W wieku 64 lat zmarł Mark Hollis, lider popularnego w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku brytyjskiego zespołu Talk Talk. Wciąż nie są znane przyczyny śmierci muzyka.
O śmierci Marka Hollisa poinformował na swoim fanpage’u m.in. Paul Webb, basista Talk Talk. „Jestem bardzo zszokowany i zasmucony, słysząc wiadomość o śmierci Marka Hollisa. Muzycznie był geniuszem i to był zaszczyt oraz przywilej być w zespole razem z nim. Nie widziałem Marka od wielu lat, ale podobnie jak wielu innych muzyków naszego pokolenia, byłem pod głębokim wpływem jego pionierskich pomysłów muzycznych” – napisał muzyk.
Talk Talk zadebiutował w 1981 roku jako synth-popowy zespół związany z ruchem New Romantic. Pod kierunkiem Hollisa dźwięk grupy stawał się coraz bardziej eksperymentalny, co słychać zwłaszcza na ostatnich płytach „Spirit of Eden” (1988) oraz „Laughing Stock” (1991) Krążki te stały się punktem zwrotnym w muzyce post-rockowej. Hollis napisał większość muzyki Talk Talk, w tym takie hity jak „It’s My Life” i „Life’s What You Make It”. Grupa rozwiązała się w 1992 roku. Sześć lat później Hollis wydał jeszcze solową płytę, po czym zniknął z branży muzycznej.
Lider Talk Talk zmarł 25 lutego 2019. Miał 64 lata.
Talk Talk to istniejąca w latach 1981-1991 brytyjska formacja, założona przez Marka Hollisa, Lee Harrisa, Paula Webba i Simona Brennera. Na początku kariery grupa grała muzykę z pogranicza new romantic/synthop, jednak w późniejszym okresie skłoniła się ku bardziej rockowym i eksperymentalnym formom.
Kapela dorobiła się pięciu albumów studyjnych i ma na koncie takie przeboje jak "Today", "Talk Talk", "It's My Life", "Such a Shame", "Dum Dum Girl" czy "Life's What You Make It".
Mark Hollis, późniejszy wokalista Talk Talk chciał zostać psychologiem dziecięcym, w tym celu udał się też na uniwersytet. Szkolne mury szybko zaczęły go jednak nudzić, w 1975 roku postanowił więc porzucić edukację. Przeniósł się do Londynu, gdzie wkrótce założył formacje The Reaction. Choć nie miał wielkiego doświadczenia, mógł liczyć na wsparcie brata Eda, który był DJ-em, producentem, miał także okazję pełnić funkcję menedżera kilku kapel, m.in. Eddie and the Hot Rods. Zresztą to właśnie on wprowadził Marka w świat muzyki. - Ed odcisnął na mnie bardzo duże piętno, nawet zanim zajął się Hot Rods - opowiadał wokalista w rozmowie z magazynem "Record Colector". - Był wręcz obsesyjnym kolekcjonerem płyt, pokazał mi wiele różnych gatunków muzycznych. W 1977 roku The Reaction udało się zwrócić na siebie uwagę wytwórni Island. Muzycy zostali wysłani do studia, gdzie zarejestrowali kasetę demo, na której znalazł się kawałek o nazwie "Talk Talk", który już za kilka lat miał posłużyć za nazwę kompletnie nowego projektu. Ambicje były spore, jednak kapela po wydaniu zaledwie jednego singla "I Can't Resist" rozpadła się.
Niepowodzenie The Reaction nie zniechęciło jednak Hollisa do grania. Oczywiście pomocną dłoń okazał wtedy jego brat - na początku lat 80. przekazał pracownikom Island jedną z kaset zarejestrowanych przez Marka. Spodobało się im na tyle, że postanowili zaprosić go do studia, aby zobaczyć co z tego wyjdzie, kiedy materiał zostanie profesjonalnie zrealizowany. Do tego pomysłu potrzebni byli jednak dodatkowi muzycy - Ed zaproponował więc trójkę swoich znajomych - basistę Paula Webba, perkusistę Lee Harrisa i klawiszowca Simona Brennera. Choć miało to być coś kompletnie niezobowiązującego, po kilku dniach panowie stanowili już kapelę. - Kiedy weszliśmy do studia, aby nagrać kilka kawałków, nie było żadnej mowy o zakładaniu zespołu - opowiadał Mark dziennikarzowi "New Musical Express". - Ja myślałem, że zrobimy coś, co później powędruje do jakiejś bazy piosenek należącej do wytwórni. Ale po chwili stało się jasne, że zaczęliśmy być grupą. Staliśmy się prawdziwą kapelą już po pierwszym tygodniu wspólnego grania. Nie było to jednak, coś co zostało złożone do kupy przez jakąś firmę managementową, to wyszło bezpośrednio od nas.
