Jesień w polskiej muzyce- cuuuda się zdarzają...




I kolejna niedziela za nami. Ba, kolejny tydzień- bo w kościele przekonują nas, że to pierwszy dzień tygodnia, a ja choć słaby z matmy, wiem od urodzenia, że siódmy dzień tygodnia. Finito, koniec, nic się nie da zrobić. Znaczy da się, odpocząć. Ale ja od dawna nie za bardzo wiem co z tym fantem zrobić. I tak jak nie słucham muzy, to ją zapowiadam, jak nie jestem na koncercie to znowu w Operze Narodowej. A jak gdzieś nie pojadę zwiedzać, to znów siedzę w domu i gotuję. Gotuję, wrzucam foty na facebooka, coś tam komentuje, czytam komentarze innych ale co, znowu słucham muzyki. Nałogowo. Bo co drugi tydzień, we środę nagrywam od niedawna w hurcie sobotnie audycje. No nie ma wyjścia. I przy okazji nadrabiam zaległości i słucham i poszerzam muzyczne swe horyzonty, nabieram powietrza by wypuścić je na radiowej antenie wraz z odpowiednim komentarzem by zachęcić odbiorców, do słuchania wybranych tytułów. I tak bez końca. I fajnie. Nie narzekam ,cieszę się, walczę z rutyną, piszę Wam właśnie o tym.

Na początku listopada wrócę po trzech latach nieobecnosci do Budapesztu. Strasznie się cieszę. I pomyślałem sobie niedawno, że na wszelki wypadek nagram wieczorną audycję by nie było zdziwienia, że samolot się opóźnił... choć zapas kilku godzin uwzględniłem.
I w sumie nic oryginalnego nie pojawiło się w mojej głowie ponad to, że te dwie godziny anteny, poświęcę tylko polskim tytułom. Bez wyjątku.
Wspomnę poniżej o tych płytach, które mnie urzekły, które na pewno w ten wyjątkowy dzień usłyszycie na antenie Polskiego Radia Dzieciom.

Na pewno uwzględnię więc Jazz Band Młynarski Masecki I album “Płyta z zadrą w sercu” czyli zbiór przedwojennych utworów, głównie z przełomu lat 30. i 40 ubiegłego wieku, które rozgrzewały stołeczną (i nie tylko) elitę. Znajdziemy tu kompozycje m.in. Zygmuntów Karasińskiego i Wiehlera, a także Cliffa Frienda. Ich szlagiery, dobrze znane w dawnych czasach, współcześnie zapomniane, sprawiają, że porwanie się na ich granie nie jest zadaniem łatwym. Zwłaszcza żeby wszystko brzmiało tak jak kiedyś. I tutaj zaczyna się najlepsze - znowu im to się udało. Jak na debiucie przed dwoma laty. Marcin Masecki swoimi aranżacjami nie tylko tchnął w piosenki kompletnie nowe życie, ale również sprawił, że przez niewiele ponad godzinę przebywamy w zupełnie innym wymiarze. Płyta, która nie ma na naszym rynku muzycznym sobie równych. Kompletnie. „Yo-Yo” z gościnnym udziałem Kubu Więcka- rozwala system, wciąga, elektryzuje odbiorcę, przyciąga starannością wykonania i ulotnością brzmienia. Potem jest równie dobrze jak nie wspaniale choć klasyczne dla tamtych czasów krótkie zwrotki, dłuuugie wstępy i improwizatorskie łączniki pomiędzy zwrotkami mogą przy kolejnej z piosenkowych odsłon, nurzyć. Ale już sobie wyobrażam koncertowe sznyty. To musi być równie ekscytujące co wirtuozerki popis Metheny'ego , męczący kwik Martyniuka (dla jego fanów- odjazd) czy spektakularny show Rammstein. Oto duch czasu, oto namacalny znak polsiej muzycznej historii. Brawo Janek, Brawo Marcin oraz Wasza muzyczna ferajna. Ups, przepraszam – jedyny w swoim rodzaju band... big band

