Karolina Andrzejewska- kobieta wulkan ale i działająca na zmysły piękność. Foto Piotr Jantos.
Klub Studencki Kwadrat, Kraków 10.11.16
Czy
można mieć emocjonalny stosunek do artysty – będąc
dziennikarzem? A dlaczego nie? Marek Niedźwiecki publicznie wyznał
miłość Beverley Craven, ja chyba tego w stosunku do żadnej
artysyki jeszcze nie zrobiłem ale, że co poniektóre kocham za ich
kreacje, głos etc. wcale tego nie kryje. Ani na antenie radiowej ani
też na scenie, gdy zapowiadam je na koncertach. A i one same, mam
nadzieję czują to, spodziewają się lub w związku z zyczliwym
podejściem i traktowaniem zwyczajnie we właściwy sposób to
odbierają. Z Karoliną znamy się wiele lat. W wywiadzie przekonacie
się dokładnie ile. To szmat czasu i choć nasze prywatne drogi
jakoś gdzieś w tej naszej czasoprzestrzeni toczyły się równolegle
czasem się przecinając, znajdowały się zawsze przystanki by
pogadać, spotkać się a ostatnio zaangażować się przy szerszej
współpracy. Tak to w życiu bywa. A już niebawem w moim cyklu
koncertowym „Premiera w Oku” będę miał przyjemność nie tylko
Karolinę zapowiadać ale potem z całym zespołem porozmawiać o tym
i o owym.
Zrobiliśmy
sobie do tego stosowną przymiarkę. Zapraszam do lektury.
„Emocjonalny
ekshibicjonizm noszę w sobie od lat (…)”
Adam
Dobrzyński: Będzie trochę cyfr. Z matematyki zawsze byłem słaby
ale… Trzeba kilka faktów usystematyzować. Jesteś w zespole od
piętnastu lat. Co przez ten czas wydarzyło się najpiękniejszego
w Twoim życiu?
Karolina
Andrzejewska: Wiele się wydarzyło, długo by tu wymieniać (śmiech
– przyp.AD). W kontekście nowej płyty przeżyłam mnóstwo
pięknych chwil, w ciągu ostatnich trzech lat poznałam
fantastycznych, pełnych życzliwości i pasji ludzi, którzy mocno
nas wsparli podczas prac nad „Fenixem”. Przy tej okazji
chciałabym im jeszcze raz serdecznie podziękować za cały wkład i
owocną współpracę. Takie sytuacje inspirują, dają siłę do
działania, uczą elastyczności.
AD:
Licząc Wasz nowy album – wydałaś z Batalion d’Amour jedynie
dwie płyty. Zacznijmy więc od wspomnień. Ten poprzedni album
wydany jedenaście lat temu, moment gdy się poznaliśmy. To była
ważna i dobra na polskim rynku pozycja. Opowiedz o niej…
Karolina
Andrzejewska: Na wstępie chciałabym w imieniu całego zespołu
podziękować za te ciepłe słowa. Nasze spotkanie do dziś
wspominam bardzo miło . Był to naprawdę ciekawy wywiad, część
zorganizowanego press tour, a dla mnie - ogromne przeżycie. „Niya”
była faktycznie wysoko ocenioną pozycją, co, nie ukrywam, bardzo
pozytywnie mnie zaskoczyło. Była to moja pierwsza płyta z Batalion
d’Amour i choć bardzo mocno się w nią zaangażowałam, napisałam
większość tekstów, skomponowałam linie melodyczne, pracowałam
nad okładką płyty, nie brałam udziału w całym procesie
produkcji tak czynnie, jak w przypadku płyty „Fenix”. Byłam
nieświadoma niektórych mechanizmów, które mogą wydawać się w
tej branży kluczowe. Dziś wiem, że bardzo intensywna współpraca
z realizatorem i muzykami oraz konsekwencja to baza, od której
należy wyjść. Bo nie tylko ważne jest to, co nam w duszy gra, ale
również i to jak poczęstujemy słuchacza naszą muzyką. To się
chyba nazywa dojrzałość. Materiał na płycie „Niya” powstawał
na przestrzeni kilku lat. Dołączyłam do zespołu w 2000 roku, w
2001 rozpoczęliśmy przymiarkę do nowych utworów. Wtedy powstał
„Ranny Anioł”, „Niya” i „Melodia Mgieł”, utwory, które
do dziś grane są przez nas na koncertach. Był to okres burzy
emocjonalnej, pierwszych miłości i poważnych rozterek. To wszystko
zamknięte zostało w tym właśnie albumie w 2005 roku, kiedy to
„Niya” ujrzała światło dzienne, otrzymując 4 gwiazdki w
„Teraz Rock”, co dodało skrzydeł, szczególnie, ze od zawsze
marzyłam, aby grać, tworzyć i śpiewać dla ludzi. Emocjonalny
ekshibicjonizm noszę w sobie od lat, stąd ta naturalna potrzeba
dzielenia się z ludźmi muzyką.
