Jake Bugg- debiut roku 2012 - nie tylko wg mnie - powraca genialną płytą!!!




Szkoda, że odwołał warszawski koncert, tym samym odwołał wywiad, który jakiś czas temu miałem zabukowany. Nie szkodzi. Nie tylko wybrany przeze mnie, debiutantem 2012 roku, Jake Bugg wraca doskonałą, perfekcyjnie skomponowaną, nagraną i wyprodukowaną pozycją.
Najnowszy album ukazał się 18 listopada, i choć w minionym roku przypominał młodego, zadziornego Keitha Richardsa, lecz śpiewającego w stylu wczesnego Dylana i Donovana, ze swojej pozy, nie zrezygnował. Wręcz ją podwoił.
Za to promujący nowy album teledysk „What Doesn't Kill You" pokazuje go w nowym wcieleniu – gra na elektrycznej gitarze w stylu Arctic Monkeys, ubrany jest w punkową skórę "ramoneskę". Fryzura też nawiązuje do zespołu The Ramones. W muzyce słychać echa Neila Younga, może Cata Stevensa czy Toma Petty'ego. Lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku nadal są kluczem do zrozumienia jego twórczości.
Odpowiedzialny za krążek producent Rick Rubin, który zmienił już brzmienie muzyki Red Hot Chilli Peppers, Coldplay, o ostatnio odesłał do przeszłości Black Sabbath, nagrywając album "13" w stylu debiutu z kwartetu z 1970 r, nie ingerował w postać Bugga a w swoim tylko znanym stylu, ubogacił ją.
Notabene w sesji nagraniowej Bugga brał udział perkusista Red Hotów - Chad Smith.Wątek brzmieniowy związany z tą kapelą najlepiej chyba można wyłapać w nagraniu "Simple Pleasures"...
"Bardzo się cieszę, że mogłem nagrywać z bardziej doświadczonymi muzykami - powiedział Brytyjczyk. – Na początku plan był minimalistyczny – zarejestrować z Rubinem tylko dwie piosenki. Nagraliśmy dwanaście. Rick jest świetny. Zawsze stara się wczuć w intencje artysty i wydobyć z niego to, co najlepsze.
Bugg, jak na młodego człowieka przystało, nie przejmował się zbytnio sławą Rubina.
– Na początku, myślałem o nim "ten facet z brodą" – wspomina Jake. – Dopiero potem zaczęło do mnie dochodzić, że znajdując się w studio tego słynnego Rubina i stoję na miejscu, które zajmował kiedyś Johnny Cash. Szalona historia!

Przypomnę tylko, że w zeszłym roku muzyką dziewiętnastolatka zachwycali się w Wielkiej Brytanii wszyscy najważniejsi - Noel Gallagher, Lily Allen, Elton John, Damon Albarn oraz muzycy Coldplay czy Snow Patrol. Wcześniej polubili jego nagrania fani. Debiutancka płyta  "Jake Bugg" wydana w październiku 2012 r. od razu trafiła na pierwsze miejsce UK Album Chart. Od sensacyjnego debiutu Arctic Monkeys w 2005 roku, nie było na brytyjskiej scenie muzycznej nikogo, kto tak doskonale potrafiłby oddać nastroje młodego pokolenia.
Fenomen Jake'a polega też  na tym, że jego niezwykle szczere piosenki przemawiają nie tylko do nastolatków, ale też do ich rodziców. Gra bowiem muzykę inspirowaną dokonaniami ich idoli. Bugg akompaniował sobie na akustycznej gitarze, a wspomagał go na elektrycznym instrumencie Ian Archer. Grali fenomenalnie - mocno, dynamicznie, jak Bob Dylan na wczesnych albumach. Producenci opakowali dźwięki pogłosem w stylu lat 60., dodając im patynę ery bigbitu.
Gitarzysta urodzony w 1994 r., który pierwszy poważny występ na Glastonbury Festiwal zaliczył w 2011 r., nie podąża śladem jednego artysty.
To jest ogromny atut tego utalnetowanego młodziaka.
A legendarne studiu, którego nazwa zdobi tytuł na okładce, zobowiązuje. Nagrywali w nim wspomniani m.in Bob Dylan, Neil Young a ostatnio choćby Mark Knopfler.
Prawie na sam koniec doskonałego muzycznie 2013 roku, dostajemy jedną z najważniejszych płyt. Naprawdę

Komentarze

Nowsza Starsza