Everlast urodził się 18 sierpnia 1969 roku w Valley Stream w Stanach Zjednoczonych jako Eric Francis Schrody.
Trzykrotnie nominowany do nagrody Grammy, zdobył ją w 2000 roku za duet z Santaną i nagranie "Put Your Lights On".
Wydał siedem płyt, najnowsza zatytułowana "Cull" powinna ujrzeć światło dzienne jeszcze w tym roku!
A już 9 czerwca na jedynym koncercie w warszawskiej Progresji zagra nie tylko swoje największe przeboje ale i fragmenty premierowego materiału!!!
Everlast ma chandrę. Nie taką, jaką
słychać na jego multiplatynowym albumie "Whitey Ford Sings the Blues" z
roku 1998, ani nawet nie taką jak na kolejnym, Eat at Whitey's, z roku
2000. Nie - Białas (Whitey) ma chandrę… i nie wstydzi się uronić kilku
łez śpiewając o tym.
"Szczerość jest moim jedynym pancerzem” w ten sposób Everlast wyjaśnia pełne prostych emocji utwory jak "This Kind of Lonely" oraz "Sleeping Alone" z jego długo oczekiwanego czwartego solowego albumu White Trash Beautiful.
Zainspirowany jest wszystkimi nagraniami Neil’a Young’a i Waylon’a Jennings’a, których jego pracujący na budowie ojciec słuchał, kiedy Everlast (urodzony jako Erik Schrody) był jeszcze dzieciakiem, oraz płytami wytwórni Motown z kolekcji jego matki, a także dokonaniami klasycznych już dziś raperów z lat 80.; White Trash Beautiful jest hip-hopem podanym w stylu, w jakim tylko Everlast może to zrobić: surowy, bluesowy i z jego złamanym sercem jako znakiem rozpoznawczym.
"Cała masa tych utworów zainspirowana jest związkiem, w którym byłem przez kilka ostatnich lat i który - jak w większości takich przypadków – doprowadziłem do rozpadu” – w ten sposób Everlast wyjaśnia nastrój takich nagrań jak "Broken" i "Lonely Road": obydwa z nich poruszają nieoficjalną tematykę albumu, którą jest samotność. "Chyba wiem skąd się biorą dobre utwory – albo igrasz z miłością, albo ze śmiercią. Kiedyś Chuck D powiedział coś, co mnie bardzo ujęło. Powiedział: ‘Nie jest ciężko być twardzielem – naprawdę ciężko jest pokonać przeciwności, nie występować z pozycji siły i ukazać swoje łagodniejsze oblicze’.
I właśnie 'Whitey Ford' dał mi możliwość zamanifestowania tego wszystkiego. Jeśli będąc koło trzydziestki nie czujesz się komfortowo we własnej skórze, to źle ci wróżę”.
Ale ukazywać delikatność i zachowywać się delikatnie to dwie zupełnie różne sprawy.
Everlast - który w roku 1997 otarł się o śmierć, przechodząc bardzo ciężki atak serca - mówi, że po tych przejściach jest silniejszy wobec przeciwności i dlatego nie boi się przygotowywać dawki „niemodnych” dramatów, które rozsadzają głowy jego wiernym fanom - „wariatom”, jak ich nazywa. Raper ukazał swoje twardsze oblicze w złowieszczym, pełnym temperamentu "Warning”.
Aby być dobrze zrozumianym w swoim przesłaniu, wyciął ze starego utworu House of Pain sampla z krzykiem i umieścił go w motorycznym, akustyczno-rockowym "Pain", a potem przeobraził się ni mniej ni więcej tylko w świątobliwego kaznodzieję w utworze "God Wanna", w którym stara się utrzymać równowagę pomiędzy wpływami siedzącego na jednym ramieniu diabła i anioła na drugim.
"Jestem alfonsem, jestem złodziejem, jestem zabójcą, jestem dilerem, jestem świętym kaznodzieją, jestem nauczycielem, jestem uzdrowicielem; jestem tym, który daje i tym, który odbiera, jestem stworzoną dawno temu wielką dochodową instytucją” śpiewa swoim chropowatym rykiem.
