Rozmowa z Arturem Gotzem. O Warszawie, Powstaniu Warszawskim, nowej płycie, jubileuszu, magii stolicy

 foto Marek Zimakiewicz

 

O życiu, twórczości, o Warszawie – jej blaskach i magii przyciągania a wreszcie o płycie pełnej emocji- cierpienia, radości i tęsknoty. „Litania piwnic 1944”- szósty w dyskografii Artura Gotza album, będzie miał swoją premierę w dniu 80 rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Oto obszerna rozmowa z artystą.



Zdecydowanie to przełomowa płyta w mojej karierze i ważna, bo chcę opowiadać o Powstaniu jako o bohaterskim zrywie, ale też największej tragedii tego miasta, podczas której zginęło 200 tysięcy ludzi”.



Adam Dobrzyński: Jak ważna dla Ciebie, Twojej biografii jest Warszawa


Artur Gotz: Urodziłem się w Krakowie i zacząłem przyjeżdżać do Warszawy do brata mojego dziadka, gdy byłem nastolatkiem. Już wtedy wiedziałem, że będę chciał tutaj mieszkać. Może dlatego, że równolegle w tym samym czasie jeździłem do Londynu i ciągnęło mnie do energii wielkiego miasta, a taka niewątpliwie jest w Warszawie. Studiowałem jednak we Wrocławiu i dwa lata po studiach zacząłem pracę w warszawskich teatrach. Dwa lata zajęło mi, żeby spełnić swoje marzenie i tutaj się znaleźć, a w międzyczasie pracowałem w Teatrze Rozrywki w Chorzowie i śpiewałem w Piwnicy pod Baranami w Krakowie. Bałem się przyjechać w ciemno, ale udało się wygrać casting do spektaklu w Teatrze Współczesnym i przeprowadziłem się tutaj. Spotkałem wiele życzliwych osób i po bardzo przemocowych pedagogach we wrocławskiej szkole teatralnej, zacząłem szukać siebie na nowo. Warszawa mi w tym pomogła.


Adam Dobrzyński: Co w stolicy dzisiaj Ciebie fascynuje, czym miasto to przyciąga a co w nim Tobie nie pasuje.



Artur Gotz: Fascynuje mnie, że to miasto cały czas się rozwija. Kiedy zacząłem tutaj mieszkać, czyli 16 lat temu, na Rondzie Daszyńskiego w zasadzie nic nie było, a dzisiaj jest tam Manhattan. Chyba żadne miasto w Polsce nie rozwija się tak dynamicznie. To jest niezwykłe. Również to, że mamy najnowocześniejsze metro w Europie (bo najmłodsze), więc podróżuje się naprawdę komfortowo. Komunikacja miejska też jest bardzo dobra, pojawiają się nowe trasy rowerowe, odżyła Wisła, nad którą jeszcze kilkanaście lat temu można było spotkać pijaków. I to, że dziś jest wymiana energii – różnych pokoleń, różnych przekonań, wartości. Ludzie są bardzo tolerancyjni. Przynajmniej tak mi się wydaje. I dużo się dzieje – jest wiele teatrów, koncertów, jest w czym wybierać. Jedyny minus jest taki, że niektóre miejsca, np. ulice na Woli, na której mieszkam, wymagają remontów. Chodniki na ulicy Obozowej są takie, że można sobie nogi połamać. Takich miejsc jest wiele i przydałoby się również o nie zadbać.


Adam Dobrzyński: Rok 2009 i Twoje pojawienie się w Teatrze Kamienica. Przełom? Nowy początek? Odkrycie samego siebie ?


Artur Gotz: Zdecydowana zmiana. Z Emilianem Kamińskim poznałem się wcześniej, kiedy jeszcze budował teatr. Zrobił mi przesłuchanie i powiedział, że na pewno się spotkamy, a później odbył się duży casting i spotkałem cudownych ludzi, z którymi przyjaźnię się do dzisiaj np. z Kariną Seweryn, z którą zrobiliśmy później wiele projektów. To była wyjątkowa grupa młodych ludzi. Wtedy czuliśmy, że tworzymy coś ważnego. Przygotowywaliśmy „Pamiętnik z Powstania Warszawskiego” Mirona Białoszewskiego z reżyserem Jerzym Bielunasem i kompozytorem Mateuszem Pospieszalskim. Za ruch odpowiedzialny był Maciej „Gleba” Florek. Próby odbywały się w pofabrycznej hali na Mokotowie, więc klimat był industrialny i trochę można się było poczuć jak na wojnie. Na pewno to był przełom i bardziej świadoma droga. Premiera odbyła się w 65 rocznicę upadku Powstania Warszawskiego. W tym samym roku zagrałem też w Kamienicy swój koncert, który Emilian zapowiadał. Dopiero rok później ukazała się moja debiutancka płyta, czyli „Obiekt seksualny”.


