"Rozrywka, która potrafi przemycić ciekawa idee, chwile poezji, jakąś atmosferę czy skojarzenie, bardziej cieszy"- rozmowa z zespołem Stefski& Hutch

 

O życiu, planach, oczekiwaniach, o zmianach społecznych czy też roli muzyki w dzisiejszym świecie. Padła też deklaracja w temacie niezwykle ostatnio frapującym niektórych a dotyczącym Taylor Swift (śmiech- przyp.autor). O tym porozmawiałem z członkami zespołu Stefski & Hutch. Polecam uwadze.


(…) na pewno nie należy tworzyć muzyki pod tym kątem, żeby kogoś zainteresować, aby ciebie grał i podziwiał”


Adam Dobrzyński: Stefski & Hutch powrócił zupełnie nową płytą. Ale albumem wydaje się nie na polski rynek. Świetnie wyprodukowaną, doskonale zaśpiewaną w języku angielskim, a do tego przebojową. Do kogo zatem kierujecie swój album zatytułowany „Selling Lies”?


Stephane Włodarczyk: Do miłośników i znawców muzyki rockowej…

Tomek Bogacki: Nasza muzyka ma mnóstwo niuansów, które można odkrywać przy kolejnych przesłuchaniach. Na pewno nie zawiodą się słuchacze, którzy lubią zostać z albumem swojego artysty na dłużej.



Adam Dobrzyński: Jaki target jest Waszych odbiorców. Kto Was słucha a może do kogo chcielibyście Waszym nowym albumem, trafić ?



Stephane Włodarczyk: Na razie słuchają nas głównie odbiorcy stacji radiowych tak samo FM w Niemczech, Zjednoczonym Królestwie, USA, Kanadzie, Australii, nawet trochę w Polsce też. Oczywiście są też słuchacze streamingowych portali i jakoś za pomocą różnych sił, głównie w Anglii i USA udało się zdobyć jakąś małą popularność na tym z największych serwisów. Podstawa naszego wzrostu jednak to w dużej mierze dzięki innym niezależnym muzykom rockowym poznanym przez social media. W świecie anglosaskim jest boom radiowych stacji internetowych i wiele takich, które nas grają regularnie, niektóre nas mianują nawet na płytę roku… to wszystko kropla w morzu ale kropla drąży skałę… Ogólnie chcemy trafić do fanów muzyki zespołów, które nas inspirują jak Queens Of The Stone Age, Stone Temple Pilots czy Red Hot Chili Peppers, Jane’s Addiction, Smashing Pumpkins… już trochę przekonaliśmy takich ludzi w USA i Anglii co jest bardzo obiecującym początkiem.


Adam Dobrzyński: Płyta, której poszczególne nagrania zaistniały najpierw w świadomości światowego odbiorcy. Opowiedz proszę o podboju Internetu – tego światowego przez Stefski & Hutch.