Od czasu, kiedy w roku 1997 opuścił House of Pain, Everlast zmieniał konsekwentnie swoje brzmienie, przebywając drogę od opartych na motywach irlandzkich zbirowatych, pijackich hip-hop’owych przebojów grupy, aż do introspektywnego hitu "What It's Like", który znalazł się na multiplatynowej płycie "Whitey Ford". Kontynuuje tę podróż na albumie White Trash Beautiful, na którym łagodzi swoją cwaniacką, hip-hop’ową naturę prostymi akustycznymi opowieściami o samotności i złamanym sercu, tak jak to czyni np. w kunsztownej, pełnej pokory balladzie “Broken". Nagrany we własnym zakresie w Nowym Jorku i Los Angeles (na dodatek pomiędzy dwoma kontraktami płytowymi) album White Trash Beautiful jest głosem Everlast’a pogodzonego z przeszłością, uznającego swoje klęski i próbującego pozbierać do kupy swoje życie.
"Sporo jest na tej płycie rzeczy dojrzałych” mówi o takich utworach, jak otwierający album “Blinded by the Sun". To próba stworzenia nowego oblicza tradycyjnej country murder ballad poprzez zapożyczenie głównej postaci od Quentin’a Tarantino, który nakreślił ją w filmie "True Romance", użycie sampli od Eric’a B. oraz Rakim’a, a także przez natchnienie płynące z tekstów Public Enemy i Neil’aYoung’a. "Gdyby napisałby to Johnny Cash" mówi "na pewno musiałby tu być mężczyzna, zabijający kobietę. Moja wersja jest bardziej zbliżona do 'Burning Bed'. Nadaję kobietom trochę gangsterskiej żyłki”.
Mimo, że większość utworów na White Trash Beautiful oparta jest na chrypiącym śpiewie Everlast'a, gitarach akustycznych i oszczędnych, programowanych beat’ach, to pozostaje on w głębi duszy raperem – nawet jeśli jego utwory nie przystają do większości pełnych przepychu i blichtru współczesnych hip-hop’owych brzmień.
"Nie ma czegoś, czego bym nie spróbował – czy jest to jazz, funk czy też country" mówi Everlast. "Ale zamierzam ciągle w ten sposób tworzyć hip-hop – dość dziwaczny, jak to może odbierać część ludzi. Po prostu próbuję rozwijać artystyczną formę. Emocje i uczucia są tym, co mnie inspiruje, a nie ma tego zbyt wiele w dzisiejszym hip-hop’ie. Kiedy miałem 19 lat, moimi emocjami było ‘napijmy się i poszalejmy’, ale teraz mam 34 lata”.
"Widzisz - hip-hop, aby stworzyć samego siebie, skorzystał ze wszystkich form muzycznych na ziemi; ja natomiast próbuję go zaszczepić do innych gatunków, bo uważam, że hip-hop się zagubił, zatracił. Mówiąc to czuję się jak własny ojciec, ale ja się pojawiłem kiedy istnieli już Run-DMC, BDP, N.W.A., PE, całe abecadło – i każdy z nich robił coś innego. Dzisiaj każdy robi takie same rzeczy jak wszyscy inni. Kiedy miałem 20 lat odkryłem rap i była to forma buntu. Teraz sięgam wstecz do rzeczy, których dotąd unikałem, bo to była muzyka moich rodziców”.
