Rozmowa z Pathe'm Metheny'm
Facebook sprokurował wspomnienia. Społeczność zareagowała.
I proszę - do tej pory wywiad radiowy wreszcie doczekał się publikacji w sieci.
Zapraszam do lektury, tym ciekawszej, że spotkaliśmy się przy Myśliwieckiej 3/5/7 równo cztery lata temu.
Przy okazji wydania płyty "Unity". A do sklepów właśnie trafia koncertowa odsłona tego LP
"Uważam,
że muzycy jazzowi są w stanie widzieć dużo więcej niż inni"
Powiedziałeś kiedyś, że rozmowa
z dziennikarzami to jak granie standardów. Każdy dziennikarz jest
basistą jazzowym ,a Ty znając melodię tylko ją nieco inaczej
grasz. Czy zatem granie jazzowych standardów nie jest jednak nudne,
zbyt wyczerpujące?
Pat Metheny: Ani trochę. Tak naprawdę
mówimy chyba o pewnego rodzaju nieskończoności. Jakakolwiek
wymiana zdań jest czymś zupełnie nowym i w sumie unikalnym. Nie
możemy mówić o graniu standardów tylko o tworzeniu nowej
jakości, która jest tworzona przy każdej rozmowie.
Koncertujesz
na całym świecie. Czy zauważyłeś, żeby w ostatnich latach, w
atmosferze narastających antagonizmów politycznych i
cywilizacyjnych, wojny z terroryzmem, coś się zmieniło również w
„muzycznej geografii”? Czy są miejsca na świecie, gdzie
amerykańska muzyka i muzycy przestali być mile widziani?
Pat
Metheny: To bardzo interesujące pytanie. Ale tak naprawdę miejsca
gdzie amerykańska muzyka jest niemile widziana to takie miejsca
gdzie po prostu nas się nie zaprasza. Jako muzyk, który dużo
podróżuje po świecie, stwierdzam, że jedyny problem jaki dziś da
się zauważyć, to bezpieczeństwo. Zwiększająca się ilość
kontroli, wszelkiego rodzaju sprawdzeń. Jak podróżuje się z całym
zespołem, na ciężarówce ma się cały ten drogi sprzęt, ciągle
jest się wielokrotnie sprawdzanym, to dopiero w tym aspekcie,
widzimy różnice i pewnego rodzaju uciążliwość związaną z
podróżowaniem. I to zauważyłem w ostatnich latach. Mamy takie
powiedzenie, odnoszące się do grania koncertów- koncert w
rzeczywistości jest za darmo- te wszystkie opłaty muszą
zrekompensować wszelkie problemy, jakie kapela musiała przejść
wcześniej. Samo granie jest za darmo.
Czy
nigdy
nie czułeś potrzeby, żeby nagrać coś zaangażowanego
politycznie?
By wykorzystać swoją pozycję muzyka, który jest poza wszelkimi
podziałami.
Pat
Metheny: Cóż. Kiedy myślę o sobie jako - artyście- w pewnym
sensie improwizacyjnym, w tej muzyce zawsze jest aspekt polityczny.
Jest to pomysł indywidualności posunięty do granic niemożliwości.
To jest coś, co w obecnym świecie bierzemy za naturalne i w pewnym
sensie automatyczne. Nawet tu w Polsce, kiedy sama idea jazzu kiedyś
była polityczna, indywidualna i podlegająca swoistym decyzjom. Co
prawda teraz w Polsce jak i na całym świecie jest to trochę
inaczej. Ale mówienie o tym, że ja jestem tutaj, że mam coś do
powiedzenie- jest w pełni tego słowa osobiste i niezawisłe, jest
niestety nie w pełni na świecie dostępne.
Dotykasz
wielu styli i gatunków muzycznych. Ale uważany jesteś za muzyka
jazzowego. Czy faktycznie nim się czujesz?
Pat
Metheny: Tak naprawdę te wszystkie terminy jak muzyk jazzowy,
rockowy, folkowy- są terminami kulturowymi nie muzycznymi. Jak
patrzę na tytuł swojego najnowzego albumu „Unity”- jedność-
widzę to jako jedność właśnie, jedną rzecz. Uważam, że muzycy
jazzowi są w stanie widzieć dużo więcej niż inni. Poza tymi
swoistymi podziałami, poza muzyczną retoryką. Jak ja słucham
muzyki, słyszę ją poza wszelkimi niuanasmi, poza tym co słyszą i
uważają dziennikarze muzyczni. Nie słyszę podziałów, bo słucham
całej struktury dźwieków a to wyklucza jakiekolwiek rozdzielności.
Niedawno
nagrałeś pierwszy album, na którym znalazły się same covery,
same Twoje ulubione utwory. Nie miałem okazji o to Ciebie wcześniej
zapytać. Co było njważniejsze- decydujące- w wyborze tych
kompozycji- Simona And Gurfunkela, The Beatles… Jak je dobierałeś,
co determinowało Twój wybór…
Pat
Metheny: To zupełnie nowe doświadczenie. Do tej pory zamknięty
byłem w świecie swoich kompozycji a te utwory, które wypełniły
„What’s It All About” grane były w procesie sprawdzania
dobrego ustawiania mikrofonów. Ludzie wówczas podchodzili do mnie i
pytali, gdzie można kupić płytę z tymi kompozycjami. Naprawdę.
