Andrzej Majewski - artysta po przejściach. Wywiad.

 

 

I znowu coś orzekać zacznę, przed czasem.

Ale prawda jest taka, że ukazująca się za siedemnaście dni płyta, jest niezwykle wciągająca, muzycznie piękna i w najdrobniejszym elemencie, dopracowana. W moim dorocznym plebiscycie NAJ 2023 powinna uplasować się na wysokiej pozycji ale... na szczegóły, przyjdzie jeszcze czas, tym bardziej, że do zamknięcia rynku muzycznego- 6 grudnia - jeszcze wiele może się zdarzyć.

Znacie go lub kojarzycie, bo zaistniał na rynku muzycznym w zasadzie ponad dwie dekady temu !!!

Ale co niezwykle ciekawe dopiero 6 października wyda swój pierwszy solowy krążek.

Płytę, o której już trochę pisałem, opowiadałem a teraz bardzo szczegółowo porozmawiałem z jej autorem, Andrzejem Majewskim, fanem dźwięków z lat 80tych, sprawnym autorem tekstów, świetnym wokalistą.

Poświęćcie proszę kilka dłuższych chwil na zapoznanie się z tym, co ciekawego opowiedział. A ma Wam baardzo dużo do zaoferowania.

 

 

 

Andrzej Majewski, fot. Bartosz Mrozowski



Rozmowa z Andrzejem Majewskim



Dla mnie komponowanie, pisanie, aranżowanie to bardzo organiczna sprawa”




Adam Dobrzyński: 6 października po 24 latach płytowej ciszy wracasz na rynek muzyczny. Opowiedz zatem proszę co działo się w Twoim życiu po wydaniu „99” z zespołem Mafia.



Andrzej Majewski: Zaraz po odejściu z MAFII zacząłem pracę nad solowym albumem. Jednocześnie próbując jakoś związać koniec z końcem przy dorywczych pracach. Ostatni sezon koncertowy z MAFIĄ był - ujmijmy to delikatnie - nie najlepszy, więc konto świeciło pustkami. Jakoś udało mi się ten solowy album dokończyć - w czym pomógł mi m. in. Dzidek Zioło - gitarzysta MAFII.

Zaczęło mi natomiast brakować sił na znalezienie wydawcy i promocję albumu. Dość dużo wziąłem na siebie, a ponieważ prywatne sprawy zaczęły mi się kruszyć, nie miałem, ani możliwości, ani zasobów, ani chyba chęci, żeby kontynuować tę drogę. Więc zająłem się swoją drugą - od dzieciństwa - pasją: komputerami, a dokładniej grafiką. Najpierw praca w poligrafii przy reklamach, a potem coraz bliżej efektów specjalnych i filmu animowanego. Z biegiem czasu było jednak coraz więcej pracy przy reklamach, a że nie specjalnie za tą branżą przepadam… Cóż, kto wie, może to też się przyczyniło do decyzji o pracy nad nową płytą…?



Adam Dobrzyński: Co dało Tobie wspólne koncertowanie jako wokalista tak znanej podówczas grupy.



Andrzej Majewski: Chyba przeżycia. Chciałbym wymienić na pierwszym miejscu doświadczenie, ale to właśnie to przemierzanie kilometrów po Polsce, granie w różnych miejscach, dla różnych ludzi jest tym co wspominam najlepiej. I chętnie do tego wrócę! Wspomniane doświadczenie - oczywiście. W MAFII grali świetni muzycy, koncerty zwykle były świetnie nagłośnione, pieniądze całkiem dobre - to była półka - może i nawet dwie albo trzy - wyżej od tego co robiłem wcześniej.



Adam Dobrzyński: Śpiewanie „cudzych” wylansowanych wcześniej piosenek, a premierowy materiał. W którym bardziej czujesz się bardziej komfortowo.