AD:
Potem jednak cos zadziało się że … płyty długi czas nie było.
Dlaczego?
Karolina
Andrzejewska: Zaczęliśmy pracę nad nowym materiałem niedługo po
wydaniu „Niya”, wtedy to powstawały pierwsze pomysły. Zbieg
różnych okoliczności i jak to w życiu bywa, technicznych
przeszkód, złożyły się na to, że brakowało tak zwanej „iskry”
do działania. Uważam jednak, że nic nie dzieje się bez przyczyny,
jestem niesamowicie wdzięczna losowi za ostatnie intensywne trzy
lata, za twórcze dni i noce w studiu i poza nim, emocjonujące
spotkania że świetnymi artystami, gośćmi na płycie. Miłe jest
to, że ludzie, pomimo długiego czekania na nasz nowy album,
uważają, że było warto, bardzo mocno to doceniamy.
AD:
Ale oprócz nazwijmy koncertowych zrywów jak choćby Castle Party,
koncertowo tez zastygaliście. Co dokładnie działo się w zespole,
ze składem etc.
Karolina
Andrzejewska: To prawda, koncertowaliśmy od czasu do czasu, nie
dając zapomnieć o sobie słuchaczom. Tak naprawdę w zespole nie
panował nastrój „stagnacji”, na co mogłaby wskazywać nasza
nieaktywność w kwestii nowego wydawnictwa, skład również się
nie zmienił, nie było również ku temu żadnych przesłanek.
Myślę, że każdy z nas poszukiwał w tym czasie szeroko pojętej
stabilizacji życiowej, nowych pomysłów muzycznych, dodam, że
przecież przez ostatnie trzy lata byliśmy bardzo aktywni w sieci,
dzieląc się z fanami naszymi poczynaniami w kontekście nowego
albumu, tak więc nie można do końca mówić o 11 latach przerwy.
AD:
Po jedenastu latach wracacie do gry zupełnie nowym materiałem ,z
zupełnie innym podejściem do gry, muzyki, show businessu. Ale co
ciekawe nie startujecie z pozycji debiutanta a wręcz z - pewnego
rodzaju „gwiazdy” ale z zamierzchłych czasów.
Karolina
Andrzejewska: W zasadzie częściowo jest to nasz debiut, ale
międzynarodowy, gdyż pierwszy raz nasza płyta jest dystrybuowana
na świat i promowana w Europie, a to wszystko za sprawą niemieckiej
wytwórni płytowej Echozone. Polskim dystrybutorem stał się
natomiast Sonic Records, jesteśmy naprawdę wdzięczni obu firmom za
zaufanie. Bardzo nas to cieszy, gdyż spotykamy się z ciepłym
odbiorem i dobrymi recenzjami, zarówno zagranicznymi, jak i
polskimi. Mamy nadzieję, że liczni fani rocka sięgną po naszą
płytę, gdyż tym razem jest ona dedykowana szerszemu odbiorcy i
myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Każdy utwór
opowiada odrębną historię, nie brakuje też ballad, ścierają się
na tej płycie różne emocje.
Zespół
zawsze zaliczał się do grupy najbardziej rozpoznawalnych zespołów
w swoim gatunku, jednak, jak śpiewam w utworze „Zawróceni”,
który znalazł się na nowej płycie, „Na niebie miliony gwiazd,
dlaczego marzenia wykute w nich mam, sięgnąłeś, teraz spadasz co
noc”, trzeba mieć marzenia, podążać za nimi, ale to ciężka
praca, która wymaga pokory, konsekwencji, siły i wiary, nie można
się jednak w tej podróży zatracić, nie ma w niej miejsca na
zamykanie się na ludzi, pozerstwo. Wierzę głęboko, że taka
postawa niesie ze sobą budującą siłę, kreatywność, rodzi wiele
ciekawych sytuacji. Uczymy się całe życie, a ktoś kiedyś
powiedział, że należy otaczać się ludźmi mądrzejszymi od
siebie, i myślę, że miał rację, tylko w ten sposób można
nauczyć się elastyczności i wyjść poza pewien schemat, który
często ogranicza.