Już na samym początku artyści przyjęli szyld od nazwy piosenki The Reaction (którą wkrótce także nagrali). - Szperaliśmy w poszukiwaniu nazwy po wielu książkach, i w końcu zdecydowaliśmy się na Talk Talk, częściowo przez to, że podobał mi się pomysł nazwania kapeli tak samo jak piosenki - wyjaśniał Mark dziennikarzowi magazynu "Sounds". - Myślę, że przez to łatwo ją zapamiętać. Fajne jest też to, że szyld ten w żadnym wypadku nas nie określa. Poza tym podobał nam się jej zapis, wyglądał dobrze. Poszło sprawnie - po zarejestrowaniu demówek (w roli producenta pojawił się Jimmy Miller), w listopadzie 1980 roku kapeli udało się podpisać kontrakt z wytwórnią EMI. Nowopowstała kapela wyróżniała się na tle konkurencji przede wszystkim brakiem gitary. - Cały ten pomysł z brakiem gitary polegał na tym, aby melodie miały więcej mocy - tłumaczył Mark. - Mamy sekcję rytmiczną, która dostarcza beat i klawisze, które odpowiadają za melodię, a robią to znacznie lepiej od gitary. Pod tym względem, jesteśmy bliżej jazzowego kwartetu niż rockowej kapeli. Pozwala nam to na dołączenie większej ilości akcentów w naszych piosenkach. Następnie grupa ruszyła w trasę jako support Duran Duran - co było sporym wydarzeniem, biorąc pod uwagę, że wcześniej muzycy zagrali razem raptem sześć koncertów. We wczesnym etapie działalności kapeli, Talk Talk było zresztą często porównywane do Duran Duran, co nie za bardzo podobało się Markowi i kolegom. Kogo muzycy zatem najbardziej podziwiali? - Jeśli chodzi o wokalistów to dla mnie numerem jeden jest Otis Redding - łączy prawdziwą moc z czułością - opowiadał w 1982 roku frontman magazynowi "Smash Hits". - Kompozytorzy - Bacharach i David. Byli konsekwentni i zgodni przez tak długi czas. Aranżacje - John Coltrane. Jeśli chodzi o bardziej współczesnych muzyków, nie mogę słuchać Human League, ponieważ wszyscy puszczają ich na okrągło. Ale myślę, że bardzo solidnie przygotowali grunt dla tego typu kapel.
Talk Talk zadebiutowało w lutym 1982 roku, singlem "Mirror Man", który przeszedł przez rynek niezauważony. Drugi, z nagraniem "Talk Talk" (tym samym, który wcześniej nagrało The Reaction) przedostał się już w Wielkiej Brytanii do zestawień, gdzie uplasował się na 52. pozycji. W międzyczasie artyści pracowali nad debiutanckim longplayem "The Party's Over", w czym wspomógł ich producent Colin Thurston (The Human League). Dzieło, które wypełniła mieszanka muzyki nowofalowej i synthpopu (ukazało się w lipcu 1982 roku) nie zawojowało list przebojów, nie można było mówić jednak o porażce - w ojczyźnie dotarło do 21. lokaty, z czasem sięgnęło po niego wystarczająca ilość słuchaczy, aby płyta pokryła się srebrem. W październiku 1982 roku kapela dostała możliwość zaprezentowania się znacznie szerszej niż dotychczas publiczności - muzycy otworzyli występ Genesis w Milton Keynes (był to o tyle ważny koncert, że na scenie pojawił się wtedy także były wokalista brytyjskiej legendy, Peter Gabriel). W 1983 roku w stacjach radiowych pojawił się nie-albumowy singel "My Foolish Friend". Tuż po jego ukazaniu się z zespołem postanowił rozstać się Brenner. Jego miejsce zajął następnie Tim Friese-Greene, który choć później z Markiem tworzył cały repertuar grupy, nigdy nie uzyskał tytułu oficjalnego członka (nie zawsze towarzyszył grupie także na scenie).
