Prawdziwa kobieta umie kłamać?
W filmie w reżyserii Amandy Sthers pada stwierdzenie, że tak. Ale mówi go "Madame", Pani Domu, kobieta hmmm... pusta, zepsuta czy bardziej zagubiona, poszukująca prawdziwej miłości a może bardziej dystyngowana dama, piękna, seksowna, usychająca przy swoim podstarzałym mężu? A może jak to w życiu bywa, pełna sprzeczności i tym bardziej prawdziwsza?
Molierowskie ujęcie ale poprzez tragizm "Madame" - tymczasowej, służącej, która wciela się w rolę, o której nigdy by nie śniła, Ba... zapewne nawet by nie chciała - no ale jak to w życiu bywa...
Fabuła jest znana jak świat. By wnieść pikanterii do skostniałego związku Anne (Toni Collette- jest naprawdę piękna) i Bob (Harvey Keitel- walory żony przestały go bawić, to co było przyjemnością stało się smutnym obowiązkiem a miejsca na seks... niestety zabrakło), bogata i świetnie sytuowana para z Ameryki, przenosi się do urokliwej posiadłości w Paryżu. Po przeprowadzce do miasta miłości, małżeństwo postanawia wyprawić luksusowe przyjęcie dla swoich dystyngowanych znajomych. W trakcie przygotowań okazuje się, że na imprezę przybędzie dokładnie trzynastu gości. Zaniepokojona pechową liczbą osób, wierząca w przesądy Anne wpada na niezwykły pomysł. Postanawia namówić swoją pokojówkę Marię (Rossy de Palma), by ta na przyjęciu udawała… hiszpańską arystokratkę. Sytuacja wydaje się opanowana. Przynajmniej do czasu! Wystarczy kilka lampek wina i rozluźniająca atmosfera, by rezolutna służąca wpadła w oko brytyjskiemu marszandowi. Lecz burzliwy romans Marii jest zupełnie nie w smak Anne, która zrobi wszystko, by rozdzielić parę nieoczekiwanych zakochanych.
Jest jeszcze wątek syna Pana Domu z pierwszego małżeństwa, bardzo ciekawa postać - narrator tej opowieści nie przez przypadek, władca losu i kreator zdarzeń... Nic więcej uchylić z tej tajemnicy, zwyczajnie mi nie wypada.
Ale - o ile ta farsa przywołuje mi na myśl niedawno obejrzaną sztukę w Teatrze Komedia " Żona potrzebna od zaraz" Edwarda Taylora, o tyle sytuacje i zawiłe losy głównych bohaterów pachną mi do czego nawiązałem - Molierowską sztuką pokazywania świata. Ale z drugiej strony może Stendhala i jego specyficznego umocowania tragizmu, na szali szczęścia i miłości? To muszą państwo ocenić sami.
Nie ma w tym błahej opowiastki i przeźroczystych postaci a świat nam znany, jawi się momentami szary choć w przepysznym anturażu.
Premiera już 8 marca- w Dzień Kobiet na dodatek. Przypadek drogie Panie?
Prześlij komentarz