AD:
Co w Tobie jako wokalistce, muzyku, kobiecie zmieniło się na
przestrzeni ostatnich lat?
Karolina
Andrzejewska: Myślę, że mogłabym napisać o tym książkę
(śmiech – przyp.AD). A w dużym skrócie mówiąc – zmieniło
się bardzo wiele, co zresztą jest naturalnym procesem w życiu
człowieka. Te 11 lat było jak podróż, co zresztą znalazło swoje
odzwierciedlenie na płycie. Powrót do Krakowa, szukanie swojego
miejsca na ziemi, nowe znajomości, wiele nowych miejsc… A w tym
wszystkim poszukiwanie nowych inspiracji muzycznych. Przez cały ten
czas intensywnie myślałam o materiale, który chciałabym
zrealizować z Batalionem, angażowałam się jednak w wiele innych
projektów muzycznych i aktorskich. Ukończyłam w tym czasie Szkołę
Wokalno-Aktorską w Krakowie, drugi kierunek studiów poza
anglistyką, pracowałam jako nauczycielka tańca i choreografii,
miałam epizod w Klubie 38 Pod Jaszczurami, co było bardzo
emocjonującym przeżyciem, dużo mnie nauczyło. Jestem cały czas
tą samą dziewczyną, bogatszą jednak o zarówno muzyczne, jak i
życiowe doświadczenia, nadal walczę o swoje marzenia, a z dnia na
dzień jestem coraz silniejsza. Głęboka wiara w to, co robisz i
konsekwencja w działaniu jest kluczem do samorealizacji.
„Nadal
mam w sobie duszę dziecka, i z naturalną radością oddaję się
swojej pasji, dążąc do spełnienia mojego marzenia. Wykształciłam
w sobie umiejętności organizacyjne, bardziej poukładałam w sobie
emocje, które mi w tej drodze towarzyszą”.
AD:
A z Ciebie jako kobiety z debiutu, czego już w Tobie nie ma?
Karolina
Andrzejewska: Nadal mam w sobie duszę dziecka, i z naturalną
radością oddaję się swojej pasji, dążąc do spełnienia mojego
marzenia. Wykształciłam w sobie umiejętności organizacyjne,
bardziej poukładałam w sobie emocje, które mi w tej drodze
towarzyszą. Nie wyzbyłam się spontaniczności, na tym etapie życia
nazwałabym ją „szaleństwem z dozą rozsądku”. Dojrzałość
to atut – to ona pozwala głębiej zanurzyć się w rzeczywistość
i przenieść emocje na komponowane utwory, a dusza dziecka otwiera
nowe możliwości, gdyż bardzo często to my sami stawiamy sobie
bariery.
AD:
Jak powstawał materiał na nową płytę? Jak wyglądała praca nad
muzyką, tekstami.
Karolina
Andrzejewska: Koncepcja albumu kształtowała się w ciągu ostatnich
dwóch lat, kiedy to zintensyfikowaliśmy prace nad płytą. Niektóre
pomysły muzyczne powstały już wcześniej, inne rodziły się na
bieżąco w studio nagrań. Spędziłam wiele godzin w studio wraz z
Adamem Drzewieckim, aby ostateczny charakter utworów odzwierciedlał
nasze inspiracje muzyczne. Tam też realizowałam nagrania ścieżek
wokalnych. Stałam się kierownikiem produkcji, przynosiłam do
studia różne pomysły, aby wzbogacić utwory. Na płycie znalazły
się wszystkie kompozycje, które przygotowywane były z myślą o
nowym krążku. Z reguły zalążki utworów powstawały na próbach.
Wspólnie z Robertem wnieśliśmy wiele pomysłów muzycznych; ja
byłam odpowiedzialna za linie melodyczne i teksty. Każdy z członków
grupy współtworzył materiał, i gdy tylko czuliśmy, że zmierzamy
w dobrym kierunku, wzbogacaliśmy swoje partie, finalizując utwór.
W międzyczasie powstawały też w mojej głowie zarysy tekstów,
które w późniejszej fazie ubrałam w całość. Nie sposób też
nie wspomnieć o roli Łukasza Migdalskiego, który zmiksował
większość utworów, a także wraz z Mirkiem Wdowczykiem
zmasterował całość płyty. Pojawiają się również miksy
Łukasza Pilcha, któremu również serdecznie dziękujemy za wkład,
pomysły i współpracę w zakresie aranży. Wyrazy wdzięczności
kierujemy również w stronę Jarka Huńki, z którym zrealizowaliśmy
nagrania większości partii instrumentalnych.