W 1984 roku dzięki drugiemu longplayowi, "It's My Life" kapela zanotowała znaczny wzrost popularności. Promujący zestaw singel "Such a Shame" przedostał się do Top 5 w kilku europejskich krajach, wymieniając tylko Austrię, Niemcy, Włochy czy Szwajcarię. Kolejny singel tytułowy zaznaczył także obecność na zestawieniach w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych czy Nowej Zelandii. Paradoksalnie, zarówno longplay, jaki małe płytki spotkały się z małym zainteresowaniem w ojczyźnie muzyków. - Dzięki temu albumowi staliśmy się bardziej odizolowani - wspominał Hollis magazynowi "VOX". - W Wielkiej Brytanii album nie osiągnął praktycznie nic, a w Europie radził sobie naprawdę dobrze. Miałem wolność, której chciałem, a przy tym mogłem zachować anonimowość. To było to.
Dwa lata po premierze "It's My Life" do rąk fanów powędrował trzeci krążek grupy, zatytułowany "The Colour of Spring". Dzieło do dzisiaj jest najlepiej sprzedającym się krążkiem w dorobku formacji (wyłączając kompilacje) - co najważniejsze, odbił się on szerokim echem także w Wielkiej Brytanii, gdzie uzyskał status złota. Z niego też pochodzi jeden z najbardziej znanych przebojów formacji, "Life's What You Make It". - Tak naprawdę, jedynym powodem dlaczego wybraliśmy "Life's What You Make It" na singla, było to, że był najkrótszy na płycie - wyjaśniał Mark. - Większość osób patrzy na single, jako coś, podczas słuchania z czego można ugotować jajko. Jeśli wychodzi dobre, oznacza, że jest to dobry singel. "The Colour of Spring" był jednak ważnym albumem nie tylko z powodu sukcesu - krążek był także punktem zwrotnym jeśli chodzi o brzmienie zespołu - muzycy odeszli od syntezatorowego brzmienia, ku bardziej organicznemu i skomplikowanemu graniu. W ramach tournée "The Colour of Spring" grupa wystąpiła m.in. na Montreux Jazz Festival (zapis tego wydarzenia trafił w 2008 roku na płytę DVD, " Live at Montreux 1986").
Powodzenie "The Colour of Spring" spowodowało, że przy okazji sesji do kolejnego wydawnictwa muzycy dostali od wytwórni EMI wolną rękę pod względem artystycznym i o wiele większy budżet. Artyści nie musieli już polegać na syntezatorach tak jak w przeszłości, a do nagrań mogli zaprosić cały sztab ludzi. Ostatecznie, czwarty longplay, "Spirit of Eden" (ukazał się w 1988 roku) powstawał przez kilkanaście miesięcy. Efektem było bardzo odważne i eksperymentalne dzieło, łączące elementy rocka, jazzu, ambientu czy muzyki klasycznej. Prawdopodobnie z tego powodu, artyści podjęli decyzję, iż nie będą promować albumu na koncertach. - Już w czasach "The Colour of Spring" zaczęło być nam coraz trudniej prezentować materiał na żywo - powiedział Hollis dziennikarzowi "New Musical Express". - Na potrzeby trasy przecież zawsze trzeba przearanżować utwory, ale po spędzeniu Bóg wie ilu miesięcy nad jego tworzeniem, ostatnią rzeczą jaką się chce robić, to zmieniać utwory, które dopiero co powstały. Choć recenzenci byli zgodni, że jest to jedno z najlepszych wydawnictw w dorobku bandu, spotkał się on z mniejszym zainteresowaniem od poprzedników, co oczywiście nie spodobało się szefostwu z EMI, którzy pokładali spore nadzieje w tym materiale. Członkom zespołu było to jednak na rękę, bo menedżer, Keith Aspden myślał o rozstaniu z fonograficznym gigantem już podczas prac nad "Spirit of Eden". - Wiedziałem, że EMI nie jest labelem, na którym grupa mogła polegać w dłuższej perspektywie - tłumaczył. - Bałem się, że po tej płycie, nie będą skłonni wyłożyć kasy na kolejną. I tak pod koniec lat 80. kapela uwolniła się z kontraktu. Jak to często bywa w takich przypadkach, "na pożegnanie" została wydana kompilacja podsumowująca dotychczasowy dorobek formacji "Natural History: The Very Best of Talk Talk" (ukazała się w 1990 roku) - oczywiście, bez żadnej konsultacji z muzykami grupy. - Kompilacje nie są wydawnictwami, które mnie interesują - opowiadał Hollis na łamach "Melody Maker". - Nie lubię kompilacji i nie lubię też tej. Gdybym ja musiał być zaangażowany w tego typu wydawnictwo, dokonałbym zupełnie innego wyboru piosenek. Ale oczywiście, wytwórnia miała prawo zrobić to tak, jak miała na to ochotę. We wrześniu 1990 roku grupa rozpoczęła prace nad kolejną studyjną płytą, już dla nowego wydawcy, którym został Polydor. W trakcie sesji z zespołem rozstał się Webb, od tamtej pory Talk Talk było tak naprawdę duetem Friese-Greene/ Mark Hollis, którym w studiu towarzyszyli różnej maści muzycy sesyjni. Gotowe dzieło otrzymało tytuł "Laughing Stock" i powędrowało na sklepowe półki we wrześniu 1991 roku. Stylistycznie było kontynuatorem bardziej eksperymentalnego poprzednika.