Pierwszy singiel, tytułowy "White Trash Beautiful", jest opartą na bluesie ilustrowaną opowieścią o typach ludzi, jakich Everlast obserwował na parkingach dla ciężarówek w całym kraju podczas swoich tras koncertowych. O ile główne postacie (ciężarna królowa parkingu, pracująca w przydrożnym zajeździe i jej facet - jeżdżący na długich trasach kierowca ciężarówki) są właściwie fikcyjne, to uczucie rozłąki jest bardzo realistyczne. "Cudowna, biała hołoto, coś powinnaś wiedzieć/Moje serce należy do ciebie” śpiewa Everlast na tle gitary slide. "Tacy ludzie mają spieprzone życia, ale udało im się kogoś pokochać i potrafią to przetrwać. Ten utwór i 'This Kind of Lonely' są całkowicie realne. To nie są literackie wymysły. Obserwuję ludzi na mojej drodze i zdobywam wiedzę na temat tego, jaka wśród nich panuje samotność; i wtedy mogę pisać taką historię. Ich przemyślenia i rozmowy są takimi, jakie miały miejsce w mojej głowie”.
"This Kind of Lonely" jest tak realistyczny, że zaczyna się od prawdziwych odgłosów kropli deszczu, które Everlast nagrał przez mikrofon, wystawiony za okno swojego pokoju. Jest to utwór pełen wywnętrzeń i zawiera nawet własną wizję klasycznego refrenu Hank’a Williams’a, który w ustach Everlast'a zmienił się w "I'm so lonesome I could die". Kompozycja ta trafia do świadomości do tego stopnia, że współproducent albumu i długoletni przyjaciel, Dante Ross, nie może już jej słuchać. Mamy tu też efekt ponownej współpracy Everlast’a z doświadczonym aranżerem smyczków, David’em Campbell’em (Green Day, Evanescence, Brandy).
Można sobie zadać pytanie: rapowe numery o niepewności i obawach? Śmiało, sprawdźcie, jeśli się odważycie - ale to tylko jeden dzień z życia Everlast’a. "Nie wiem, czy mógłbyś postawić się w takiej sytuacji” mówi. "Mam swoje ego i można to usłyszeć w moich utworach i zobaczyć podczas moich występów, ale to wcale nie znaczy, że nie możesz mnie przyłapać pochlipującego na ulicy. Ale… nie myśl sobie, że tylko dlatego, że mówię o miłości, to nie mogę kopnąć cię w dupę” dodaje z uśmiechem.
Tematy związane mocno z rzeczywistością kontynuuje w funkowo-rapowym numerze "Sleeping Alone", który gromadzi prawdziwe sceny z nieudanego związku Everlast'a: stare zdjęcia jego partnerki, myjącej sobie włosy, pustą szufladę na kosmetyki i - kosztujący 50.000 $ - pierścionek zaręczynowy, którego nie chce przyjąć z powrotem.
Daje swoim ześwirowanym fanom pewną odskocznię, warcząc w zabarwionym reggae "Soul Music" i wzywa swoich latynoskich braci i siostry do okrzyków w "Sad Girl". Ale już w nosowo zaśpiewanym "Angel" staje się bardziej hardcore’owy.
Pomimo, że rockowy utwór, mówiący o poszukiwaniu idealnej kobiety, utrzymany jest w umiarkowanym tempie, to jednak oddziałuje jak solidny ładunek heavy metalu. "Ona jest moim aniołem, moją ukochaną, moim najlepszym przyjacielem/ Nienawidzę jej, bo ją kocham, więc krzywdzę ją jeszcze raz” śpiewa w zgrzytającym i prowadzącym do uświadomienia sobie kilku rzeczy numerze: „Nie chcę już mieć innej kobiety, nie chcę znowu tego zrobić”. Utwór ten powstał wprost na bazie jego osobistych, życiowych doświadczeń - „To jest o poszukiwaniu kobiety idealnej; i nadchodzi taki moment, że sobie w końcu uświadomisz: kurwa! przecież już ją miałem!” mówi.
Everlast nie wie, czy świat jest naprawdę gotów na przyjęcie wrażliwego bandyty, ale kiedy pokonałeś śmierć, to nie zostało zbyt wiele rzeczy, które mogą cię napawać obawą.