AD:
Album „Fenix” ukazuje się na całym świecie. Jak do tego
doszło?
Karolina
Andrzejewska: Postanowiliśmy wysłać nasz materiał do Echozone, a
bodźcem do podjęcia bardziej globalnych działań było magiczne
spotkanie z człowiekiem ze światowej branży muzycznej, który
zmotywował mnie do takiej próby. Ku naszemu zaskoczeniu materiał
spotkał się z bardzo pozytywnym odbiorem ze strony firmy. Bardzo
się wzruszyliśmy, gdy czytaliśmy tą opinię, otworzyła ona nowy
rozdział w historii naszego zespołu. W ramach współpracy
wytwórnia zaproponowała nam dystrybucję na całym świecie, m.in.
w USA, Japonii i w krajach europejskich. Bardzo nas to ucieszyło,
gdyż jeszcze mocniej poczuliśmy nasz powrót na rynek z nowym
wydawnictwem.
AD:
A czemu Wasz wybór padł na wytwórnię Echozone.
Karolina
Andrzejewska: Pomysł narodził się z bardzo prostej idei - a czemu
by nie spróbować za granicą? To jest właśnie jeden z przykładów
wychodzenia poza schematy, gdyż wydawać by się mogło, że zespół,
który od tylu lat działa na polskim gruncie i tworzy w większości
utwory śpiewane w języku polskim powinien skoncentrować się
wyłącznie na naszym kraju. Okazało się, że w naszym przypadku
piosenki w zaśpiewane w języku polskim zostały odebrane jako atut,
element wyróżniający pośród innych wydanych na świecie płyt,
swego rodzaju egzotyka. Tym sposobem zaznaczyliśmy swoją obecność
na rynku muzycznym na świecie, jednocześnie robiąc ukłon w stronę
polskich fanów naszej muzyki.
AD:
W Polsce materiał dystrybuuje wyłączny przedstawiciel Adele, The
Last Shadow Puppets, Warpaint , Jacka White’a czy Radiohead. To
ciekawe towarzystwo.
Karolina
Andrzejewska: Zgadza się, czujemy się zaszczyceni będąc w
katalogu z tak wybitnymi artystami. Sonic Records bardzo nas wspiera
w dystrybucji i promocji naszego nowego albumu, za co jesteśmy
niezmiernie wdzięczni.
AD:
Na płycie mamy wielu gości, dwa interesujące duety. Opowiedz
proszę o nich.
Karolina
Andrzejewska: Na płycie „Fenix” pojawia się wielu znakomitych
muzyków, wokalistów, producentów i kompozytorów. Już w trakcie
realizacji nagrań kojarzyłam w głowie poszczególne kompozycje z
wybranymi artystami, a fakt, że przyjęli moje zaproszenie, przede
wszystkim bardzo ucieszył cały zespół, pozwolił mi zrealizować
koncepcję albumu i jeszcze bardziej zmotywował nas do dalszej
pracy. Utwór „Moje Remedium” wzbogacił niezwykle charyzmatyczny
Tomek Grochola z zespołu Agressiva 69, który swoim niskim,
unikalnym głosem sprawił, że finalna wersja kompozycji
odzwierciedliła mój pomysł na tą piosenkę. Już we wstępnej
fazie pracy nad nią, byłam przekonana, że to właśnie Tomek
powinien ją zaśpiewać. Utwór „The Lost Diary” zaśpiewałam
wraz z niepowtarzalnym Johnem Porterem przy akompaniamencie Łukasza
Belcyra, znanego z wielu znakomitych projektów gitarzysty. Był to
dla mnie ogromny zaszczyt, szczególnie, że moje zaproszenie zostało
przyjęte zaraz po wysłaniu utworu, który zresztą został przez
Johna bardzo milo odebrany. Takie sytuacje uskrzydlają!
AD:
John Porter w studiu, jak się z nim pracuje?
Karolina
Andrzejewska: Było to niesamowite artystyczne przeżycie! To był
dla mnie wielki zaszczyt, że kompozycja, którą współtworzyłam,
została zaśpiewana przez tak charyzmatycznego i zasłużonego
artystę. Miło było usłyszeć w studio tak piękną interpretację
mojego tekstu. Bardzo sobie cenię to doświadczenie i często z
uśmiechem na ustach je wspominam.