Stephane Włodarczyk: To są różne elementy, które się scaliły właściwie wokół naszej muzyki. Od początku, na długo przed planami wydawniczymi albumu, naszym założeniem było, aby to muzyka przyciągała do nas. Byliśmy trochę zawiedzeni brakiem zainteresowania naszym poprzednim albumem na naszym polskim rynku, na którym postarałem się zaśpiewać po polsku, i który co prawda ukazał się na tydzień przed wybuchem pandemii w Europie… także w ogóle, przyszedł wtedy czas na spróbowanie siły internetu i połączenia nas z większym światem. Zaczęliśmy korzystać z serwisów pitching do naszych piosenek na playlisty… innego wyjścia nie było, zdobyliśmy pierwszych słuchaczy… nasz dystrybutor cyfrowy; który jest majorsem w Polsce też się jakoś zebrał jak my byliśmy już gotowi. Znaleźliśmy wydawcę w Niemczech, właściwie Amerykanina który uwierzył, że nasze piosenki nadają się bardzo do radia, i o tyle się nie pomylił, że trochę tych stacji nas gra. Jesli chodzi o Anglię, to dwóch przedstawicieli agencji PRowych sami się do nas zgłosili, pierwszy był bardziej wiarygodny, sam był w zespole indie angielskim, który dzisiaj jest headlinerem w Anglii, i nam zaproponował usługi, które zaowocowały artykułami w mediach i wieloma playlistami w świecie anglosaskim. To głównie za sprawą ich pracy zaczęły się nam pojawiać wszystkie strony internetowe, które od razu pokochały nasze piosenki. Stąd też rozwój na social mediach. Element kluczowy i trochę niespodziewany to jest znalezienie takiej wirtualnej wspólnoty muzyków głównie anglo-saskich ale nie tylko, wspierających siebie wzajemnie bez żadnych zahamowań, słuchających muzyki innych kolegów mozolnie, organizujący różne akcje aby przyciągnąć słuchaczy i to rośnie!. Jest tyle muzyki, że można by prawie żyć bez mainstreamu. No może poza tym, że jest jednak niższa jakość w produkcji i wykonaniu tej muzyki niż na tej bardziej profesjonalnej scenie. Jednak są i bardzo utalentowani muzycy, którzy mają atuty na rozwój niezłej kariery. Z niektórymi rozmawiamy nawet o wspólnych pomysłach na piosenki i nagraniach.


Adam Dobrzyński: Co trzeba zrobić by swoją twórczością zainteresować twórców internetowych play list- by Was poznawano, grano, odtwarzano?



Stephane Włodarczyk: No i tu najciekawsze jest to, że udowodniliśmy sobie, że nic nie należy w tym kierunku robić, na pewno nie należy tworzyć muzyki pod tym kątem, żeby kogoś zainteresować, aby ciebie grał i podziwiał… jest zupełnie odwrotnie, i każdy artysta to potwierdzi, tworzy się to na co się ma największą ochotę, co sprawia największą przyjemność, to czego by się chciało samemu słuchać. Druga rzecz, trzeba po prostu wydać swoją muzykę, żeby była dostępna na wszystkich serwisach, pokazywać się. Ale już nie mam żadnych wątpliwości, że jeśli muzyka jest dobra to ona może trafić do swoich odbiorców. Śpiewając po angielsku potencjał jest nieco większy oczywiście.



Adam Dobrzyński: Jak to się stało, że jesteście na listach przebojów za Oceanem. Jakie to są w ogóle listy ?



Stephane Włodarczyk: Za oceanem, to było najpierw kilka małych stacji znalezionych przez nas na social media i też za pomocą Anglików. Trzeba powiedzieć, że jeśli chodzi o rock to Australia też ma całe tabuny niezłych kapel, które mogą z nami konkurować czy przyjaźnić się jak się okazało i jest tam też znacząca stacja radiowa dla nowych zespołów z całego świata. Celowaliśmy w takie rockowe a nawet metalowe stacje, i wtedy pojawił się jeden trochę większy gracz z USA, nazywa się Rock Rage Radio, sporo nas grali i przedstawiali mając bardzo przemyślaną strategię radia aktywnego w social mediach i na festiwalach. Pracują też z większymi artystami jak choćby Tesla. Prawdopodobnie będziemy coś z nimi robić więcej, mają label, agencję promo. W świecie muzyki, który jest biznesem, promocja zawsze kosztuje, ale jej wyniki są zależne od odbioru muzyki, a nasza muzyka bardzo się podoba. Sami nie mieliśmy w planach dotarcia do USA czy Kanady… trzeba przyznać, że tak zupełnie za darmo to najwięcej promocji i miłości dali nam Amerykanie. Nasz teledysk, autorstwa Karoliny Fender Noinskiej (Jajko Film) został wyselekcjonowany na festiwalu w Los Angeles w kategorii Music Video. Także daleko nam do playlist komercyjnych amerykańskich stacji gdzie rządzą pieniądze, wielkie wytwórnie i gwiazdy ale trochę mniejszych stacji radiowych w Ameryce jest i ludzie nas słuchają…



Adam Dobrzyński: Słyszałem też o Waszej wzrastającej pozycji w Niemczech. Jak to się odbywa?