Ten album nagrałem po bardzo trudnej płycie „Orchestrion”,
której proces nagrania wymagał bardzo wielu wyżeczeń i
poświęcenia ode mnie jako muzyka. Koncertów było ponad 120 ale
tworzenie płyty to był stos wyrzeczeń i technicznych niuansów,
które trzeba było opanować. Album z coverami to była odtrutka, to
była przyjemność rejestrowania muzyki z użyciem jednej gitary
jako instrumentu do jednego mikrofonu.
Współpracowałeś
z wieloma gwiazdami światowego jazzu- Brad Mehldau, Christian
Mcbride czy Toots Tielemans… Jakie współprace były dla Ciebie
najbardziej inspirujące? Które dziś wspominasz w szczególny
sposób…
Pat
Metheny: Chyba to jest niemożliwe. Bo jak sobie przypomnę całą
długą listę tych, z którymi współpracowałem, nagrywałem czy
występowałem na scenie, musiałbym ich wszystkich teraz wymienić.
Z reguły to jest tak, że jak z kimś raz współpracuję, potem
staram się coś jeszcze raz zrobić. Czyli z nimi wszystkimi jest-
czy było mi bardzo dobrze, i wierzę, że jeszcze coś uda nam się
wspólnie zrobić.
Nowa
płyta to jak sam powtarzasz, powrót do tego co zatraciłeś przed
trzydziestu laty. Ale ta formuła zespołowego grania była w Tobie
obecna przez cały czas. Jak dobierałeś muzyków, z któruymi
zarejestrowałeś krążek…
Pat
Metheny: Jest to dosyć zabawne. Jak popatrzę na te ponad
czterdzieści płyt w mojej dyskografii to okaże się, że te
klasyczne niezbyt często wydawałem a to właśnie w klasycznym
jazzowym środowisku można było spotkać mnie najczęściej. Ta
płyta to wypełnienie tej naturalnie choć niefortunnie wytworzonej
pustki.
I
tak pewnego rodzaju podstawą do pracy nad tą płytą, było
wydawnictwo „80 na 91” o którym dziś często mówi się jako
ikoniczne brzmienie jazzowe. Problem jest jeden, część z tych
muzyków czyli Michael Brecker i Dewey Redman nie są obecni na tej
planecie. Natomiast Chris Potter- współpraca z nim dała po części
namiastkę dawnej pracy i pogląd na nowe znaczenie muzycznej
współpracy; gitara- saksofon tenorowy.
Co
było dla Ciebie najwiekszą inspiracją, przy tworzeniu nowej
muzyki?
Pat
Metheny: Dla mnie proces twórczy wygląda tak. Najpierw ważny jest
impuls. Do niego dołączają się poszczególni muzycy, którzy
kreatywnie wnoszą do nagrań swoje pomysły. Oczywiście naturalnie
myślałem o Chrisie Potterze ale czy Ben Williams czy Antonio
Sanczez, ich działanie, gra, kreatywność wiele wniosła do
całości. Przy pracy nad tym albumem stworzyliśmy wspólnie
dwadzieścia pięć kompozycji. Spotkaliśmy się, nagralismy po czym
stwierdziliśmy, że cztery – pięć kompozycji musi odpaść.
Potem zorganizowaliśmy dwa niezapowiedziane- prywatne koncerty.
Efekt tego grania- to odrzucienie kolejnych nagrań co dało
ostatecznie czternaście. Z nich nagraliśmy dwanaście, z których
ostatecznie pięć finalnie znalazło się na najnowszej płycie.
Jaki
jest Pat Metheny w 2012 roku, bardziej retrospektywny- patrzący
wstecz, przewidujący, skoncentrowany czy może poszukujący…
Pat
Metheny: Wydaje mi się, że mam pewnego rodzaju stałe podejście do
muzyki i świata – tego powiedzmy muzycznego. Kiedy miałem
osiemnaście, dziewiętnaście lat – oczywiście wiele rzeczy było
nieco innych niż dziś. Ale jądro zostało to samo. Wielu młodych
muzyków może natomiast sądzić i zadawać sobie pytanie co do
mojej osoby, kim jestem, co robię, jak postrzegam świat. Wciąż
gram piosenki z mojego pierwszego albumu, dobrze się przyjmują i
wiele wnoszą. Ale tamten album nagrywałem po pięciu- seściu
latach pracy twórczej. Ten nowy- po czterdziestu. Do tego mam trójkę
dzieci- mój światopogląd jednak uległ zmianom. Ale uważam, że
wiele czynników pozostało bez zmian. Zawsze byłem optymistą, i z
optymiznem spoglądałem na świat. To się nie zmieniło.
Czy zatem ten projekt, Unity Band-
który powołałeś do życia, ma szanse na dłuższe istnienie,
będziecie koncertować, będziecie więc, istnieć dłużej niż
jeden sezon?
Pat Metheny: Generalnie to jest tak.
Kiedy zaczynam związki muzyczne z nowymi muzykami czy jest to zespół
czy też ensemble, chcę by ta współpraca była dłużej
kontynuowana. Raz zdarzyło mi się, że po jednym nagraniu po prostu
się rozstaliśmy. Zwykle tworzymy razem dwanaście, czternaście
lat. Moje ostatnie tournee po Polce to były odniesienia do działania
sprzed kilkunastu lat. Pat Metheny Group to współpraca ponad
trzydziestoletnia. Nie wyobrażam sobie, by ją tak po prostu
przerwać. Faktycznie jest tak, jak decyduje się z jakimś muzykiem
współpracować, to zdecydowanie na dłużej niż tylko jednorazowy
studyjny projekt.
Prześlij komentarz