AD:
Jakie masz oczekiwania od tej płyty?
Karolina
Andrzejewska: Przede wszystkim chciałabym, żeby „Fenix” dotarł
do jak najszerszego grona odbiorców, gdyż muzyka na tej płycie ma
charakter uniwersalny, co zresztą licznie potwierdzają posiadacze
albumu. Przeplata się tu artrock z synthrockiem i elementami
gotyckimi, a całość jest zgodnie postrzegana jako jak najbardziej
rockowa. Wierzę mocno, że „Fenix” będzie kolejnym krokiem do
realizacji naszych muzycznych planów, tym bardziej, że płyta
została ciepło przyjęta przez ludzi i bardzo pozytywnie oceniona
przez media. Bardzo wysoka ocena w Teraz Rock, 4.5/5 gwiazdek bardzo
nas wzruszyła. Marzy mi się, aby środowisko muzyczne w pełni
doceniło nasz wkład w ten album.
AD:
Promocji albumu towarzyszy piękne video do singla „Charlotte”.
W dobie braku telewizji muzycznej z prawdziwego zdarzenia jaki jest
sens produkcji takiego „obrazka”?
Karolina
Andrzejewska: Bardzo dziękuję! Postanowiliśmy stworzyć teledysk z
fabułą w tle, gdyż taki przekaz wizualny mógł w pełni
odzwierciedlić to, co chcieliśmy wyrazić poprzez muzykę. To
prawda, że telewizja muzyczna traci na znaczeniu, jakkolwiek uważam,
że obraz towarzyszący muzyce uwydatnia emocje i pozwala na
konfrontację wyobraźni słuchacza z naszą wizją. Scenariusz do
klipu „Charlotte” narodził się w mojej głowie rok temu,
niedługo przed jego realizacją, a inspiracją stało się dla mnie
kilka historii, które przelałam na papier. W stworzeniu teledysku
wspierał nas zespół wspaniałych, pełnych pasji ludzi: Izabela
Sokół, Marcin Lewandowski, gospodarze Dworu Sieraków,
współpracowali z nami również: Zbigniew Fulara, Żaneta
Pawlak, jak i nasi znajomi aktorzy. Panowała wyjątkowa i
profesjonalna atmosfera. Takie sytuacje uczą i motywują do dalszej
pracy. To wszystko zebrał w całość Paweł Penarski –
niesamowity reżyser, producent, kompozytor, DJ i aranżer. Wszystkim
z całego serca dziękujemy!
AD:
Jakie masz plany koncertowe na przyszły rok?
Karolina
Andrzejewska: W przyszłym roku będziemy oczywiście kontynuować
naszą trasę „Fenix Tour”, promującą nowy album. Do tej pory
zagraliśmy we Wrocławiu, a także mieliśmy zaszczyt wystąpić w
Krakowie przed legendą goth’n’rolla – The 69 Eyes z Finlandii.
Planujemy odwiedzić większe miasta Polski, a także zagrać przez
publicznością poza granicami naszego kraju. Potwierdziliśmy już
udział na czeskim festiwalu Kamenité Čas Rock Fest w czerwcu
przyszłego roku oraz powrót na Castle Party w lipcu. Osobiście
wezmę też udział we wspaniałej akcji charytatywnej „Temu Misiu”
w lutym jako gość zespołu Agressiva 69, a w której wraz z
Batalionem mieliśmy zaszczyt uczestniczyć w tym roku w sierpniu
podczas drugiej edycji – gościliśmy wtedy w naszych szeregach
Anję Orthodox. Wspominam ten duet z wielkim sentymentem!
AD:
Ale w tym roku 4 grudnia czyli już za dwa dni (!!!) zagracie w
Warszawie. To będzie szczególny wieczór z gośćmi. Opowiedz
proszę o szczegółach.
Karolina
Andrzejewska: Bardzo się cieszymy, że będziemy mogli wystąpić
przez warszawską publicznością już za kilka dni! Zdecydowanie
będzie to magiczny wieczór, gdyż razem z nami wystąpi nasz
zaprzyjaźniony zespół Lorien z Warszawy, oraz gość specjalny –
Adam Wolski z legendarnej grupy Golden Life. Zapraszamy serdecznie
wszystkich do Sali Widowiskowej Ośrodka Kultury Ochoty!
AD:
Dzięki za rozmowę i widzimy się na warszawskim koncercie.
Prześlij komentarz