"Nie boję się umrzeć, ale i nie chcę, a jednocześnie zrobiłem to” mówi o swoich problemach z sercem. "Cierpiałem z powodu ogromnego bólu umierania, ale dzięki technice powróciłem. Wiem, że kiedy śmierć znowu się pojawi – nie potknę się o nią; będę gotowy: ‘to już na mnie czas? OK., chodźmy’. Te utwory traktują o tym, że rodzimy się samotni i umieramy w samotności. Nie ma znaczenia, że masz żonę, czy rodzinę; są pewne rzeczy, z którymi – jako człowiek – musisz poradzić sobie sam. Chcę przez to powiedzieć, że mogę unieść ten ciężar, ale przydałoby się jakieś towarzystwo”.
"Szczerość jest moim jedynym pancerzem” w ten sposób Everlast wyjaśnia pełne prostych emocji utwory jak "This Kind of Lonely" oraz "Sleeping Alone" z jego długo oczekiwanego czwartego solowego albumu White Trash Beautiful.
Zainspirowany jest wszystkimi nagraniami Neil’a Young’a i Waylon’a Jennings’a, których jego pracujący na budowie ojciec słuchał, kiedy Everlast (urodzony jako Erik Schrody) był jeszcze dzieciakiem, oraz płytami wytwórni Motown z kolekcji jego matki, a także dokonaniami klasycznych już dziś raperów z lat 80.; White Trash Beautiful jest hip-hopem podanym w stylu, w jakim tylko Everlast może to zrobić: surowy, bluesowy i z jego złamanym sercem jako znakiem rozpoznawczym.
"Cała masa tych utworów zainspirowana jest związkiem, w którym byłem przez kilka ostatnich lat i który - jak w większości takich przypadków – doprowadziłem do rozpadu” – w ten sposób Everlast wyjaśnia nastrój takich nagrań jak "Broken" i "Lonely Road": obydwa z nich poruszają nieoficjalną tematykę albumu, którą jest samotność. "Chyba wiem skąd się biorą dobre utwory – albo igrasz z miłością, albo ze śmiercią. Kiedyś Chuck D powiedział coś, co mnie bardzo ujęło. Powiedział: ‘Nie jest ciężko być twardzielem – naprawdę ciężko jest pokonać przeciwności, nie występować z pozycji siły i ukazać swoje łagodniejsze oblicze’.
I właśnie 'Whitey Ford' dał mi możliwość zamanifestowania tego wszystkiego. Jeśli będąc koło trzydziestki nie czujesz się komfortowo we własnej skórze, to źle ci wróżę”.
Ale ukazywać delikatność i zachowywać się delikatnie to dwie zupełnie różne sprawy.
Everlast - który w roku 1997 otarł się o śmierć, przechodząc bardzo ciężki atak serca - mówi, że po tych przejściach jest silniejszy wobec przeciwności i dlatego nie boi się przygotowywać dawki „niemodnych” dramatów, które rozsadzają głowy jego wiernym fanom - „wariatom”, jak ich nazywa. Raper ukazał swoje twardsze oblicze w złowieszczym, pełnym temperamentu "Warning”.
Aby być dobrze zrozumianym w swoim przesłaniu, wyciął ze starego utworu House of Pain sampla z krzykiem i umieścił go w motorycznym, akustyczno-rockowym "Pain", a potem przeobraził się ni mniej ni więcej tylko w świątobliwego kaznodzieję w utworze "God Wanna", w którym stara się utrzymać równowagę pomiędzy wpływami siedzącego na jednym ramieniu diabła i anioła na drugim.
"Jestem alfonsem, jestem złodziejem, jestem zabójcą, jestem dilerem, jestem świętym kaznodzieją, jestem nauczycielem, jestem uzdrowicielem; jestem tym, który daje i tym, który odbiera, jestem stworzoną dawno temu wielką dochodową instytucją” śpiewa swoim chropowatym rykiem.