Adam Dobrzyński: Emilian Kamiński zaszczepił Ci dawną Warszawę, zaprowadził Ciebie do unikalnego świata, po którego śladach stąpamy dziś lecz w sposób nieunikniony – to co było to już tylko historia...



Artur Gotz: To był bardzo otwarty człowiek, również na młodych ludzi, debiutantów. Nikogo nie oceniał, ale dawał wskazówki, podpowiadał nad czym trzeba pracować, żeby być dobrym rzemieślnikiem w tym fachu. Opowiedział mi również o powstaniach w Warszawie, czyli o Powstaniu w Getcie w 1943 roku i o Powstaniu Warszawskim w 1944 roku. Dzięki Niemu poznałem Powstańców, ludność cywilną, która uciekała w czasie Powstania. Zresztą ten teatr to budynek, który ocalał podczas tych dwóch powstań. Tymi piwnicami Irena Sendlerowa przemycała żydowskie dzieci. Byłem wtedy za młody, żeby to wszystko docenić, nie miałem świadomości, że tak szybko czas przemija. Ale dzisiaj, z perspektywy czasu wiem, jak to we mnie zostało i wierciło mi dziurę w głowie. To dzięki Emilianowi od czterech lat tworzę projekty o Powstaniu Warszawskim, ale również o Powstaniu w Getcie.


foto Marcin Brzózka


Adam Dobrzyński: Na 1 sierpnia przygotowałeś swój szósty album, niezwykle intymny, nacechowany emocjami, wspomnieniami. To bardzo ważna dla Ciebie płyta?



Artur Gotz: Bardzo ważna, choć o każdej płycie tak mówię, kiedy ma premierę. Ale ta jest na pewno inna, bo właśnie pełna emocji – cierpienia, radości, tęsknoty. Wcześniej skupiałem się na lekkiej tematyce, satyrycznych tekstach. Tutaj nie ma miejsca na kabaret. Zdecydowanie to przełomowa płyta w mojej karierze i ważna, bo chcę opowiadać o Powstaniu jako o bohaterskim zrywie, ale też największej tragedii tego miasta, podczas której zginęło 200 tysięcy ludzi.


Adam Dobrzyński: Jak wyglądała praca nad nią?



Artur Gotz: To odbywało się etapami. Pierwszą piosenkę, czyli „Litanię piwnic” zaśpiewałem po raz pierwszy chyba siedem lat temu. Ona pochodzi ze spektaklu z Kamienicy właśnie. Ja jej wtedy nie śpiewałem, ale bardzo chciałem ją zaśpiewać. Pięć lat temu utwór ten znalazł się z „Tangiem na głos, orkiestrę i jeszcze jeden głos” w dwóch projektach Mazowieckiego Teatru Muzycznego im. Jana Kiepury w Warszawie. Zagraliśmy ponad 50 koncertów na całym Mazowszu i reżyser koncertu, czyli Tomasz Gęsikowski na próbach mówił mi, że to robi piorunujące wrażenie. Ja śpiewałem bardzo intuicyjnie, a ponieważ jestem aktorem to łatwo jest mi wywołać w sobie różne stany emocjonalne, żeby w piosence zbudować dramaturgię i stworzyć opowieść. Po tych koncertach publiczność mówiła, że powinienem to nagrać. Nie było na to czasu, dopiero ponad cztery lata temu podczas pandemii napisałem wniosek o Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego i bez dwóch zdań stwierdziłem, że to właśnie czas na Powstanie Warszawskie. Oczywiście to było szaleństwo, bo w ciągu trzech miesięcy trzeba było stworzyć 20-minutowy materiał, ale udało się!! Pochłonęło mnie to bez reszty, bo mogłem się na tym skupić. I od tej pory co roku powstawał jeden lub kilka kolejnych utworów, a w setną rocznicę urodzin Krzysztofa Kamila Baczyńskiego siadłem do pianina i napisałem muzykę do wiersza „Wiatr”, który zafascynował mnie, gdy byłem w szkole podstawowej. Półtora roku temu wiedziałem, że nadszedł ten czas, żeby nagrać album, więc odbyła się selekcja tego co już było i szukanie nowych tekstów do stworzenia muzyki.


Adam Dobrzyński: Dokonałeś szczególnej selekcji wierszy, m.in. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego czy Mirona Białoszewskiego. Jaki był klucz w ich doborze.