Stephane Włodarczyk: Wspominałem już, że nasz publishing jest w Berlinie i ma też swoją agencję promo. Jednak tam nie poszło aż tak bajecznie jak w UK, USA czy Australii, z którymi łatwo komunikuje się po angielsku. Zupełną klapą się okazały się próby zdobycia publikacji po niemiecku o naszej muzyce. Internet niemiecki jest bardzo dziwny i hermetyczny a prasa drukowana tam nie ma miejsca na takie rzeczy… Na szczęście całą naszą kampanię uratowały wspomniane radia FM, jak to w Niemczech regionalne, ale niektóre duże, które podobnie, a może nawet bardziej od angielskich tak już w strefie bliskiej mainstreamu, polubiły nasze single; niektóre stacje nawet zaczęły grać dwie różne nasze piosenki jednocześnie na playliście wmieszane z gwiazdami amerykańskimi. Zauważyliśmy, że trochę Niemców przybyło nam na social mediach, ale to też głównie muzycy niezależni, połączeni z tymi naszymi serdecznymi wirtualnymi kumplami z USA i Anglii. Pomogli nam trochę, aby o naszej nazwie słyszało się też u nich. Do Niemiec trzeba będzie pojechać zagrać koncerty, żeby im się pokazać, wtedy się okaże…


Adam Dobrzyński: Promocja muzyki w 2024 roku- temat rzeka. Jak robicie to Wy?



Stephane Włodarczyk: Trzeba umieć wydać trochę pieniędzy, my mieliśmy trochę szczęścia i trochę doświadczenia w promocji muzyki międzynarodowo. Ale dla nowej muzyki w 2024 roku, miejsce jest głównie w radiu, z wybuchowym wzrostem znaczenia stacji internetowych, podcastów, no i w internecie. Jest trochę blogów i pasjonatów muzyki nowej i niezależnej, udało nam się trafić nawet do Brazylii, Argentyny, Meksyku, Włoch, Hiszpanii, Danii, Belgii, po trochu wszędzie, to jest bez końca… marzy nam się management, który by to wszystko ogarnął… a my moglibyśmy się wtedy skupić już tylko na tworzeniu muzyki.



Adam Dobrzyński: „Selling lies”- jak wyglądała praca nad tym albumem, bo to nie jest muzyka czy teksty, które powstały w jeden tydzień.



Stephane Włodarczyk: No faktycznie, daliśmy sobie czas. Ja nawet wykorzystałem pewien pomysł i riff, który grałem pierwszy raz jeszcze na koncercie w liceum w Paryżu, dawno temu. Praca nad albumem zaczęła się w 2021 roku. Chcieliśmy zabrzmieć rockowo i po angielsku… tak jak na naszej pierwszej EPce ale tym razem z top produkcją. Producent, który miksował nasz poprzedni album, i który wrócił z USA przekonywał mnie, że z taką muzyką rockową zostaniemy zauważeni. Udało się też stworzyć koncepcję, tematykę albumu; jego kierunek był jasny, a raczej ciemny… społeczny, punkowy, nieco anarchistyczny. Dosyć wcześnie ustaliliśmy, że będzie głośno i energicznie, nawet nasza ładna balladka zaczyna się ostro. Niektóre teksty powstały dopiero jak już utwory były w pełni nagrane instrumentalnie, żeby była spontaniczność i żeby zawsze dopasować się do klimatu całości. “Selling Lies”, to utwór który już istniał jak graliśmy koncerty w duecie akustycznym. Pamietam, że jak go tworzyłem to czułem się jak dzieciak, który nauczył się grać riff Aerosmith.