Od czasu, kiedy w roku 1997 opuścił House of Pain, Everlast zmieniał konsekwentnie swoje brzmienie, przebywając drogę od opartych na motywach irlandzkich zbirowatych, pijackich hip-hop’owych przebojów grupy, aż do introspektywnego hitu "What It's Like", który znalazł się na multiplatynowej płycie "Whitey Ford". Kontynuuje tę podróż na albumie White Trash Beautiful, na którym łagodzi swoją cwaniacką, hip-hop’ową naturę prostymi akustycznymi opowieściami o samotności i złamanym sercu, tak jak to czyni np. w kunsztownej, pełnej pokory balladzie “Broken". Nagrany we własnym zakresie w Nowym Jorku i Los Angeles (na dodatek pomiędzy dwoma kontraktami płytowymi) album White Trash Beautiful jest głosem Everlast’a pogodzonego z przeszłością, uznającego swoje klęski i próbującego pozbierać do kupy swoje życie.
"Sporo jest na tej płycie rzeczy dojrzałych” mówi o takich utworach, jak otwierający album “Blinded by the Sun". To próba stworzenia nowego oblicza tradycyjnej country murder ballad poprzez zapożyczenie głównej postaci od Quentin’a Tarantino, który nakreślił ją w filmie "True Romance", użycie sampli od Eric’a B. oraz Rakim’a, a także przez natchnienie płynące z tekstów Public Enemy i Neil’aYoung’a. "Gdyby napisałby to Johnny Cash" mówi "na pewno musiałby tu być mężczyzna, zabijający kobietę. Moja wersja jest bardziej zbliżona do 'Burning Bed'. Nadaję kobietom trochę gangsterskiej żyłki”.
Mimo, że większość utworów na White Trash Beautiful oparta jest na chrypiącym śpiewie Everlast'a, gitarach akustycznych i oszczędnych, programowanych beat’ach, to pozostaje on w głębi duszy raperem – nawet jeśli jego utwory nie przystają do większości pełnych przepychu i blichtru współczesnych hip-hop’owych brzmień.
"Nie ma czegoś, czego bym nie spróbował – czy jest to jazz, funk czy też country" mówi Everlast. "Ale zamierzam ciągle w ten sposób tworzyć hip-hop – dość dziwaczny, jak to może odbierać część ludzi. Po prostu próbuję rozwijać artystyczną formę. Emocje i uczucia są tym, co mnie inspiruje, a nie ma tego zbyt wiele w dzisiejszym hip-hop’ie. Kiedy miałem 19 lat, moimi emocjami było ‘napijmy się i poszalejmy’, ale teraz mam 34 lata”.
"Widzisz - hip-hop, aby stworzyć samego siebie, skorzystał ze wszystkich form muzycznych na ziemi; ja natomiast próbuję go zaszczepić do innych gatunków, bo uważam, że hip-hop się zagubił, zatracił. Mówiąc to czuję się jak własny ojciec, ale ja się pojawiłem kiedy istnieli już Run-DMC, BDP, N.W.A., PE, całe abecadło – i każdy z nich robił coś innego. Dzisiaj każdy robi takie same rzeczy jak wszyscy inni. Kiedy miałem 20 lat odkryłem rap i była to forma buntu. Teraz sięgam wstecz do rzeczy, których dotąd unikałem, bo to była muzyka moich rodziców”.
Pierwszy singiel, tytułowy "White Trash Beautiful", jest opartą na bluesie ilustrowaną opowieścią o typach ludzi, jakich Everlast obserwował na parkingach dla ciężarówek w całym kraju podczas swoich tras koncertowych. O ile główne postacie (ciężarna królowa parkingu, pracująca w przydrożnym zajeździe i jej facet - jeżdżący na długich trasach kierowca ciężarówki) są właściwie fikcyjne, to uczucie rozłąki jest bardzo realistyczne. "Cudowna, biała hołoto, coś powinnaś wiedzieć/Moje serce należy do ciebie” śpiewa Everlast na tle gitary slide. "Tacy ludzie mają spieprzone życia, ale udało im się kogoś pokochać i potrafią to przetrwać. Ten utwór i 'This Kind of Lonely' są całkowicie realne. To nie są literackie wymysły. Obserwuję ludzi na mojej drodze i zdobywam wiedzę na temat tego, jaka wśród nich panuje samotność; i wtedy mogę pisać taką historię. Ich przemyślenia i rozmowy są takimi, jakie miały miejsce w mojej głowie”.