Artur Gotz: Przede wszystkim kluczem była różnorodność i spojrzenie na Powstanie i wojnę z różnych perspektyw. Mówię o wojnie, ponieważ przecież Baczyński nie był poetą Powstania Warszawskiego, bo zginął w czwartym dniu Powstania i nie napisał nic w sierpniu. Ale to był brylant, cytując profesora Kazimierza Wykę. Bardzo chciałem, żeby znalazło się spojrzenie ludności cywilnej, o której niewiele się mówi w Powstaniu. Stąd oczywiście Miron Białoszewski i fragmenty „Pamiętnika z Powstania Warszawskiego”. Chciałem zaśpiewać też jedną oryginalną pieśń z Powstania, czyli „Pałacyk Michla”. Ten utwór zaśpiewałem po raz pierwszy, gdy przeprowadziłem się na Wolę, czyli osiem lat temu. To hymn Woli, który napisał Józef „Ziutek” Szczepański. Wgłębiłem się w twórczość Ziutka i znalazłem niezwykle optymistyczny tekst „A gdy będzie już po wojnie”. Napisałem do niego muzykę, którą stylizowałem na taką melodyjną, powstańczą pieśń. Przeczytałem setki wierszy różnych autorów okresu wojennego i natrafiłem na Tadeusza Gajcego, którego oczywiście znałem wcześniej, ale dopiero po przeczytaniu wiersza „Ponad nocą” powstała muzyka i to w dodatku na deptaku w Maladze podczas wakacji dwa lata temu. Proza Tadeusza Borowskiego towarzyszyła mi także od wielu lat. Wygrywałem nią konkursy recytatorskie, a później mówiłem ją na egzaminach do szkoły teatralnej. Znalazłem mocny tekst „Ani wiersz, ani proza” i chciałem do niego skomponować muzykę. Borowski nie opowiada o Powstaniu, ale o emocjach, które towarzyszyły ludziom po traumie wojennej. Wiemy, że autor nie wytrzymał tego, że przeżył wojnę i popełnił samobójstwo. Idealnie pasowało mi to do opowieści o wojnie i jej następstwach w głębszym aspekcie. Długo nie mogłem znaleźć koncepcji na ten utwór, chyba rok koło niego chodziłem, aż powstała bardzo „poszarpana” muzyka – z jednej strony walc, ale strasznie poszatkowany w taki sposób, że muzycy mają czasem problem, żeby go zagrać bez pomyłki. Teksty Michała Zabłockiego o obronie warszawskiej PAST-y podsunęła mi Agnieszka Chrzanowska i utwór „Skoczek z parasolem” powstał w Sylwestra. Z kolei mój tekst „Zbliża się godzina W.” napisałem w pociągu z Krakowa do Warszawy.


Adam Dobrzyński: Sięgnąłeś też do absolutnej perły współczesnego myślenia o Powstaniu Warszawskim, kompozycji pióra Marcina Pospieszalskiego.



Artur Gotz: Tak. To są trzy piosenki z naszego spektaklu „Pamiętnik z Powstania Warszawskiego” z Teatru Kamienica. Mateusz zgodził się, żeby je nagrać, bo przecież byłem częścią tego przedstawienia, więc jest to jest pewnego rodzaju kontynuacja. Mateusz stworzył muzykę bardzo odważną, nasz spektakl był uznany za jeden z dziesięciu najlepszych w całej Polsce wśród przedstawień Lupy, Warlikowskiego czy Klaty. Nie mogło go zabraknąć na tej płycie, bo zainspirował mnie bardzo.


Adam Dobrzyński: Aranżacje, muzyka, cały koncept – jak to wszystko się tworzyło.



Artur Gotz: Aranżacje tworzyłem wspólnie z Dawidem Ludkiewiczem, klawiszowcem, z którym współpracuję już 9 lat. Rozumiemy się bez słów, to już czwarta płyta, którą wspólnie aranżowaliśmy. Spotykaliśmy się u Dawida w studiu, rozmawialiśmy i czasami coś powstało, a czasami nic. Koncept tworzył się w trakcie. Od początku wiedziałem, że ta płyta będzie różnorodna, że potrzebuję różnorodnych tekstów i różnej muzyki.


foto Marek Zimakiewicz



Adam Dobrzyński: Na płycie mamy dwa nagrania – „Ty, żyjący” do słów Czesława Miłosza oraz „Deszcze” Baczyńskiego. Oba przywołują mi do pamięci dokonania Ewy Demarczyk. Tak miało być ?