Tomek Bogacki: W naszym zespole jest zawsze dużo materiału, z którego możemy czerpać, aby tworzyć kolejne utwory. Stephane ma właściwie pomysłów na dwa albumy do przodu. Decydujemy się na wybór tych, które od razu inspirują i wyzwalają w wyobraźni całą formę piosenki. Później nagrywamy piloty i często dodajemy kolejne pomysły. Cała zabawa zaczyna się od nowa po nagraniu bębnów, ponieważ nagrywamy nasze partie od nowa i wtedy pojawiają się kolejne smaczki i pomysły. Największym wyzwaniem staje się powiedzenie “już dość”. Zdaję sobie sprawę, że taki system produkcji jest długi, ale w czasie pandemii nam to nie przeszkadzało, a efekty były bardzo dobre.


Adam Dobrzyński: Tytułowy singiel dotyka ważnych spraw, tematów, obaw płynących do nas w ostatnich miesiącach. Opowiedzcie proszę o tym.



Stephane Włodarczyk: Singiel jak i album w większości utworów opowiadają o brutalności współczesnego świata, o tym że ludzie są jakby coraz bardziej oddzieleni od siebie, na różne sposoby, okłamywani, manipulowani… Naszym przesłaniem jest, aby ludzie nie przestali myśleć, nie powtarzać, myśleć. Właściwie to nasze słowa są zainspirowane tak samo tradycją rockowej czy punkowej rebelii jak i własnymi współczesnymi refleksjami. Ta synteza nie była taka oczywista, w ogóle znaleźć swój głos, żeby śpiewać takie rzeczy przekonująco nie jest łatwo i jest wynikiem pewnego procesu…



Adam Dobrzyński: Co Was boli, co przeszkadza w dzisiejszym świecie?



Stephane Włodarczyk: Przeszkadza nam, że dla muzyków tworzących oryginalne kompozycje ten świat jest bez litości. Wychodzi się z założenia, że to, co robimy nie ma żadnego znaczenia ani wartości, no chyba, że się sprzeda… artyści są generalnie traktowani dosyć pobocznie w naszej współczesnej kulturze, tik tok i różne shorty w internecie już skróciły ludzkie zainteresowanie do praktycznie niczego. Sztuczna inteligencja wkrótce może nawet wypełnić ponad połowę contentu, który niektórzy oglądają, stając się jakby częścią maszyny… także zaczynamy myśleć, że tylko wrażliwość artystyczna uratuje ludzkość od utraty samej siebie, także ją kultywujemy.


Adam Dobrzyński: Jak walczyć z zalewającą nas dezinformacją, wszechogarniającym „hejtem”, czy jest gdzieś jakiś wentyl bezpieczeństwa do normalności?



Stephane Włodarczyk: Powinni nimi być artyści, po części jednak wciąż są. Wentylem może być też sport, w jakiejś mierze… właściwie, sztuka może być jedyną dziedziną intelektualną, która nie jest w pełni poddana politycznym interesom czy trendom. Innego wentylu bezpieczeństwa nie widzę… W pierwszej linii jest kultura masowa. Nasza muzyka, choć niszowa, należy do kultury masowej.



Adam Dobrzyński: A właśnie, gdzie dziś mamy normy społeczne, kto o nich decyduje?



Stephane Włodarczyk: Chyba właśnie producenci kultury masowej, czyli w dużej mierze Hollywood i Ameryka. Można się też zwrócić w stronę innych wzorów, ale nie polecam za bardzo… Pieniądze też decydują, także światowe korporacje, interesy różnych narodów mają również wpływ na obraz naszego świata. Niemcy, Francuzi, Europa. Ale nas nie interesują normy, reguły czy zakazy, nas interesuje to aby inspirować ludzi do tego by byli wrażliwi, otwarci i myślący.




Rozrywka, która potrafi przemycić ciekawa idee, chwile poezji, jakąś atmosferę czy skojarzenie, bardziej cieszy



Adam Dobrzyński: Czy kluczem jest akceptacja zmian czy właśnie istotą jest możliwość, odwaga na nie zgadzanie się z tym co nie jest zgodne z naszym powiedzmy, kręgosłupem moralnym?