Zaskakuje mnie niezwykle pięjny i dojrzały album Marcina Sójki- zwycięzcy dziewiątej edycji The Voice of Poland i zdobywcy Karolinki, czyli głównej nagrody publiczności na 56 Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu – ten rok. Płyta „Kilka prawd” zawiera wyjątkowe utwory.Wokalista dał się poznać szerszej publiczności jako równy gość o stabilnej osobowości, obdarzony niezwykłym darem - głosem, który zjednał mu miliony wielbicieli. Kto śledzi poczynania Marcina i dobrze zna jego pierwsze single „Zaskakuj mnie”, „Dalej” i „Lepiej”, ten wie, że Sójka choć jest samoukiem, hołduje starej dobrej szkole muzycznej, stawiając przede wszystkim na melodię i harmonię. Duża w tym pomoc Juliusza Kamila, który odpowiedzialny jest za stworzenie większości materiału – tak od strony muzycznej jak i słownej. Czasem trzy grosze wrzuci Michal Pietrzak, raz Magda Wójcik z Goya – z trzynastu kompozycji, dziesięć spokojnie może zawojować listy przebojów. Jak na polskie warunki to niebywałe osiągnięcie. Juliusz Kamil może „pluć sobie w brodę”, że oddał Marcinowi tak piękne muzyczne dzieci.

Będzie Głośno!” – pod takim hasłem radiowa Czwórka promuje młodych, zdolnych, polskich muzyków niemających jeszcze kontraktu z żadną wytwórnią.
Jest to program, który umożliwia nieznanym muzykom bezpośredni kontakt z radiem, a poprzez audycję o wyżej wymienionym tytule i listę przebojów dociera do słuchaczy. Częścią projektu jest konkurs „Wydaj płytę z Będzie głośno”, który Czwórka zorganizowała po raz trzeci. W tym roku zwyciężyła Sara Kordowska.
„Wszystko i nic” to album, który skutecznie próbuje pozbyć się formy. Jest efektem poszukiwań i nieśmiałych prób wkroczenia do artystycznego świata. Można go nazwać wypadkową gryzących się we mnie światów, na które składają się intensywne sample, pastelowe melodie i coraz mocniej osadzone słowa”. Tak o płycie i sobie mówi sama zainteresowana. Dodam, z bardzo charakterystyczną barwą głosu- obok debiutującej tuż przed nią Sanah i wcześniej Olą Kwaśniewską- nie mają sobie równych. A ona bije konkurentki muzyczną erudycją, złamaniem schematów, poszukiwaniem i szeroką głową pomysłów, po części zrealizowanych pośród jedenastu premierowych kompozycji. Jest troszkę jazzu, jest alternatywa, jest klubowe brzmienie, jest znakomity Jacob Flaneur ale jest duużo ambitnej myśli zawartej w elektronice. Ja to kupuję...



Dziewięć lat musieliśmy czekać na drugi solowy album od Muńka Staszczyka, który szczęśliwie przeżył wylew w Londynie, wygrał z przeciwnościami losu, zdystansował się do otaczającej go rzeczywistości ale nie przeszkadza mu to by śpiewać o kondycji współczesnego człowieka przez pryzmat bliskich mu miejsc, przemijania, samotności i upadku wartości. Dwie piosenki można odebrać jako wpisujące się w kontekst polityczny. A może i trzy?
Na "Synu miasta", drugim po wydanym w 2010 roku "Muńku" solowym krążku wokalisty T.Love, nie znajdziemy bezpośrednich nawiązań do tej z pewnością trudnej dla artysty zdrowotnej sytuacji. Nagrania zakończyły się mniej więcej dwa tygodnie wcześniej. To nie oznacza, że niektóre z tekstów nie nabrały w tym kontekście jakby nowego znaczenia, jako przykład afirmacji życia i cieszenia się każdym dniem. Słychać to wyraźnie w refleksyjnej balladzie "Bo życie jest...", której współautorem jest Wojciech Waglewski - "O piękny mój dniu, dzięki, że powitałeś mnie. Jak pięknie, że mogę w kolorach twoich widzieć cię. Bo słodkie jest światło, szczęściarzem jest ten, kto patrzy w słońce. A kto uderza w twardy kamień, porani się nim w końcu”.
„Dostałem drugie życie i teraz cieszę się z każdej sekundy. Inaczej się patrzy na świat po takich przejściach jak moje” – powiedział w jednej ze swoich wypowiedzi dotyczących promocji pyty, Muniek. Top słychać. Bardzo szczera płyta, doskonale wyprodukowana, bywa przebojowa, bywa po prostu zajmująca, na pewno mocno uderza w czoło odbiorcy.