Andrzej Majewski: Zdecydowanie w premierowym materiale. I mówię to bez zająknięcia. Chodzi chyba o doświadczenia życiowe. Teksty na płytę „99” MAFII pisali między innymi Grzegorz Ciechowski i Andrzej Mogielnicki - i były to świetne teksty, ale powiedzmy sobie szczerze: ja miałem wtedy 21 lat, oni byli ponad 20 lat starsi. Te teksty były dla mnie w pewien sposób obce. Może najzwyczajniej w świecie brakowało mi właśnie tego życiowego doświadczenia, może jakiejś umiejętności wejścia w rolę. Nie wiem. To samo z tekstami Andrzeju Piasecznego - to też były jego słowa, jego przemyślenia… Teraz na płytę „Pomiędzy światami” wszystkie teksty napisałem sam. Całkowicie się z nimi identyfikuję, wiem o czym są. I miałem po prostu o czym opowiedzieć.

Czy miałem o czym opowiedzieć w wieku 21 lat… Nie wiem… Wiem natomiast, że śpiewanie swoich tekstów, to zupełnie inny wymiar.



Adam Dobrzyński: Andrzej Majewski w 1999 roku a dzisiaj. Jako świadomy wokalista. Są zapewne różnice. Jak to widzisz ?


Andrzej Majewski: To była długa droga. Przypomnę tylko, że 1999 nie było Youtuba, Instagrama i wszystkich tych wynalazków - nie było więc tutoriali, samouczków, nie było tego szybkiego dostępu do wiedzy z całego świata, jaki teraz mamy.

Znalezienie nauczyciela śpiewu, a już szczególnie w małej miejscowości graniczyło z cudem. Teraz łatwiej dotrzeć do tej wiedzy, uczyć się samemu albo wziąć zdalnie kilka lekcji u nauczyciela z Nowego Yorku. No, ja na szczęście znalazłem świetnego nauczyciela w Polsce, ale rozgrzewki czasem podglądam na youtubie. To jedna rzecz. Druga - inaczej patrzę na śpiew jako taki. Kiedyś byłem zafascynowany wyczynami wokalnymi, teraz bardziej teatralnością i przekazem emocji. Kiedyś chciałem być jak John Bon Jovi - śpiewać ultra wysokie dźwięki, teraz wolę szukać wyrazu i plastyczności jak David Bowie. Jest jeszcze trzecia rzecz: jeśli głos ma służyć długo i sprawnie - musi być twój, nie zmyślony, nie wysilony - ma być z wnętrza, prawdziwy, ma opowiadać Ciebie, Twoje emocje. Mówi się, że głos jest mięśniem duszy. Tego nauczyłem się całkiem niedawno - między innymi dzięki Mai Wojnarowicz i to tak naprawdę był klucz do dużej zmiany, która zaszła w moim podejściu do śpiewu.


Adam Dobrzyński: Już niebawem na rynku muzycznym pojawi się Twoja pierwsza solowa płyta „Pomiędzy światami”. Ile lat nad nią pracowałeś.


Andrzej Majewski: Pierwszy pomysł, żeby z czymś takim w ogóle ruszyć to był chyba 2016 rok. Ale ja - jako osoba (teraz może już mniej- przyp. AM) skrajnie zorganizowana, postanowiłem do tego podejść od podstaw.

Czyli najpierw „baza” - „poprawmy warsztat wokalny”. To jak już zacząłem rozgrzebywać i budować na nowo fundamenty, to trochę mi to zajęło. Dość wspomnieć, że zniecierpliwiony i bardzo spragniony końcowego efektu w 2019 wszedłem do studia - jeszcze bez wszystkich tekstów, bez wszystkich aranżacji - byle tylko popchnąć sprawy do przodu. W sumie chyba wyszło to na dobre - mimo wydanych w próżnię pieniędzy - ale samą drogę oceniam jako trochę za długą. Następną płytę mam nadzieję skończyć w rok. Nie więcej.



Adam Dobrzyński: Są to wszystko Twoje muzyczne dzieci. Czy jesteś w stanie wymienić te, z którymi miałeś najmniej kłopotu, gdy dojrzewały- tak w warstwie tekstowej jak i muzycznej? Praca nad nimi była najprostsza?