Artur Gotz: „Deszcze” to utwór, który usłyszałem na lekcji języka polskiego, gdy miałem 13 lat i zakochałem się w Ewie Demarczyk, muzyce Zygmunta Koniecznego i poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Ten utwór wbił mnie w krzesło. Udało mi zobaczyć trzy koncerty Czarnego Anioła na żywo, a nawet porozmawiać z artystką. Po jednym z ostatnich jej koncertów w 1999 roku wiedziałem, że oprócz aktorstwa będzie również piosenka. Los zatoczył koło, bo w szkole teatralnej śpiewałem piosenki Koniecznego, a później napisałem pracę magisterską „Teatr piosenki Ewy Demarczyk” i zacząłem współpracę z Zygmuntem Koniecznym, który podarował mi wiele swoich kompozycji, ale również specjalnie napisał dla mnie utwór „Strach”. Pamiętam o Ewie, bo moim zdaniem była największą artystką polskiej piosenki. Żadna inna polska piosenkarka nie śpiewała w tak prestiżowych salach na całym świecie. Dzisiaj może trochę zapomniana, co mnie bardzo boli, bo w polskich archiwach telewizyjnych jest podobno jej koncert z paryskiej Olympii w 1977 roku, podczas którego jako jedna Polka otrzymuje Legię Honorową. Wielka szkoda, że niewiele pamiętamy o artystach z przeszłości. To zupełnie inaczej niż we Francji, gdzie Piaf, Brel, Greco czy Aznavour są w sercach wszystkich pokoleń. Chciałem oddać Ewie Demarczyk hołd i podziękować za inspirację. Utwór „Ty, żyjący” to młodsza kompozycja Zygmunta Koniecznego, która została wykonana bodajże dwa razy w zupełnie innej oprawie, bo z chórami w formie oratorium. Zygmunt Konieczny ucieszył się, że chcę go nagrać, bo nie ukazał się na żadnej płycie.


Adam Dobrzyński: Od wielu lat z okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego artyści wracają do tamtych chwil, tworzą nowe nagrania, „odkurzają” klasyki jak „Pałacyk Michla”- w ten kanon wpisałeś się w tym roku również Ty. Co było dla Ciebie najważniejsze przy nagrywaniu tej płyty, jaki założyłeś sobie cel jaki chcesz osiągnąć „Litanią piwnic 1944”.



Artur Gotz: Założeniem było nie śpiewać oryginalnych pieśni powstańczych, poza „Pałacykiem Michla”. Najważniejsze były dla mnie te teksty, poprzez które mogłem opowiedzieć o różnych odcieniach Powstania – wzlotach i o upadkach, aż do wielkiej katastrofy, jaką było zrównanie miasta z ziemią, dlatego ostatnim utworem jest „Sypka Warszawa” o zgliszczach i rozłupanych kamienicach. Ta płyta to hołd dla tych dwustu tysięcy pod gruzami, którzy zostali pod ziemią właśnie m.in. w tych piwnicach, o których śpiewam. I o mieście, którego nie ma, które pozostało pod ziemią, w wielu miejscach są jeszcze piwnice, na których wyrosło nowe miasto. Ale płyta powstała, aby połączyć Polaków, którzy są podzieleni od wielu lat, także w kwestiach Powstania. Oprócz wielkiej euforii są przecież głosy krytyczne, że Powstanie nie miało sensu. Moim celem jest mówić, że po 80 latach lepiej nie oceniać tamtych zdarzeń, bo z perspektywy fotela wygodnie jest konstruować prognozy co by było, gdyby do Powstania nie doszło. Najważniejszym celem jest też mówienie o ofiarach, o ludności cywilnej, o rzezi Woli, która została totalnie zmarginalizowana i nie mówi się o bestialskich mordach dokonanych przez Niemców, ale też kryminalistów z Ukrainy, Rosji czy Azerbejdżanu. Do tego w tym roku jest 85 rocznica wybuchu II wojny światowej i 110 rocznica wybuchu I wojny światowej. W obliczu wojny, która toczy się za naszą granicą temat jest aktualny jeszcze bardziej.


Artur Gotz: A koncerty, czy będą i kiedy – do tego repertuaru będziesz wracał tylko z tej smutnej okazji czy wybór z tej płyty pewnych kompozycji, będziesz włączał do obecnego Twojego koncertowego zestawuu.



Artur Gotz: Włączyłem kilka piosenek z tej płyty do innych koncertów, które grałem ostatnio np. w Opolu czy Pile. Na pewno ten repertuar ma siłę, gdy pokazuje się go w całości. Ale myślę, że nie zabraknie go też w innych moich działaniach na scenie.


Adam Dobrzyński: Jakie plany na jesień?



Artur Gotz: Kolejne koncerty. 2 października w Warszawie koncert z okazji 80 rocznicy upadku Powstania Warszawskiego. Martwi mnie, że o tej dacie niewiele się mówi, a nawet niewiele osób wie, co się wtedy wydarzyło. Z kolei 9 października odbędzie się mój jubileusz w Gliwicach. Tam zagram swój 800-tny koncert i będę świętował 25 lat od debiutu w Teatrze „The Imagination”, gdy miałem 15 lat. Oprócz tego odbędzie się premiera drugiego wydania bestellerowej powieści „Idol” Marty Fox, której jestem tytułowym bohaterem. Mam wiele pomysłów, których jeszcze nie mogę zdradzić. Jedno jest pewne – na nudę nie będę narzekał.



Adam Dobrzyński: Dzięki za rozmowę !

 


 

Komentarze

Nowsza Starsza