"Laughing Stock" okazało się ostatnim wydawnictwem w dorobku grupy, bo w 1992 roku formacja uległa rozwiązaniu - Hollis zapragnął skupić się na wychowywaniu dzieci. - Nie było żadnego wielkiego rozpadu i jakiś dramatów - opowiadał Hollis "The Sunday Times". - Pod koniec działalności, ten zespół miał bardzo luźny charakter, odejście nie było więc wielkim bólem. Po prostu - doszliśmy do końca drogi. Choć Talk Talk pozostawiło po sobie raptem pięć albumów studyjnych - kapela odcisnęła wyraźnie piętno na muzyce lat 80., i początku 90. Krążki "Spirit of Eden" i "Laughing Stock" uchodzą za kluczowe w rozwoju post rocka. Na inspirację dokonaniami Brytyjczyków powołują się członkowie m.in. Portishead, Sigur Rós czy Radiohead. Po jej dorobek niejednokrotnie sięgały inne kapele. Jednym z najbardziej znanych coverów Talk Talk jest z nagrany przez grupę No Doubt, "It's My Life", który w 2003 roku stał się przebojem na całym świecie.
Po rozpadzie, Friese-Greene zaczął nagrywać pod pseudonimem Heligoland - w 1997 roku zadebiutował EP-ką "Creosote & Tar". Lee Harris, połączył ponownie siły z Webbem i powołali do życia formacje .O.rang, która w 1994 roku wydała debiutancki longplay, "Herd of Instinct". Mark Hollis w 1998 roku wydał solowy, imienny longplay, utrzymany w klimacie ostatnich dokonań Talk Talk. Po jego wydaniu wycofał się z przemysłu muzycznego.
Chcę tylko szybko poradzić każdemu, kto ma trudności w jego związku z kontaktem z Dr.Agbazara, ponieważ jest on jedyną osobą zdolną do przywrócenia zerwanych związków lub zerwanych małżeństw w terminie 48 godzin. ze swoimi duchowymi mocami. Możesz skontaktować się z Dr.Agbazara, pisząc go przez e-mail na adres ( agbazara@gmail.com ) LUB zadzwoń / WhatsApp mu na +2348104102662, w każdej sytuacji życia znajdziesz siebie.
OdpowiedzUsuń* Przez całe życie nigdy nie widziałem niczego, co działałoby tak szybko, jak zaklęcie Dr.Agbazara. Po skontaktowaniu się z Dr.Agbazarą zacząłem wierzyć w powiedzenie, że każda moneta ma dwie strony. Kiedy mój kochanek mnie opuścił, przysiągła, że już nigdy do mnie nie wróci, ale dzięki Bogu, że dzięki pomocy Dr.Agbazary mam mojego kochanka z powrotem do mnie w ciągu 48 godzin, a także chcę, aby inni ludzie ze złamanym sercem skontaktowali się z Dr. Agbazara poprzez poniższe informacje, które są za pośrednictwem poczty elektronicznej: ( agbazara@gmail.com ) lub za pośrednictwem Whatsapp na ( +2348104102662 ), możesz zobaczyć cuda Dr.Agbazara *
Usuń* Przez całe życie nigdy nie widziałem niczego, co działałoby tak szybko, jak zaklęcie Dr.Agbazara. Po skontaktowaniu się z Dr.Agbazarą zacząłem wierzyć w powiedzenie, że każda moneta ma dwie strony. Kiedy mój kochanek mnie opuścił, przysiągła, że już nigdy do mnie nie wróci, ale dzięki Bogu, że dzięki pomocy Dr.Agbazary mam mojego kochanka z powrotem do mnie w ciągu 48 godzin, a także chcę, aby inni ludzie ze złamanym sercem skontaktowali się z Dr. Agbazara poprzez poniższe informacje, które są za pośrednictwem poczty elektronicznej: ( agbazara@gmail.com ) lub za pośrednictwem Whatsapp na ( +2348104102662 ), możesz zobaczyć cuda Dr.Agbazara *
OdpowiedzUsuńPrześlij komentarz