Zaczynam też dopingować poznańskiej formacji Terrific Sunday, która 27 września zdołała opublikować swój drugi album „Młodość”. Płyta, podobnie jak poprzedniczka, kontynuuje indie rockowe, melodyjne gitarowe granie. Jest jednak bardziej bezczelna i bezkompromisowa. Miesza taneczne dźwięki z syntezatorami z lat 80’, a dodatkowo przemawia nie tylko po angielsku, ale też po polsku. I wolę by Piotr Kołodyński walczył w ojczystym języku niźli rozmywał się w angielskim, stając się płytki, upodobniający się nawet jeśli tego nie cche wcale. „Bałtyk”, „Świat” czy „Młodość” - zrywają mnie w inny muzyczny wymiar. Tego oczekuję w dzisiejszej muzyce.






Debiutancki album zespołu Kapral Zajączek o tytule "Bal którego nie było" to nowy, rockn’n’rollowy powiew świeżości na polskiej scenie, to także porcja przebojowych piosenek nawiązujących w równej mierze do big bitowych źródeł polskiej muzyki lat 60-tych jak i do alternatywnego brytyjskiego rocka lat 80. spod znaku Housemartins czy The Smiths. Kapral Zajączek to przeciwnicy kakofonii, szukający w muzyce spokoju i odkupienia, to członkowie stowarzyszenia wielbicieli melodii chwytliwych. Sami o swoim pomyśle na płytę „Bal którego nie było” mówią: „Kapral Zajączek to ciepłe, wakacyjne noce i muzyka niosąca się z dancingów na rozświetlonym statku. Proza życia ubrana w chwytliwe melodie, zadziorne granie i ducha młodości.". Kapral Zajączek ma już za sobą obecność na składance o tytule „Będzie głośno” wydanej przez Polskie Radio, na której znalazło się 13 utworów nagranych przez finalistów konkursu radiowej Czwórki, do którego zgłoszono ponad 1300 utworów.Na radiową składankę trafił utwór „Supersam” w wykonaniu Kaprala Zajączka i właśnie ta kompozycja pilotuje debiutancki album zespołu trafiając jako singiel do rozgłośni radiowych miesiąc przed premiera płyty. Ale pierwszy w dyskografii grupy LP wypełniło jedenaście ciekawych utworów, na których czele postawiłbym „Autobus”, „Transatlatyn”, „Klisza”. Zaskakująco prosta forma, konkretny przekaz, ładne melodie.



I jeszcze Piotr Cugowski ze swoją „40”-tką...
Na konkretne i okrągłe urodziny.
Czego można spodziewać się po debiutanckim albumie? Oczywiście cała płyta ma charakter rockowy bo to wynika z moich zainteresowań i z rzeczy na których się wychowałem. Niemniej są tam pewne niespodzianki, na które nie byłoby miejsca w zespole Bracia. A ja lubię eksperymentować. Dlatego sięgnąłem po loopy, syntezator Mooga a nawet flet w utworze „Przez sen”. Praca w grupie zawsze wymaga kompromisów. Nie wszystkie moje pomysły miały szansę się zrealizować. W końcu też mogłem skorzystać z kompozycji, które zupełnie nie pasowały do stylistyki Braci i które przez lata trafiały do szuflady. I właśnie po to nagrywa się solowe płyty” – powiedział Cugowski. To bardzo nie polska płyta, doskonale brzmiąca, świetnie zaśpiewana, solówka Borysewicza jest jasna jak słońce ale jakże potrzebna w kompozycji gdzie się pojawia. „Daj mi żyć”, to zresztą jedna z najjaśniejszych chwil na krążku, który szczęśliwie podobnych ma więcej. Bardzo polecam ten album, bo to będzie- co śmiało mogę teraz napisać- jedna z najważniejszych polskich płyt roku. Tu wszystko pasuje, nic nie jest przekombinowane, po co piosać do czego co jest podobne- ze świata. Piotr słucha muzykę i ją zna, ja też- doskonale więc wiadomo co z czego wynika. Ale „40” tka Piotra, wynika z jednego- z jego muzykalności, doświadczenia, perfekcjonizmu i talentu nade wszystko. Brawo. 


21.10.19 paré minut po pierwszej w nocy 

Komentarze

Nowsza Starsza