem i producentem muzycznym. Teraz kibicujemy swoim przedsięwzięciom tworząc oddzielnie. Jestem „powiekiwiekówamen” wdzięczna za wspólną pracę i naukę.


Adam Dobrzyński: „Głos dawnych Mazurów”- ostatni krążek- czyli płyta z dawną, polskojęzyczną poezją mazurską. Skąd koncepcja na te muzyczne rewiry, na poezję jako taką…



Monika Wierzbicka: W 2018 roku dostałam propozycje stworzenia programu uświetniającego 100 rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. We współpracy z dyrektor Muzeum Ziemi Piskiej, Mariuszem Szczygłem i Jackiem Prokopowiczem stworzyliśmy program „Powróćmy do korzeni”. Mariusz czytał wyjątki z pierwszej powieści reporterskiej „Na tropach Smętka” Melchiora Wańkowicza, a ja w towarzystwie Jacka śpiewałam wiersze dawnych polskojęzycznych poetów mazurskich. Znalazłam je w archiwach. Potem okazało się, że ktoś chciał kupić płytę z piosenkami. To mnie zapaliło do poszukania więcej wierszy i napisania muzyki. Wybór pianisty był oczywisty i w końcu miałam materiał na to, żeby zaprosić kobietę, którą podziwiałam podczas koncertów Kapeli ze Wsi Warszawa.

Sylwia Światkowska przyjęła moje zaproszenie i we trójkę przy współudziale realizatorskim Marcina Bałasinowicza stworzyliśmy płytę, na której znalazły się wiersze nie tylko najbardziej znanego mazurskiego poety Michała Kajki ale i Jana Luśtycha, Gotfryda Bendziułły czy Adama Jewana. Fajnie było poznawać ludzi przez ich wiersze, a pisali na różne tematy. Same tytuły mówią za siebie: „Gorzałka źródłem zła”, „O mazurskich jeziorach”, „Piosnka przy kolebce”, „Jesień”. Mój ojczysty mazurski las. Pochodzę z Mazur i śpiewając wiersze ludziom na Mazurach, ten temat stawał mi się coraz bliższy. 

 



Adam Dobrzyński: Fakt, ze jesteś Giżycczanką to dodatkowa nobilitacja ?



Monika Wierzbicka: Jestem stąd. Tu się urodziłam, tu dorastałam, tu śpiewałam w Zespole Pieśni i Tańca Giżycko, tu nasiąkałam nastrojem. Stąd wyjechałam ale zawsze tutaj wracam.


Adam Dobrzyński: Ja kocham Mazury, każdego roku jeżdżę do Zgonu, niedaleko Rucianego- Nidy. Rybka, pływanie, szum sitowia, spokojne ciche jeziora. Co w Mazurach przyciąga Cię najbardziej. Co wzbogaca, co wyróżnia ?



Monika Wierzbicka: Te jeziora, lasy, rzeki. Cisza i miejsca pamięci. I miejsca, w których pasjonujący ludzie tworzą nową historię, nowe dzieła uwzględniające dziedzictwo kulturowe Mazur. Jeśli ktoś jest ciekawy świata, ludzi to znajdzie tu mnóstwo atrakcji niekoniecznie tych wprost i nie koniecznie w harmidrze. Kiedyś uwielbiałam gwar, a teraz szukam miejsc cichych, gdzie nad brzegiem jeziora można sobie usiąść i się zagapić. Pogadać z kaczką, posłuchać trzcin. Wchłaniam Mazurski klimat, głównie przyrodę i miejsca pamięci.


Adam Dobrzyński: A potem przyszła kolej na scenariusz słowno – muzycznego przedstawienia „Mazurska Opowieść”- tu należy doszukiwać się genezy Twojej najnowszej płyty ?



Monika Wierzbicka: Takim formatywnym początkiem był program „Powróćmy do korzeni”. Potem „Głos Dawnych Mazurów”, praca z pieśnią z Olgą Stopińską. Ale realnie coś się zaczęło dziać właśnie podczas pracy przy scenariuszu. Zaczęłam zapisywać na marginesach swoje pieśni. Bez celu. Jakieś zdania przychodziły do głowy i je zapisywałam. Ale nade wszystko, dlatego że byłam stypendystką Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, miałam możliwość otrzymania od IS PAN - u do celów edukacyjnych pieśni śpiewane przez dawne Mazurki i Mazurów. Szłam dwutorowo. Pisałam scenariusz (tutaj jedna z postaci śpiewa najstarszą drukiem wydaną pieśń ludową „Zielony lasek”) a jednocześnie śpiewałam pieśni. I tak się nasycałam mocą i bogactwem tej prostej muzycznej wypowiedzi aż zaczęłam pisać swoje.

Zapraszam na stronę www.dawnapoezjamazurskawpiosence.pl gdzie scenariusz jest do ściągnięcia. Jest on punktem wyjścia do własnych przeróbek, jeśli ktoś zechce wystawić go w teatrze lub popracować z ludźmi na zajęciach teatralnych. Można go przekształcać. I jest do ściągnięcia bezpłatnie.