Stephane Włodarczyk: My zachęcamy aby ludzie mieli swój kręgosłup moralny, prawie każdy ma… żeby byli cywilizowani. Istotą życia jest zmiana, więc trudno jest zatrzymać głębokie ruchy oddolne chociaż nie każda nowość jest dobra, o czym wiemy. Cała cywilizacja zachodnia jest na początku głębokich przemian, coś nowego powstanie, nie wiadomo co, może straszne, może wspaniałe, ale to będzie zależeć od tego na ile utrzyma się ducha tego zachodu. Miarą tego może być na ile pogodzi się z własnymi tradycjami czy też fundamentami. My chcemy wierzyć, że jest możliwa rozważna synteza i że tolerancja pozostanie podstawową wartością naszej cywilizacji. Absurdem jest to, że wolność naszej ery kulturowej trzeba dziś poważnie chronić pociskami niemalże jądrowymi…


Adam Dobrzyński: Rola współczesnej formacji rockowej w dzisiejszym świecie- brzmi jak temat pracy co najmniej magisterskiej -ale właśnie- czy dzisiaj głos Muzyka, Artysty jest ważny. Czy muzyką można jeszcze walczyć, pociągnąć za sobą, swoim zdaniem, poruszanymi kwestiami odbiorców, słuchaczy, fanów?



Stephane Włodarczyk: Pewnie, że tak! Rozrywka, która potrafi przemycić ciekawa idee, chwile poezji, jakąś atmosferę czy skojarzenie, bardziej cieszy. Zresztą nas nie stworzono do bycia Taylor Swift. Muzyka rockowa musi być trochę prowokacyjna. W ogóle jestem zaskoczony, że nasza muzyka jakoś nie brzmi jak z minionej epoki… tak jakby te zwyczaje mainstreamowych mediów, że rocka już nie ma - były iluzją a my się przez nią przebiliśmy… Ja bym chciał żeby każdy widział w naszej muzyce i treści to, co chce w niej widzieć. Mówi się, że piosenka jak jest wypuszczona już staje się dobrem wspólnym i to ludzie jej nadają znaczenie. Sam fakt, że kilka osób na świecie sobie śpiewało “Selling Lies” głośno, dla naszej muzyki coś już znaczy… Myślę że wśród naszych fanów są ludzie o różnych poglądach. Zresztą my ich nie nazywamy fanami tylko przyjaciółmi, Friends.



Adam Dobrzyński: Jakie macie plany na jesień? Słyszałem- tak mówią w Waszym najbliższym otoczeniu, ze Stefski & Hutch jest gotowy podbić Europę a na pewno zaprezentować się przed publicznością poza granicami naszego kraju. Jaki macie plan by osiągnąć swój cel?



Stephane Włodarczyk: Teraz pracujemy nad przygotowaniem naszego show. Próby w kwartecie, potem visuale… może na jesieni lub zimą zagramy pierwszy koncert w Warszawie, dalej… to trochę jak z albumem. Gdy pokażemy jak gramy, tu i tam, to się zobaczy. We wrześniu wydajemy cyfrowo sesję live nagraną dla angielskiego radia internetowego, która wygrała wiele nagród, The Sound Lab UK, z naszymi trzema singlami. W listopadzie będzie EPka z kolejnym singlem z albumu. Będzie na niej też cover Leonarda Cohena oraz angielska wersja naszej polskiej piosenki. Później na początku 2025 roku wyjdzie ostatnia EPka związana z albumem “Selling Lies”. Tymczasem plany koncertowe powinny nam się ułożyć, Polska i Niemcy szczególnie są w planach, zobaczymy.


Adam Dobrzyński: Tego Wam życzę I dzięki za rozmowę !!!


Komentarze

Nowsza Starsza