Andrzej Majewski: „Kłam”. Bez dwóch zdań. Bardzo lubię tę piosenkę - jest prosta. I muzycznie, i tekstowo. A jednak według mnie ma to coś, taką… nieskrępowaną niczym prawdę, płynące emocje, bezpośredni przekaz z serca do ucha. Muzycznie oparta jest na trzech akordach - nie wiem czy wcześniej napisałem taką piosenkę. Tekst także powstał dość szybko. Napisałem go w jeden dzień - może nawet kilka godzin. Pamiętam go zresztą dobrze, chociaż… trochę też jak przez mgłę. Moja żona namówiła mnie na zakupy, na które trzeba było bardzo wcześnie wstać - tak koło 3, może 4 w nocy. Zaraz po zakupach musiałem odstawić samochód do warsztatu i kiedy wracałem do domu autobusem - a cały czas byłem, z powodu tego chyba niedospania, w jakimś takim onirycznym stanie - przyszedł mi do głowy pierwszy wers refrenu „Więc póki jestem tu wciąż kłam”. W drodze z przystanku do domu miałem już w głowie pierwszą zwrotkę, a w następną godzinę, może dwie, napisałem resztę. To był dziwny dzień. Aczkolwiek teraz jak się zastanowię, to większość tekstów a może nawet wszystkie (śmiech – przyp. AD), zaczynałem pisać w głowie na jakimś spacerze, w samochodzie albo w autobusie…


Adam Dobrzyński: Album zawiera dziesięć kompozycji, dla mnie absolutnych pewniaków, pięknych aranżacji, świetnie zaśpiewanych, cuudnie zagranych. Były takie, które powstały w tak zwanym międzyczasie ale nie trafiły na ten album?



Andrzej Majewski: Piosenek z myślą o tym albumie więcej nie powstało - dość szybko wiedziałem o czym i w którym momencie płyty będzie dana piosenka, więc ten etap został zamknięty i nie myślałem o dopisywaniu czegoś nowego. W międzyczasie natomiast napisałem trochę instrumentalnej muzyki na konkursy filmowe, no i kilka piosenek musicalowych dla Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie. Pewnie mam też kilka szkiców „w szufladzie” - może na następne płyty, ale robionych głównie z myślą, żeby sprawdzić „czy jeszcze umiem”.


Adam Dobrzyński: Soft rock, pop, indie rock i domieszka alternatywy. Takie gatunki muzyczne słychać, Ty o tym w ten sposób mówisz. Ale to wyszło naturalnie? Ta stylistyka gra Tobie w duszy?



Andrzej Majewski: W ogóle gatunkowość w tym przypadku to dla mnie sprawa wtórna - tzn. w pewnym momencie musiałem po prostu opisać co ja na tej płycie powyrabiałem. I wcale to nie było takie łatwe! Kompletnie się na tym nie znam! W każdym razie jakoś się przekopałem przez definicje różnych gatunków i wyszło, że jest to - jak mówisz - mieszanka soft-rocka, z piosenką autorską, indie-rockiem i alternatywą. Dla mnie komponowanie, pisanie, aranżowanie to bardzo organiczna sprawa - jest mi całkowicie obojętne jaki gatunek wykonuję - po prostu układam te dźwięki tak jak czuję, jak mi się podoba, pewnie czasem jak gdzieś podsłucham…..



Adam Dobrzyński: Gdy pojawia się saksofon mnie w uszach gra jakoś Gerry Rafferty. Nad płytą unosi się lekko duch klimatów zaczerpniętych z twórczości Matt Bianco, braci White i nade wszystko Pawła Rosaka.

Jakie są Twoje muzyczne inspiracje dotyczące tej płyty ?



Andrzej Majewski: Chyba jestem ejtisowy… Jak się teraz zastanawiam, to duża część inspiracji - nie tylko na tę płytę, ale moich w ogóle - pochodzi z lat 80'tych. Tina Turner, Bon Jovi, Phil Collins, David Bowie, Huey Levis, Elton John, Madonna, Sade, George Michael, ale też John Williams, Alan Silvestri, Jerry Goldsmith, a może też i nawet Iron Maiden, Europe. Jest oczywiście kilku artystów, którzy mnie w obecnych czasach inspirują, ale słyszę tam i tak jakieś echo - bardziej lub mniej zmodulowane - lat 80'tych. A może to tylko jakiś sentyment…?



