Zmarł pionier funku, Sly Stone. Miał 82 lata

 

 

Zmarł Sly Stone. Miał 82 lata. I choć świat dowiedział się o tym dopiero teraz, jego milczenie trwało już od dawna – a jednak było to milczenie głośne, pełne echa basów, które nie przestawały rezonować. Bo nie wystarczy powiedzieć, że Sly Stone był pionierem funku. Trzeba dodać  - był jego prorokiem, jego alchemikiem i jego najbardziej tragicznie ludzką twarzą.

Był jak Jimi Hendrix bez gitary, ale z całym zespołem za plecami. Jak James Brown, tylko bardziej rozedrgany. Jak Marvin Gaye, gdyby zamienić melancholię na elektryczną euforię. Gdy na scenę wszedł Sly and the Family Stone, świat zobaczył zespół jakiego jeszcze nie było: czarnych i białych, kobiet i mężczyzn, grających ramię w ramię. A potem usłyszał: „Dance to the Music”, „Everyday People”, „Thank You (Falettinme Be Mice Elf Agin)”. I już nigdy nie było jak dawniej.

W czasach, gdy Ameryka gotowała się w ogniu walki o prawa obywatelskie, Sly nie tylko stał na barykadzie – on do niej podłączył wzmacniacz. Jego funk miał brzmienie protestu, ale nie zaciśniętej pięści – raczej otwartej dłoni, która porywała wszystkich do tańca. Pokazywał, że równość można śpiewać, a wolność da się wytańczyć. Nie był naiwny, ale był odważny. A może odwrotnie? A potem przyszło „There’s a Riot Goin’ On” – najciemniejsze, najbardziej schizofreniczne dzieło w historii czarnej muzyki lat 70. Dźwięk paranoi. Narkotyczna mapa zagubienia. Album zagrany jakby z piwnicy, której drzwi nigdy już nie otwarto do końca. To nie był funk do zabawy. To był funk na przetrwanie. I wtedy Sly zniknął. Nie nagle – raczej jak człowiek, który powoli zapada się w siebie. Uzależnienia, procesy sądowe, życie w kamperze, później: niemal mityczny powrót z autobiografią (Thank You…) i dokument Questlove’a. Ale tak naprawdę odszedł już wcześniej.

Tylko teraz ciało dogoniło legendę. Był postacią tragiczną. Nie z wyboru – z natury. Zbyt genialny, by się dopasować, zbyt wolny, by grać według zasad. Ale ta tragiczność nie powinna przysłaniać faktu, że to on zbudował scenę, po której mogli chodzić Prince, Erykah Badu, Kendrick Lamar i tysiące innych. Nie było nikogo takiego jak Sly. I nie będzie. Bo tylko raz w historii funk, soul, gospel, psychodelia, protest i pop spotkały się w jednym człowieku – i postanowiły zamieszkać razem. Odszedł w wieku 82 lat. Ale przecież wiek nie ma tu większego znaczenia. Sly Stone był zawsze z innego wymiaru – takiego, gdzie kolor skóry nie grał roli, rytm mówił prawdę, a każdy dzień miał własną ścieżkę dźwiękową.

Thank you, Sly. Za to, że byłeś sobą. I że pozwoliłeś nam – choć przez chwilę – też być sobą.

Sylvester Stewart (15 marca 1943 – 9 czerwca 2025), lepiej znany pod pseudonimem Sly Stone, był amerykańskim muzykiem, autorem tekstów i producentem muzycznym.

Był frontmanem Sly and the Family Stone, odgrywając kluczową rolę w rozwoju funku dzięki pionierskiemu połączeniu soulu, rocka, psychodelii i gospel w latach 60. i 70. XX wieku. „AllMusic” stwierdził, że :

 „James Brown mógł wynaleźć funk, ale Sly Stone doprowadził go do perfekcji” i przypisał mu „stworzenie serii euforycznych, ale nacechowanych politycznie płyt, które wywarły ogromny wpływ na artystów ze wszystkich środowisk muzycznych i kulturowych”.

„Crawdaddy!” przypisuje mu założyciela ruchu „progressive soul”

 

Urodzony w Denton w Teksasie i wychowany w mieście Vallejo w Bay Area w Północnej Kalifornii, Stone opanował grę na kilku instrumentach w młodym wieku i wykonywał muzykę gospel jako dziecko ze swoim rodzeństwem (i przyszłymi członkami zespołu) Freddiem i Rose.

W połowie lat 60. pracował jako producent muzyczny dla Autumn Records i didżej w stacji radiowej KDIA w San Francisco.

W 1966 roku Stone i jego brat Freddie dołączyli do swoich zespołów, aby utworzyć Sly and the Family Stone, zintegrowany rasowo, mieszany pod względem płci zespół. Grupa wypromowała takie hity, jak „Dance to the Music” (1968), „Everyday People” (1968), „Thank You (Falettinme Be Mice Elf Agin)” (1969), „I Want to Take You Higher” (1969), „Family Affair” (1971) i „If You Want Me to Stay” (1973) oraz uznane albumy, w tym „Stand!” (1969), „There's a Riot Goin' On,(1971) i „Fresh” (1973).

W połowie lat 70. za zażywanie narkotyków i nieprzewidywalne zachowanie Stone'a skutecznie zakończyły działalność grupy, pozostały mu nagrania kilku nieudanych solowych albumów. Koncertował lub współpracował z takimi artystami jak Parliament-Funkadelic, Bobby Womack i Jesse Johnson.

W 1993 roku został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame jako członek grupy. Wziął udział w hołdzie Sly and the Family Stone podczas rozdania nagród Grammy w 2006 roku, był to jego pierwszy występ na żywo od 1987 roku.

W 2023 roku wydał autobiografię „Thank You (Falettinme Be Mice Elf Agin)”. 

 

9  czerwca 2025 r. Stone zmarł w swoim domu w Granada Hills w Los Angeles w wieku 82 lat. W oświadczeniu przekazanym magazynowi „Rolling Stone” jego rodzina stwierdziła, że ​​Stone zmarł z powodu przewlekłej obturacyjnej choroby płuc i „innych współistniejących problemów zdrowotnych


 

Komentarze

Nowsza Starsza