 


Aam Dobrzyński: „Dusa”- album jakiego Polska jeszcze nie widziała i nie słyszała…


Monika Wierzbicka: Pierwsza na świecie płyta z autorskimi pieśniami po mazursku w nowoczesnej elektropopowej aranżacji. I do tego jeszcze mistrzowski rap! Wspaniali muzycy. Mowa mazurska we współczesnym anturażu. Głos, elektro, pop, trąbka, saksofony, skrzypce, fidel płocka w najlepszym wydaniu. Płyty warto posłuchać dlatego, że jest pierwszą autorską płytą w świecie zaśpiewaną całkowicie po mazursku, choćby dla celów poznawczych. A ufam, że kiedy ta przynęta zadziała każdy rozpozna się i rozpłynie choć w jednej z pieśni.


Adam Dobrzyński: Pieśni tradycyjne, mowa mazurska, muzyka źródeł są jednak u Ciebie tylko punktem wyjścia- odniesienia, kontekstu. Dostajemy od Ciebie w pełni premierowy materiał.



Monika Wierzbicka: Nie żartuj. Gdyby nie wcześniejsza moja praca, która rozpoczęła się od programu „Powróćmy do korzeni”, poprzez „Głos Dawnych Mazurów”, „Mazurską Opowieść”, godziny nasłuchanych taśm archiwalnych, spotkania i rozmowy z ludźmi Mazur, zajęcia warszatowe związane z pieśniami mazurskimi, byłabym „pustym dzbanem”. Te pieśni, śpiewane przez zazwyczaj najprostszych ludzi, wypełniają moją autorską opowieść. I chociaż napisałam je współcześnie po polsku, przetłumaczył je na mazurski Piotr Szatkowski, muzykę napisaliśmy z Rafałem Benedekiem i zasilili je swoim talentem wszyscy zaangażowani, to moc i głos dawnej pieśni, mam nadzieję, przeze mnie płynie. 

 


Adam Dobrzyński: Jak on powstawał.




Monika Wierzbicka: Powstawał on-line. Pliki fruwały po całym globie. I układały się w całość za siedmioma jeziorami i siedmioma lasami. Najważniejszym aspektem powstania „Dusy” było prawdziwe nasycenie się nastrojem i mazurskością. Reszta to sprawy techniczne. A te w krainie baśni i legend po prostu się układają.




Adam Dobrzyński: Co było dla Ciebie najtrudniejsze przy pracy nad tą płytą.



Monika Wierzbicka: Zdążyć na czas. Zaufać, że będzie dobrze. I odzieranie się ze strachu i naleciałości profesjonalnej wokalistki. Reszta to była sama radość i poczucie olbrzymiego szczęścia, że tworzą tę płytę z ludźmi, którzy mnie wspierają.



Adam Dobrzyński: W przypadku nagrania „Oddichaj” skorzystałaś jeden jedyny raz z cytatu muzycznego…



Monika Wierzbicka: Bardzo chciałam, żeby choć na chwilę pojawiła się dawna pieśń. Zaśpiewałam ją po mazursku choć jest pieśnią transgraniczną. Natomiast była jedną z pierwszych którą usłyszałam z taśmy archiwalnej od Pani Katarzyny Gawęckiej mieszkającej w latach 50-tych ubiegłego wieku w Nowej Wsi Ełckiej. To było możliwe dzięki nagraniu terenowemu Pani Maryny Okeckiej – Bromkowej. W tym krótkim fragmencie słychać po co ludziom była i jest pieśń w ogóle. Do poradzenia sobie z emocjami, do lamentu ale i do radowania się życiem i bawienia. I że była tworzywem ogólnodostępnym. Układać pieśni i je śpiewać mógł każdy kto miał potrzebę i odrobinę talentu.


Adam Dobrzyński: Ten album to w pełni autorska płyta- pierwsza zdaje się firmowana Twoim imieniem i nazwiskiem. Bo ?



Monika Wierzbicka: Nina Nu odklejała się ode mnie powoli aż w końcu przestałam się z nią identyfikować. W wypadku płyty z pieśniami, czyli bytem muzycznym najprawdziwszym z prawdziwych, schowanie się za pseudonimem nie pasowało mi fengszujowo (śmiech – przyp.AD)


Adam Dobrzyński: Ale to także wspaniali muzycy, z którymi współpracowałaś- opowiedz proszę o nich


Monika Wierzbicka: Boże jak się cieszę, że o nich zapytałeś. Jestem wdzięczna, że zechcieli zasilić piosenki „dusowymi” dźwiękami