Adam Dobrzyński: A czego prywatnie słucha Andrzej Majewski



Andrzej Majewski: Cały czas tej wyżej wymienionej klasyki, bo to jest jakaś bezkresna kopalnia. I bardzo zróżnicowana. Staram się też słuchać jak najwięcej muzyki, którą podrzuca ktoś inny - czasem zdarza mi się zamknąć w kręgu swoich ulubionych artystów, ale mam tego świadomość i uciekam od tego jak tylko mogę. Zresztą dlatego uważam, że zawód dziennikarza muzycznego (jak i filmowego) jest bardzo potrzebny i czasem żałuję, że jest Was coraz mniej, a nie więcej. Dzięki Tobie na pewno przypomnę sobie i Rafferty’ego, i Rosaka, i Bianco. Z nowych rzeczy: ostatnio zachwycam się Piotrem Roguckim. Dzięki jego współpracy z Kubą Karasiem (według mnie bardzo udanej - szczególnie na pierwszej płycie- przyp. AM) odświeżyłem sobie dyskografię Comy i autorskie nagrania Roguckiego. Nigdy nie byłem grunge’owy - ten etap w muzyce zupełnie mnie ominął. Co jeszcze… Snarky Puppy i muzycy z tego otoczenia: Bill Laurance, Michael League, ale też Magda Giannikou (i jej Banda Magda), Bokante. A filmowo-instrumentalnie: John Powell, Michael Giacchino, Hans Zimmer. No i Bowie nagrywał do 2018, więc też jest ciągle czego słuchać.




fot. Bartosz Mrozowski




Adam Dobrzyński: Płycie towarzyszy bardzo ładna, powiedziałbym gustowna sesja fotograficzna. Opowiedz o niej i pomyśle na zaprezentowanie siebie w pustynnej scenografii.



Andrzej Majewski: Dziękuję! Chciałem, żeby ta sesja była ilustracją tego o czym opowiada płyta. Chciałem pokazać kogoś, kto jest pomiędzy światami - może jest zagubiony, może jest na przejściu między nimi, ale z całą pewnością jest nie do końca na swoim miejscu, jeszcze nie u celu. Stąd też ta postać w błękitnym garniturze, błąkająca się po pustkowiu, gdzieś między ziemią a niebem, pośrodku niczego i wszystkiego. Z przyjemnością tę postać na zdjęciach odegrałem, no bo w życiu to ja chyba już jestem po tej „wycieczce”! Całe szczęście…

Co do scenerii - nie wiem czy istnieje bardziej graficzne miejsce na ziemi niż pustynia, a nad nią niebo. Wielka połać złotej ziemi i wielka połać błękitnego nieba. Nic więcej. Wspaniała sprawa. Zdjęcia robił Bartosz Mrozowski - na co dzień fotosista, rekwizytor i scenograf na planach filmowych, włosami i makijażem zajęła się moja żona Asia - z zawodu charakteryzatorka, natomiast pomysł, stylizacja i kolor-korekcja były po mojej stronie.



Adam Dobrzyński: Parafrazując tytuł płyty- opowiedz o tych światach, pomiędzy którymi się poruszasz czy inaczej ujmę, obracasz.



Andrzej Majewski: Przez ostatnie lata pogodziłem się - no albo przynajmniej się staram - z jedną rzeczą - chociaż wcześniej wcale tej zgody nie było - że ja po prostu podkochuję się w różnych muzach. I tak już będzie. Uwielbiam muzykę - i tą rockową i poważną, śpiewaną i instrumentalną, uwielbiam śpiewać i grać - i na pianinie, i saksofonie, uwielbiam film - i scenografię, i dźwięk, i muzykę, i efekty i wszystko co z filmem związane, interesuję się grafiką, uwielbiam komiksy (te dobre, wiadomo- śmiech - przyp. AD), dobre książki i w ogóle opowieści. Mam ogromną miłość do sztuki, ba nawet brutalizm w architekturze lubię. I to są te moje światy. Podróż przez nie jest dość czasochłonna i chciałoby się ich wszystkich dotknąć, ale wiadomo - chyba się nie da, może nawet czasem nie warto. Jednego czego staram się nauczyć - choć ciągle tę umiejętność szlifuję - to tego, gdzie zrobić przystanek, na jak długo i jak znaleźć swoje tempo podróży.



Adam Dobrzyński: Dzięki za rozmowę



Andrzej Majewski: To ja dziękuję!



Komentarze

Nowsza Starsza