"This Kind of Lonely" jest tak realistyczny, że zaczyna się od prawdziwych odgłosów kropli deszczu, które Everlast nagrał przez mikrofon, wystawiony za okno swojego pokoju. Jest to utwór pełen wywnętrzeń i zawiera nawet własną wizję klasycznego refrenu Hank’a Williams’a, który w ustach Everlast'a zmienił się w "I'm so lonesome I could die". Kompozycja ta trafia do świadomości do tego stopnia, że współproducent albumu i długoletni przyjaciel, Dante Ross, nie może już jej słuchać. Mamy tu też efekt ponownej współpracy Everlast’a z doświadczonym aranżerem smyczków, David’em Campbell’em (Green Day, Evanescence, Brandy).
Można sobie zadać pytanie: rapowe numery o niepewności i obawach? Śmiało, sprawdźcie, jeśli się odważycie - ale to tylko jeden dzień z życia Everlast’a. "Nie wiem, czy mógłbyś postawić się w takiej sytuacji” mówi. "Mam swoje ego i można to usłyszeć w moich utworach i zobaczyć podczas moich występów, ale to wcale nie znaczy, że nie możesz mnie przyłapać pochlipującego na ulicy. Ale… nie myśl sobie, że tylko dlatego, że mówię o miłości, to nie mogę kopnąć cię w dupę” dodaje z uśmiechem.
Tematy związane mocno z rzeczywistością kontynuuje w funkowo-rapowym numerze "Sleeping Alone", który gromadzi prawdziwe sceny z nieudanego związku Everlast'a: stare zdjęcia jego partnerki, myjącej sobie włosy, pustą szufladę na kosmetyki i - kosztujący 50.000 $ - pierścionek zaręczynowy, którego nie chce przyjąć z powrotem.
Daje swoim ześwirowanym fanom pewną odskocznię, warcząc w zabarwionym reggae "Soul Music" i wzywa swoich latynoskich braci i siostry do okrzyków w "Sad Girl". Ale już w nosowo zaśpiewanym "Angel" staje się bardziej hardcore’owy.
Pomimo, że rockowy utwór, mówiący o poszukiwaniu idealnej kobiety, utrzymany jest w umiarkowanym tempie, to jednak oddziałuje jak solidny ładunek heavy metalu. "Ona jest moim aniołem, moją ukochaną, moim najlepszym przyjacielem/ Nienawidzę jej, bo ją kocham, więc krzywdzę ją jeszcze raz” śpiewa w zgrzytającym i prowadzącym do uświadomienia sobie kilku rzeczy numerze: „Nie chcę już mieć innej kobiety, nie chcę znowu tego zrobić”. Utwór ten powstał wprost na bazie jego osobistych, życiowych doświadczeń - „To jest o poszukiwaniu kobiety idealnej; i nadchodzi taki moment, że sobie w końcu uświadomisz: kurwa! przecież już ją miałem!” mówi.
Everlast nie wie, czy świat jest naprawdę gotów na przyjęcie wrażliwego bandyty, ale kiedy pokonałeś śmierć, to nie zostało zbyt wiele rzeczy, które mogą cię napawać obawą.
"Nie boję się umrzeć, ale i nie chcę, a jednocześnie zrobiłem to” mówi o swoich problemach z sercem. "Cierpiałem z powodu ogromnego bólu umierania, ale dzięki technice powróciłem. Wiem, że kiedy śmierć znowu się pojawi – nie potknę się o nią; będę gotowy: ‘to już na mnie czas? OK., chodźmy’. Te utwory traktują o tym, że rodzimy się samotni i umieramy w samotności. Nie ma znaczenia, że masz żonę, czy rodzinę; są pewne rzeczy, z którymi – jako człowiek – musisz poradzić sobie sam. Chcę przez to powiedzieć, że mogę unieść ten ciężar, ale przydałoby się jakieś towarzystwo”.
Prześlij komentarz