Rafał Benedek – odpowiedzialny za elektronikę a co najważniejsze producent muzyczny „Dusy”, twórca projektu Ladaco. Spotkaliśmy się w Szkole Głosu Konador gdzie wspierałam go w nauce śpiewu. Byłam zachwycona słuchając na lekcjach jego autorskich piosenek a potem z nauczycielki stałam się fanką. Po wysłuchaniu drugiej jego płyty zebrałam się na odwagę i zaproponowałam współpracę. Żebyśmy sprawdzili jak mogłaby brzmieć fuzja jego produkcji z moimi pieśniami. I po wysłuchaniu pierwszej produkcji (piosenka „Dusa”- przyp.AD) stwierdziłam, że koniecznie chciałabym stworzyć taką właśnie płytę. Nowoczesną, elektro popową. I potem każdą piosenką, aranżacją utwierdzał mnie tylko w dobrym wyborze producenta. Proszę sobie wyobrazić, że dostajecie nagrany głos, pieśń a’ capella. I on za każdym razem siadał do tego głosu i bazując na swojej wrażliwości muzycznej dopisywał muzykę tak, że kiedy otrzymywałam propozycje aranżu byłam poruszona, jak bardzo wiedział i wszedł w nastrój danej pieśń. I jak pieśń na tym zyskała.

Sylwia Światkowska – siostra w muzyce. Zachwycona jej muzykalnością, osobowością po raz drugi zaprosiłam do współpracy. Tutaj zagrała na skrzypcach i fideli płockiej w piosence „Set Bóg”. I jak w przypadku wielu muzyk Sylwii, nie mogę przestać jej słuchać.

Łukasz Korybalski – as trąbki, który znowu podzielił się swoim talentem. Jego melodie w piosence „Dusa” rozpuszczają mi serce.

Wiesław Wysocki – z Wiesławem po raz pierwszy spotkaliśmy się na nagraniach do płyty Chili Folk Games a potem wielokrotnie zapraszaliśmy go do współpracy. Na jednej z płyt okazało się, że oprócz tego, że jest wspaniałym saksofonistą, czy asem innych instrumentów dętych, to jest genialnym pianistą. Współpracowałam z nim również przy „Głosie Dawnych Mazurów”. Tutaj na płycie poprosiłam o partie instrumentów dętych, saksofony i klarnety.

Rafał Gorączkowki – tak jak wspomniałam album powstawał on-linowo. Jedyna osobą z którą spotykałam się w studiu był Rafał. Nagrałam z nim wokale do „Set Bóg”, tutaj układaliśmy solówki Sylwii i Wiesława. Tutaj zastanawialiśmy się nad proporcjami a nade wszystko Rafał technicznie uporządkował mixy producenta. A co ważne wspierał i muzycznie i po ludzku.

Patryk Tylza – mistrz masteringu, który kolejny raz sprawił, że piosenki brzmią pełną barwą i nasyceniem.

Chciałabym również wspomnieć o zdjęciach, które zrobiła mi Kasia Trzaskalska, i które są integralną częścią tej płyty.


Adam Dobrzyński: „Dusa” ukazała się w Dzień Zaduszny… wymowna to data.



Monika Wierzbicka: Tak. To data symboliczna.



Adam Dobrzyński: Album uwaga- dostępny jest w trzech formatach- ten w postaci plików- w streamingu- pomijam, na CD- koniecznie- ale uwaga- ściśle limitowana edycja dostępna jest również na płycie winylowej. Bardzo mnie to cieszy.


Monika Wierzbicka: A mnie jak cieszy. Spełniłam swoje marzenie. Do tego ruchu zachęcił mnie jeden z partnerów płyty, któremu jestem bardzo, bardzo wdzięczna.

Ale żeby tak mogło się stać to partnerzy płyty: burmistrz Miasta Giżycka, Fundacja Wsparcia i Biznesu, Urząd Miasta Ruciane Nida, STOART, ZAiKS i Muzeum Budownictwa Ludowego – Park Etnograficzny w Olsztynku uwierzyli mi na słowo, że powstanie piękna i wartościowa płyta. I to dzięki ich realnemu wsparciu album ze strefy idei przeszedł do realizacji. I dzisiaj słuchamy” Dusowych” piosenek i z płyty CD i z Winyla.


Adam Dobrzyński: Czy ta muzyka, ten album, będziesz promowała na swoich koncertach? Czy masz to w planach?



Monika Wierzbicka: Planuję koncerty wiosną 2024. Chciałabym aby były to koncerty z muzykami, ze światłem, z wizualizacjami. Może w teatrze, może na łące. Klarują się plany.


Adam Dobrzyński: U schyłku 2023 roku, Moniko- czego Tobie życzyć?



Monika Wierzbicka: Zdrowia


Adam Dobrzyński: A jakie masz plany na 2024 rok?



Monika Wierzbicka: Radość życia, dusowe koncerty, śpiewanie i podróżowanie.


Adam Dobrzyński: Dzięki za rozmowę


Monika Wierzbicka: I ja dziękuję

1 Komentarze

  1. Twój post odpowiedział dokładnie na to, czego potrzebowałem. Jestem wdzięczny za Twoje znaczenie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Nowsza Starsza